Nine Sols - recenzja. Zemsta w stylu Taopunk
Gdy ktoś wspomina o metroidvanii, wielu osobom przychodzą na myśl gry takie jak Hollow Knight, Ori and the Blind Forest, Castlevania czy Metroid. Kiedy z kolei szukamy tytułów o parowaniu ataków, to pierwsze co przychodzi na myśl to Sekiro czy Metal Gear Rising. Twórcy z tajwańskiego Red Candle Games, znani z horrorów Detention i Devotion, postanowili jako swoją pierwszą dużą grę, stworzyć tytuł, który łączy elementy znane z gatunku metroidvania, jak i odbijanie ataków przeciwników, by móc wystawić ich na kontrę. 29 maja 2024 na Steam pojawił się efekt ich prac - Nine Sols. Tytuł pokazujący, że małe studia mogą tworzyć piękne i bardzo grywalne gry.
Gdy podróż zaczyna się od śmierci
Głównym bohaterem Nine Sols jest Yi, który jest w stanie wracać do życia dzięki tajemniczym czarnym Primordial Roots. Po tym ja został zdradzony przez towarzyszy, wraca do zdrowia w wiosce ludzi, żyjących na niskim poziomie rozwoju technologii. Tym bardziej dziwny jest więc widok zaawansowanej technologicznie maszyny, służącej do składania ofiar bogom. Podczas jednej uroczystości, Yi ratuje młodego chłopca o imieniu Shaunshaun i rozpoczyna swoją podróż przez ukryte przed mieszkańcami wioski fabryki oraz pomieszczenia pełne nowoczesnej maszynerii. Przez najbliższe 20-30 godzin towarzyszyć będziemy protagoniście w jego zemście oraz próbie naprawienia błędów przeszłości.
Historia jest tym razem podana głównie w formie dialogów, zamiast znanej (i chyba mocno eksploatowanej) z gier soulslike narracji środowiskowej. Opowieść jest mroczna i poważna, a ostrzeżenie przed gore na początku nie jest wstawione dla szpanu, przy czym brutalne sceny są stosowane oszczędnie i służą lepszej narracji, a nie epatowaniu bezsensowną przemocą oraz biciu rekordu w ilości krwi i flaków na ekranie niczym w kolejnej wesołej przygodzie Jasona z przyjaciółmi.
Sam Yi jest również postacią, którą nie da się określić mianem bohatera. Choć ratuje chłopca, to wcześniej przygląda się bez wzruszenia śmierci dwóch innych osób. Wszystko co robi, opiera się na nauce oraz logice, a emocje stara się odstawiać na bok. Mimo tego jest w nim dobro i potrafi wypić wino ze znajomym, a także podarować prezent uratowanemu chłopcu, który ukrył się w bazie wypadowej Yi.
Niech energia Qi będzie z tobą...
System walki w grze opiera się o trzy elementy:
- ataki wręcz za pomocą dłoni, która dzięki energii Qi jest ostra niczym miecz,
- parowanie ataków,
- talisman.
Sami twórcy określają swój tytuł jako Sekiro-lite, więc już z tego można wywnioskować, że blokowanie ciosów wrogów oraz umiejętne kontry będą stanowiły istotny element rozgrywki. Do czego jednak służy talizman? Za każdym razem, gdy protagoniście uda się sparować cios, zyskuje jeden punkt energii Qi, które są używane do naładowania taoistycznego talizmanu, który po przyczepieniu do adwersarza po chwili eksploduje niczym ładunek C4. Dodatkowo do swojego użytku Yi otrzymuje łuk, a żeby wyleczyć swoje rany, ma na podorędziu fajkę medyczną.
Tak jak w każdej metroidvanii z czasem Yi będzie nabywać nowe umiejętności jak parowanie silniejszych ataków, podwójny skok czy silny atak. Aby dojść do końca swej podróży niezbędne będzie wykorzystywanie wszystkich zdolności zarówno w walce, jak i w przemieszczaniu się przez kręte i niebezpieczne ścieżki New Kunlun.
...i rozwijaj się mądrze...
Pokonując kolejnych wrogów na swojej drodze, zdobywamy doświadczenie oraz walutę Jin. Doświadczenie służy do wykupywania udoskonaleń w drzewku umiejętności, ale nie można go użyć od razu. Należy najpierw uzbierać odpowiednią ilość exp, aby zdobyć punkt umiejętności, który można zainwestować, w któreś z dostępnych skilli, wśród których są takie jak większa ilość slotów na energię Qi czy możliwość odbijania strzał z powrotem w stronę wrogów. Z kolei Jin jest wykorzystywany do kupowania produktów ze sklepów oraz udoskonaleń sprzętu u przyjacielskiego inżyniera.
Do nabycia są przede wszystkim jadeitowe chipy, które działają niczym charmy w Hollow Knight, dając nam dodatkowe benefity podczas walki, oraz trucizny, które są nam potrzebne do.... zwiększenia ilości punktów zdrowia. Po prostu przyjaciel z bazy wypadowej jest w stanie zrobić z różnorakich trujących rzeczy, własnej produkcji wino, które następnie ów kompan spożywa razem z Yi, aż stracą przytomność. Nine Sols promuje dziwne wartości.... alkohol zwiększa ilość zdrowia, a palenie ziółka w fajce.... nie próbujcie tego w domu.
... bo będziesz tego potrzebować.
Tytuł Red Candle Games do łatwych nie należy i to trzeba już powiedzieć na początku. Jest to gra wymagająca od gracza umiejętnego korzystania z całego wachlarza swoich możliwości oraz nauczenia się odpowiedniego timingu parowania. Każdy przeciwnik posiada własną pulę ciosów i należy nauczyć się, jak zachować się przy każdym z tych ciosów i na co należy się przygotować. Dotyczy to zwłaszcza walk z bossami, które w Nine Sols są po prostu epickie. Ograłem już wiele gier z różnorakimi potężnymi zakapiorami, ale główni bossowie w tym tytule to po prostu maestria. Każdy z nich to test umiejętności, które powoli nabywasz, a na końcu czeka jeden z najtrudniejszych bossów, jakiego spotkałem. Pokonanie ich i nauczenie się ich ciosów sprawia ogromną satysfakcję, którą da się porównać tylko do dokonania czegoś, co wydawało nam się niemożliwe.
Co się jednak dzieje, gdy powinie nam się noga i zginiemy. Yi posiada moc regeneracji i odnowi się w ostatnim przez nas odwiedzonym splocie primordial roots, ale niczym w Dark Souls czy Hollow Knight będzie musiał dobiec do swojego truchła, by odzyskać utracone Jin oraz doświadczenie. Tradycyjnie, śmierć przed odzyskaniem truchła protagonisty oznacza utratę wszystkiego. Gra nie wybacza zbyt wielu błędów i promuje ostrożną grę.
Twórcy Red Candle Games wyciągają tutaj jednak rękę do dziennikarzy.... to znaczy trochę mniej doświadczonych graczy i dają do wyboru tzw. story mode, gdzie można dowolnie ustawić przelicznik zadawanych i otrzymywanych obrażeń. Jak ktoś chce to może nawet biegać jako nieśmiertelny mściciel, zabijający wszystko jednym ciosem (włącznie z bossami).
Pięknie i ręcznie malowane
Recenzując Nine Sols nie można zapomnieć o stylu graficznym. Gra prezentuje się po prostu przepięknie. Miast grafiki 3D twórcy zdecydowali się postawić na ręcznie malowane postacie oraz animacje. Wygląda to wszystko imponującą i nadaje grze unikatowy wygląd. Cutscenki w grze są prezentowane na dwa sposoby. Twórcy używają zarówno tradycyjnych animacji, jak i specjalnych plansz, które swym stylem przypominają strony z wysokiej jakości mangi.
Wszystko to w stałych 60 klatkach na sekundę.
Uzupełnieniem oprawy jest ścieżka dźwiękowa. Jest ona bardzo dobrze dobrana, a wyróżniają się zwłaszcza utwory podczas walk z bossami, jak i wspaniała muzyka, która towarzyszy napisom końcowym. Drobnym mankamentem jest według mnie brak zapadających w pamięć utworów. Jest ich kilka, ale w porównaniu do takich gier jak Sekiro, Hollow Knight czy Dark Souls to niewiele.