Przegląd Eroge #14 Rance III Fall of Leazas (jRPG, Freeware) [18+]
Witajcie w kolejnym przeglądzie eroge, wiem, że bardzo tęskniliście za najlepszą serią z tego gatunku, więc oto i jest kolejny Rance. A jak zwykle, materiał zalecany dla osób pełnoletnich.
Tytuł: Rance III - Fall of Leazas -
Producent: Alice soft
Gatunek: jRPG
Długość: ~15h
Premiera: 15 października 1991 (JP), 25 grudnia 2012 (fanowska wersja angielska)
Gdzie pobrać: Gra od wielu lat ma licencję "freeware" czyli jest darmowa, wersję angielską pobrać możecie tu: link, wersja japońska dostępna jest tu: link. Ogólnie, to Alice soft chyba każdą grę od swoich początków (1987) do Kichikuou Rance (1996) udostępnił tam za darmo, w sumie pełny szacunek za taki ruch. W tym roku jeszcze dali za darmo japońską wersję Rance 02, ale to głównie z powodu, że legalnie można ją było nabyć tylko w jakiejś trudno dostępnej kompilacji, na zachodzie wydali 02 wraz z 01.
Wstęp:
Zacznę od tego, że początkowo miałem w ogóle nie zagrać w tę odsłonę, bo czekałem na angielskie wydanie rimejku, który no w skrócie jest w **** większy i lepszy (~15h oryginał vs ~50h remake), ale jednak w końcu do mnie dotarło, że zanim Mangagamer to wyda, to szmat czasu minie. No i moje "dzielne opieranie się" pokusie zagrania, zostało już doszczętnie rozgromione przez to, że ja to ogólnie słucham OST z różnych odsłon Rance w sumie codziennie (to już fanatyzm?) i po prostu nagle nie wytrzymałem, poczułem wielką chęć zagrania w jakąkolwiek część Rance i oto jestem tutaj teraz przedstawiając wam grę, która jest starsza niż ja sam.
Fabuła:
Królestwo Leazas chyli się ku upadkowi, kiedy to zostaje niespodziewanie zaatakowane przez Helman pod wodzą księcia Pattona. Mało tego, księciu pomagają w tym również demoniczni lordowie(fiend)*, potężne istoty, które nie mogą nawet zostać zranione przez zwykłych śmiertelników. Helman bez problemu rozgramia słabe Leazas i więzi księżniczkę Lię Paraparę Leazas. Przed upadkiem kraju księżniczka zdołała jednak wysłać swoją wierną podwładną, ninję Kanami, aby odnalazła jej ukochanego i przekazała mu "Świętą Tarczę", która to wraz z "Świętym Mieczem" i "Świętą Zbroją" tworzą zestaw niezbędny, aby to odpieczętować tajemniczą broń jaką to jest Chaos.
Ukochanym tym oczywiście jest Rance (stał się nim po tym, jak brutalnie i bez opamiętania zgwałcił księżniczkę, ach te syndromy sztokholmskie). Jest tu jednak pewien problem... Rance opchnął święty miecz i zbroję na bazarku, bo brakowało mu pieniędzy. Pracować jakoś się mu nie chciało, a czyns zapłacić trzeba. Tak więc, aby odkupić te dwa istotne artefakty będzie musiał najpierw wykonać pewne zadanie... Bo przecież nie zabije niewinnego handlarza... prawda?
Rance III to w sumie pierwsza odsłona w serii, gdzie twórcy naprawdę zaczęli się przykładać. Poprzednie odsłony, to były w zasadzie małe, krótkie i dosyć proste historyjki. Rance 1... dobra tu się nie wypowiem, bo grałem tylko w remake, który sporo dodał, ale w Rance II/02 (02 to remake II, ale to prawie ta sama gra pod względem zawartości) mogę stwierdzić, że była to dosyć prosta historia, gdzie świat przedstawiony nie był jakoś bardzo rozbudowany. No cała gra działa się w jaskini, dosyć sporej i różnorodnej, ale jednak jaskini. Tymczasem tutaj przyjdzie nam poszwędać się po terenach nazywanych "Free Cities" i kawałku królestwa Leazas. Do tego dochodzi sporo nowych postaci istotnych w następnych częściach no i wspomniani już Lordowie Demonów.
Jednakże przyznać muszę, że to był dopiero zalążki tego co ma nadejść. Prawie na każdym kroku widać, że coś twórców powstrzymywało przed zrobieniem wszystkiego co chcieli. Trudno powiedzieć czy nie mieli wtedy jeszcze dość umiejętności czy po prostu brakowało im czasu i funduszy. W każdym razie sporo jest tutaj wielkich wydarzeń, które dzieją się nagle i nagle się kończą. Np. w jednym momencie dowiadujemy się, że cały oddział żołnierzy został pokonany przez jedną osobę... No i idziemy w to miejsce, jest krótki dialog, walka i tyle. O tej postaci słyszymy potem dosłownie jedno zdanie w epilogu/napisach końcowych. Albo w innym miejscu, jest jakaś scenka, gdzie pojawiają się trzy potężne czarodziejki czy coś, potem dochodzi do walki i okazuje się, że poza nazwą to niczym się nie różnią, to dosłownie trzy te same modele postaci... Wspominam o tym głównie dlatego, że wszystko to drastycznie poprawiono w rimejku, a przynajmniej tak słyszałem, bo nie grałem.
W każdym razie fabuła jest dosyć niezła i zaskakująca. A raczej inaczej, to Rance jako postać jest zaskakujący, bo dosłownie nie zawsze idzie przewidzieć co mu do tej pustej bani strzeli, no można spodziewać się jedynie tego, że będzie chodzić o seks lub coś około. "O, pomogłem im rozwiązać ten problem ghahahaha, teraz udam się spać i poczekam, na pewno któraś z nich zakradnie się do mnie w nocy, aby mi podziękować..." nie przyszła żadna, a on jak małe dziecko się obraził i sobie poszedł. A przypominam, że oni tam mają wojnę.
*Tu mała notka, fanowskie tłumaczenie różni się od tego oficjalnego. Mamy tu np. "Demon Lord" i "Demon King", które w oficjalne wersji stały się "Fiend" i "Archfiend". Z jednej strony oficjalna podoba mi się bardziej, bo fiend ma, powiedzmy, bardziej rozległe znaczenie w kwestiach nieczystych istot, gdy demon to no demon. No i też trochę rozróżnia to tę serię od masy innych, bo w którym isekaiu nie ma Lorda lub Króla Demonów? No i z drugiej strony... to właśnie Rance jest jedną z gier od którym w ogóle się te Lordy Demonów wzięły (nie zdajecie sobie sprawy, jak bardzo wpływowa jest to seria) więc trochę zabawne, że nie użyto tej formy w oficjalnym tłumaczeniu. W każdym razie różnic jest jeszcze parę, tak z ważniejszych, to Custom (Rance 02) tu nazywane jest Kathtom.
Gameplay:
O rozgrywce mogę powiedzieć niewiele, bo jest po prostu prosta. To bardzo podstawowy RPG. Mamy mapę świata, no i są lokacje. W lokacjach poruszamy się typowo wiecie, tak lewo prawo góra dół (niespotykane). Projekt lokacji jest raczej taki se, czasem napotkamy jakieś bardzo proste zagadki (powiedzmy), a czasem na skrzynię. No i wiadomo, jak to w jRPG, co chwile dochodzić będzie do losowych potyczek z wrogami i tu duży plus, jakieś 99% z nich można po prostu pominąć w sensie użyć "ucieczki", która ma 100% skuteczności (ale nie mamy za to expa i złota). A sama walka? No tu pojawia się niezrozumiały przeze mnie problem. Otóż w grze mamy do sześciu towarzyszy (+przyzwanie pewnej demonicy) i... sterować możemy tylko Rancem. Mamy tu turową walkę drużynową, gdzie sterujemy tylko jedną postacią, no przecież to traci jakikolwiek sens, nie możemy zastosować tu jakiejkolwiek taktyki, bo jesteśmy ograniczeni do działania jako jedna postać, do tego wojownik walczący w zwarciu. Możemy używać jeszcze przedmiotów, ale to tyle.
Całe szczęście, że twórcy nie szli w zaparte i umożliwili nam stoczenie każdej walki automatycznie tzn. my klikamy jeden guzior i oglądamy jak toczy się walka. Dodać, że w sumie wszystkie potyczki są banalnie proste (z dwa razy miałem problem i raz musiałem pogrindować), tak więc to bardziej gra przygodowa czy Visual Novel niż pełnoprawny RPG.
Muzyka i wizualia:
Wizualnie gra jest no, nie będę się oszukiwał, dosyć... koślawa, ale nie wygląda źle. Ma taki swój urok (ta, copium fanatyka), sporo CG wygląda na te czasy naprawdę słabiutko, ale zdażają się i takie, które pokazują możliwości platformy na jakiej tę grę stworzono... no ale jednak większość wygląda tak sobie, za to jest ich zaskakująco sporo (naprawdę, chyba Rance 01 i 02 razem miały mniej).
Muzycznie zaś no powiem, że gra nie ma czego się wstydzić nawet teraz. Naturalnie powraca tu "My Glorious Days" w nieco zmienionej wersji, ale mi najbardziej do gustu przypadł "Force" (link poniżej). Idealnie wpasowuje się w moment gry, w którym to jesteśmy niepokonaną siłą miażdżącą wszystkich wrogów na swej drodze.
A tu macie z rimejku:
Aspekty erotyczne:
Pamiętajmy, że to eroge, tak więc pierwsza scena seksu jest gdzieś w pierwszych pięciu minutach gry, poprzedzona naszą ukochaną niewolnicą Sill ubraną jedynie w majteczki i fartuszek. A jakieś kolejne pięć minut później dostajemy jeszcze parę scenek z Kanami. Cóż, starsze odsłony Rance miały trochę inne... priorytety niż te nowsze. W Rance VI to dostawaliśmy jedną scenkę na początku i potem minęło dosyć sporo czasu zanim zobaczyliśmy kolejną. Tu zaś sypią nimi jak z rękawa, co chwile jakaś jest. Ale nie zaprzeczam, są zrobione naprawdę dobrze, a raczej napisane, bo z szatą graficzną to różnie. W każdym razie napisali je po prostu zabawnie, w pamięci chyba najbardziej utkwiła mi "nauka" wychowanej w dziczy panny. Nauka ta oczywiście dotyczyła najważniejszych na świecie słów, jak "cycki" czy "*****" zwana też "sekretnym miejscem", "doliną rozkoszy" czy "*****".
Podsumowanie:
Gra to prawdziwy staruszek i przyznać muszę, że trudno takie gry komuś polecać. Tak, gameplay nie jest najlepszy, grafika momentami nie wygląda najlepiej, ale co zrobić, że bawiłem się przy tej grze wyśmienicie? Momentami wkurzała, momentami przynudzała, ale w ostatecznym rozrachunku jest to dalej warta uwagi pozycja... Jednak nie będzie tak na długo, kiedy już ten Rance 03 wyjdzie, to oryginał stanie się raczej jedynie ciekawostką.
Tak więc tu jeszcze wam opowiem o paru różnicach względem III i 03, a raczej starego i nowego kanonu. Bo widzicie, stary kanon serii, to Rance od 1, 2, 3, 4, 4.1, 4.2 i Kichikuou (do tego jest jeszcze Toushin Toshi, gdzie jedynka dzieje się w tym samym świecie, a TT2 i TT3 w alternatywnym wymiarze czy coś), a nowy kanon to Rance 01, 02, 03, 4, 4.1, 4.2, 5D, 6, Sengoku (7), Quest Magnum (8 + dodatek), IX i X (Rance 01, 02 i 03 to rimejki, a czwórka go nie ma). Powstawało to od 1989 do 2018 więc wiadomo, że przez ten czas parę pomysłów mogło się zmienić, twórcy coś chcieli dodać, tak więc... Najbardziej mnie boli, że Rance w oryginale nie ma tych takich "rekinich ząbków" co je ma w późniejszych odsłonach tylko takie zwykłe. Do tego jest oburęczny gdy od Rance VI zrobili z niego leworęcznego i jest to dla mnie zabawne, bo dwa lata później pewien inny ubrany na zielono jegomość (Link z Zeldy) z leworęcznego stał się praworęcznym. Tak więc drodzy leworęczni, Rance to aktualnie wasza jedyna reprezentacja w grach wideo.