Przegląd Eroge #40 Aokana - Four Rhythms Across the Blue [Visual Novel] [+18]
Są takie chwile, w których zastanawiam się "Po co to wszystko?", a potem przypominam sobie, że istnieje coś tak wspaniałego, jak eroge. Cześć, to kolejny przegląd eroge, czyli serii blogów w której przedstawiam gry tylko dla dorosłych.
Tytuł: Aokana - Cztery rytmy przez błękit
Wydawca: Nekonyan
Producent: Sprite
Gatunek: Visual Novel
Gdzie kupić: JastUSA, Steam (wersja Steam wymaga patcha, aby otrzymać pełną zawartość), Switch (da się jakoś zmodować, aby mieć treści 18+, ale nie wiem jak, nie mam Switcha)
WAŻNE: To ten, wszystkie scenki erotyczne (poza nagością) występują dopiero pod koniec gry.
Wstęp:
Od ostatniego przeglądu eroge trochę minęło, i jak można się domyślić, u mnie po staremu, miło, że pytaliście. Dzisiaj wracam do was, aby znowu przedstawić wam parę ciekawych w mojej opinii produkcji z gatunku eroge, które powinny pojawiać się w miarę regularnie przez najbliższy czas nieokreślony (pewnie zrobię jeszcze jeden poza tym i mi się znudzi). Dzisiejsza produkcja, to twór wyjątkowy, wiecie czemu? Bo wszyscy jesteśmy wyjątkowi! A tak ogólnie, to jest to jedna z niewielu VN, które znam, mające pełne wsparcie dla rozdzielczości 1440p. Nawet nie zdajecie sobie sprawy tego, jak bardzo jest to rzadkość w tym gatunku.
Fabuła:
Udawać nie będę, aby była to historia pełna zwrotów akcji czy niesamowitych wydarzeń. To coś bardziej przyziemnego, choć opowiadającego o podniebnym sporcie. Aokana to "moege" czyli w dużej mierze produkcja nastawiona na bliski kontakt z słodkimi panienkami, aczkolwiek mająca w sobie parę gorzkich i smutnych chwil. Protagonistą tej opowieści jest Hinata Masaya, w dzieciństwie był on obiecującym sportowcem, które święcił wiele sukcesów. Niestety po przykrym incydencie z dzieciństwa porzucił on tę drogę życia i stał się zaledwie zwykłym uczniem.
Warto nadmienić, że nie uprawiał on tak zwykłego sportu jak piłka nożna czy seks, a "Flying Circus" czyli odbywający się w całości w przestworzach sport, polegający na... cóż, uproszczając, dwie osoby ścigają się w powietrzu przy pomocy "grawitacyjnych butów", a punkty zdobywa się po dotknięciu kogoś w plecy lub doleceniu do jednego z czterech punktów. Mają tam jeszcze trzy style gry, ale nie będę wchodził w szczegóły.
Po latach temat tego sportu jednak do niego wraca, kiedy to po wielu namowach ze strony jego znajomych, zostaje on trenerem w szkolnym klubie wielbicieli tego fikcyjnego sportu. Jak już wspomniałem, to nie tytuł, gdzie główne skrzypce gra sama opowieść, a postacie no i sam humor. Gra ta, to przede wszystkim komedia romantyczna, ale bardziej skierowana do męskiego widza. Pomimo swojego motywu przewodniego czyli fikcyjnego sportu, nie jest to historii z motywem "drogii na szczyt". Prawda, postacie trenują, aby stać się lepszymi, ale ostatecznym celem opowieści, nie jest wygrana w jakichś wielkich mistrzostwach, a na dobrą sprawę, to każda z postaci ma swój własny cel. Możnaby chyba określić, że chodzi tu o samodoskonalenie samo w sobie, aczkolwiek prawdziwą odpowiedzią jest miłość.
W grze przyjdzie nam poznać sporo postaci, ale niestety, nie można mieć wszystkiego i tylko cztery heroiny dostają tutaj swoje romantyczne ścieżki. Każda z nich, to oczywiście inna osoba, reprezentująca tutaj też poniekąd inny typ "gracza". Są tacy, którzy pomimo lat starań nie osiągną nic, a innym rzeczy przychodzą tak łatwo, że zniechęcają tym innych.
Więc tak, jak czytaliście moje przeglądy uważnie, to chyba wiecie, którą z postaci wybrałem na pierwszy ogień do bliższego zapoznania. Tak, loli.
Arisaka Mashiro:
Ta mała kreatura kocha dwie rzeczy, gry wideo i swoją senpai, Tobisawę Misaki (bez wzajemności). To niewielka, ale groźna bestyjka, z początku nienawidząca protagonisty, ale z czasem zmieniająca się w idealny przykład tsundere. Idealny, bo loli. Jest trochę głupiutka, momentami mocno agresywna, a nawet jeżeli na koniec niewiele z tego wychodzi, to bardzo się stara podczas treningów. Jest też najmłodszą członkinią szkolnego klubu. Ona w ogóle jest trochę, a nawet mocno wstydliwa, ten głuptasek lubi rozmawiać ze swoimi pluszakami, a nawet udawać, że to pluszak do kogoś mówi, a nie ona.
Tobisawa Misaki:
Młoda dama, lubująca się w jedzeniu, zwłaszcza udonu. Jest bardzo utalentowaną osobą, która lubi wyzwania. Cierpi na poważną chorobę, jak rano wstanie, to jest śpiąca.
Kurashina Asuka:
To nowa dziewczyna w szkole, która dopiero niedawno przeprowadziła się na wyspę. Jest trochę głupiutka i może ciut naiwna, a do tego dopiero niedawno miała kontakt ze sportem "flying circus". Można powiedzieć, że są ludzie, którzy mają talent, a także tacy, którzy posiadają coś więcej i tym właśnie jest Asuka. Zawodniczką z czymś więcej niż zwykłym talentem.
Ichinose Rika:
To jedyna miłość protagonisty, uczęszczająca do innej szkoły, ale za to mająca nad wszystkimi pewną, wielką przewagę... Miesza w domu obok, ale dopiero od niedawna, bo również dopiero co się przeprowadziła. Powiedziałbym, że ze wszystkich dziewczyn, jest ona tą najbardziej zwykłą. Stara się i ciężko pracuje, ale nie ma przy tym niesamowitego talentu czy też nie jest ciamajdą.
Przyznam, że nigdy nie lubiłem opisywać postaci, bo zawsze mam wrażenie, że wychodzi mi to mdle.
W każdym razie, Aokana jest dziełem właśnie skupiającym się na postaciach i interakcjach między nimi. Tym wspólnym przeżywaniu roku szkolnego, tak zwanych złotych lat każdego Japończyka. Bo jest coś mniej radosnego niż wspólna wizyta w łaźni? Chyba tylko stworzenie wielkiego planu, którego celem jest podejrzenie tam koleżanek.
Aokana, to ten typ produkcji, gdzie prawdę powiedziawszy nie mogę do końca zlokalizować elementów, które sprawiają, że dobrze się przy czymś bawię. Nie jest to twór wybitnie napisany, skłaniający do refleksji, a po prostu prosta historyjka (za to długa, na jakieś 50h), gdzie trochę się pośmiałem, może minimalnie wzruszyłem. Za to wszystkie "plottwisty" są oczywiste już od samego intra gry. Mamy tam wspomniane dwie postacie z dzieciństwa bohatera, no i zgadnijcie co z nimi? Nie powiem.
No i oczywiście, jako, że jest to jakby nie było, historia o sporcie, to mamy tutaj parę, całkiem ciekawie przedstawionych pojedynków. Są one dosyć dynamicznie opisane, jak i przedstawione, dając pewną dawkę emocji, zwłaszcza, że tu nigdy nie jest pewnie, czy któraś z postaci będzie tą najlepszą, czy na pewno wygra. Można się niekiedy zaskoczyć wynikiem.
Grafika i muzyka:
Jak już wspomniałem, gra jest w 1440p, co dla VN nie jest częste i nie powiem, wygląda ona naprawdę ślicznie. To nie jest styl artystyczny, którego nikt nigdy nie widział, ale wedle mnie niezwykle ładnie i barwnie wykonane obrazki w stylu anime. Muzyka też jest niczego sobie. Tak, tyle mam do powiedzenia.
Aspekty erotyczne:
Czasem się zastanawiam, czy aby "eroge" (czyli skrót od "erotic game"), to na pewno jest dobra nazwa dla tego gatunku. Sugeruje ona, że na tym właśnie się on skupia, kiedy tak naprawdę wielu tytułom bliżej tu do dzieł pokroju Berserka czy Wiedźmina, czyli seks itp. występują, ale nie są głównym motywem, a raczej tylko elementem całej układaki, który niekiedy można wyciąć (wydania konsolowe), a cały obraz niewiele ucierpi. Tak jest i w przypadku Aokany, gdzie same sceny współżycia są tu elementem do pewnego stopnia "dodatkowym", ale i jednocześnie ważnym. W końcu seks, to na dobrą sprawę kulminacja i ostateczne podkreślenie miłości między dwoma, kochającymi się ludźmi, które to przy odpowiednich warunkach stworzyć może drugie życie (w ogóle, są jakieś eroge, gdzie faktycznie ktoś zachodzi w ciążę i potem bohaterowie wychowują to dziecko przez więcej niż kilka minut epilogu? Mi kojarzy się tylko Rance).
Co chcę tym długim wywodem przekazać? W sumie nic konkretnego. Wracając do Aokany, uważam, że sceny łóżkowe w tym tytule są całkiem niezłe. Ogólnie to mój problem z eroge, słabo napisane sekwencje erotyczne. Takie, które trwają niepotrzebnie długo, jednocześnie nie będące w ciekawy sposób napisane. Co jest ciekawego w ciągłym słuchaniu o tym, że bohaterom jest niezwykle dobrze, więc pora na czwartą rundę? W Aokana powiedziałbym, kluczową tu miłość oddano całkiem nieźle, tak, to porno, ale dobrze napisane. Coś, co wiele osób nawet nie zdaje sobie sprawy, jak bardzo potrzebuje. Za to tych scen wiele nie ma, może z 2godziny razem? Może mniej? 2 godziny na 50godzin całości, to w sumie mało.
Podsumowanie:
Aokana jest spoko.
Kącik zboczenia z tematu:
To już jakieś pół połowy roku od poprzedniego przeglądu eroge, od tego czasu myślę, że trochę wypadłem z formy, ale wiecie co? Ja to generalnie zawsze jestem niezadowolony z efektu końcowego moich pisarskich popisów, a to myślę, że źle coś opisałem, albo za mało. Ale koniec końców pamiętać muszę o tym, że w sumie nikt mi za to nie płaci, więc czy aby na pewno muszę starać się pisać to jak najlepiej? Cóż, patrząc po Pewnym Portalu Entuznastycznym, to zapłata za pracę, nie oznacza, że będzie ona dobrze wykonana lub przynajmniej ktoś będzie starał się pisać to bardziej akceptowalnie. Gdybym miał powiedzieć o wadzie moich tekstów, to powiedziałbym, że wydają mi się być one nieco chaotyczne. Często mam tak, że coś napiszę na jeden temat, a potem wrócę tam i dopiszę coś więcej, chyba miałem parę razy, gdzie powtórzyłem podobne zdania w obrębie całego tekstu (a tak swoją drogą, nie wiem czy to widać, ale kącik zboczeń zawsze piszę z mniejszą pieczołowitością, tak trochę na odwal się i byle jak).
Zastanawia mnie też jedno, bo parę razy pisaliście mi rzeczy w stylu "dobra recenzja" i mnie zawsze zastanawiało, czy moje blogi (a przynajmniej większość z nich) podpada pod recenzję, kiedy to mało kiedy mówię o mocnych i słabych stronach produkcji? Zawsze starałem się pisać w sposób, aby komuś grę zaprezentować i polecić, niż podejść do niej krytycznie. W sumie dlatego to zacząłem, aby mówić o grach, które lubię, ale niekoniecznie ktokolwiek o nich słyszał.
Ale, że to koncik zboczeń, a ja od dawna takiego czegoś nie robiłem, to dzisiaj skupię się na tym, co tak właściwie robiłem przez te pół roku.
Kolejność będzie losowa, bo w sumie nie pamiętam kiedy co robiłem. W każdym razie, główny powód mojej nieobecności, to mocne wkręcenie się w serię Light Novel czyli Mushoku Tensei. Jakieś dwa miesiące niecałe) zajęło mi przeczytanie 23 tomów z tej serii, a, że trzy tomy przeczytałem rok temu, to już serię mam w całości za sobą... Tak naprawdę to nie, ale nie będę spoilerował, więc opiszę to tak: główny wątek Rudeusa zakończyłem.
Nigdy wcześniej nie napotkałem na książkową serię, gdzie chciałbym ją czytać w każdej wolnej chwili. Nie twierdzę, że Mushoku, to jakaś niezwykle wybitna seria, ale niezaprzeczalnie niezwykle mnie wciągła. Podobało mi się, że to seria trochę inna niż wszystkie, bo pomimo tego, że jest to opowieść dziejąca się w świecie fantasy, to pod paroma względami starała się ona być całkiem realistyczna. Jest sporo isekaiów, gdzie główny bohater dostaje jakąś super moc przez co powoli staje się najsilniejszy i najlepszy. Tu jednak Rudeus wciąż jest tylko człowiekiem, dostaje moc w postaci wielkich pokładów many i możliwości czarowania bez inkantacji zaklęć, ale to nie znaczy, że będzie potrafił się odnaleźć na polu walki i będzie nieomylny.
Sam świat przedstawiony też jest całkiem ciekawy, a w samej Light Novel naturalnie dowiadujemy się o nim o wiele więcej niż w anime (dlatego, gdyby ktoś chciał po anime sięgnąć po LN, polecam zaczynać od początku). To nie recenzja książek, więc napiszę tylko, że niestety wedle mnie seria troszkę podupadła około 19 tomu. To tu mniej więcej autor (takie mam wrażenie), choć dalej miał ciekawe pomysły, to nie do końca umiał je rozwinąć, przez to wydarzenia, które zapowiadały się, że trwać będą przez cały tom, kończyły się w zaledwie parę rozdziałów, a parę razy nawet reszta książki poświęcana była postaciom pobocznym.
Rzecz dalsza, teraz może będę pisał bardziej skrótowo:
-Persona 5 Royal - tak więc skończyłem, i powiem, że niby wszystko robi lepiej od Persony 4, ale jakoś tak mnie nie wciągła tak samo. Postacie i sam klimat bardziej odpowiadały mi w "czwórce", choć gameplay był sporo ulepszony w "piątce", to wciąż pozostawał on zbyt prosty (chodzi o walke) i jedyne co tu mnie trzymało, to same postacie.
-Summer Time Rendering (manga) - to była spoko historia z motywami kopiowania ludzi i pętli czasowej (powtarzanie paru dni). Tu warto dodać, że polska wersja nie ma cenzury, tak jak jest to w wersji angielskiej (tak, ocenzurowali sutki jednej z postaci), a samo tłumaczenie... nie znam oryginału, to nie ocenię. Polska wersja ma jednak pewien zabieg stylistyczny, a więc jak się domyślam, w oryginale użyto tu jakiegoś dialektu, więc, aby oddać to w wersji polskiej, postacje mówjią w ten sposób czylji dodają "j" prze (albo po) "i", po drugim tomie już kompletnie nie zwracałem na to uwagi. Fajna manga, polecam.
-Elfen Lied (manga, angielska) - jest to pierwsza manga, którą fizycznie kupiłem i przeczytałem po angielsku. Powiem tak, sama manga jest ok. Widać, że to dzieło mocno niedoświadczonego twórcy, który choć był pomysłowy, to no, brakowało mu umiejętności. Scenariusz momentami jest trochę głupi, a same rysunki niesamowicie koślawe, ale czytało się ok. Tylko kim był ten Elfen i komu skłamał? Samo wydanie jest em, cóż. To omnibusy 3w1, moje kopie był wydrukowane we Włoszech, sam druk jest ok, jakość papieru też.
Tu jednak momentami manga wyglądała trochę, jak niechluje dzieło fanowskie, a mianowicie, niektóre japońskie teksty nie były dobrze wymazane. Chodzi mi teksty postaci, które nie znajdują się w dymkach, wiecie, czasem postać prowadzi monolog, albo mówi narrator i ten tekst nie jest w dymku tylko normalnie na rysunku. W tej mandze czasem widać było, gdzie oryginalny tekst był wymazywany, a w jednej sytuacji nawet tego nie zrobili, tylko nałożyli tekst na japońskie krzaczki.
Ogólnie powiem, że to jest jedno z pierwszych anime, które widziałem i znaczy nie w całości, tylko widziałem jeden odcinek, mając wtedy z 14 lat stwierdziłem, że nie podoba mi sie i kilka lat później zobaczyłem je w całości, było spoko. Tak więc po chyba 8 latach przeczytałem mangę. Trochę długo.
-Sundome: Milky Way (manga, angielska 9 z 10 tomów) - zacznę od tego, że poczytałem sobie troszkę mangi w sieci, wydała się spoko to zamówiłem... i zanim mi dotarła, to przeczytałem wszystkie aktualnie dostępne tomy. Tak więc, manga to ecchi, gdzie to kosmitka w celach rozpłodowych udała się na ziemię, ale ma taki problem, że jak ma już do tego dojść, to tak się boi, że zmienia się z człowieka w swoją prawdziwą, xenomorfo podobną formę. Prosta komedia, harem (wiele bab), a do tego bohater, który nie jest ciamajdą, tylko ten, trochę zbyt napalonym chłopem (taki Rance).
Ogólnie, to powiem, że kupiłem jeszcze parę mang po angielsku, ale chyba nie będę ich więcej kupował. Powód jest prosty, cena. Zakupiłem trochę na Azyl komiksu, tam ceny często są lepsze niż gdzie indziej, ale niestety, wciąż z dwa razy wyższe niż wersje polskie. Ale prawdziwy problem dla mnie, to raczej strach przed wydaniem polskim, w sensie, że kupię angielską wersję za 2-3x tyle, a potem zapowiedzą to po polsku. A czy wersje angielskie są lepsze od polskich, to już można się spierać, bo tak naprawdę, to nie jest tak, że zawsze jeden kraj będzie robił lepiej, bo wiem, że są kijowe wersje polskie i kijowe wersje angielskie.
Zacząłem też grać/czytać Umineko (VN) i po rozdziale pierwszym mogę jedynie powiedzieć, że niewiele mogę powiedzieć. Kiedyś chciałem zrobić recenzję Higurashi, ale ostatecznie plany porzuciłem. Za to powiem, że gou i sotsu (anime) ssały niemiłosiernie.
W sumie, to mam więcej rzeczy do powiedzenia, ale jednocześnie, tak no nic konkretnego, nie chcę tu robić jakiejś listy, gidze po prostu mówię jakie gry skończyłem. I trochę mi się już nudzi, to narka.
A jak się wyrobię, to następny przegląd będzie szybciej niż za tydzień.