Przegląd Eroge #41 GalZoo Island [jRPG, Dungeon Crawler] [+18]

BLOG
191V
user-88981 main blog image
kajtji | 14.11, 19:14
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

 Czasem myślę, ale zwykle, to mi się to nie zdarza. Tekst jest o grach +18, więc myślę, że wiek czytelnika również powinien mieć co najmniej taką cyferkę.


Tytuł: GalZoo Island
Prducent: Alicesoft
Czas gry: Nie wiem, z 20-30h
Gatunek: Dungeon Crawler jRPG
Angielska wersja dostępna w formie fanowskiego patcha: tu link
Gdzie kupić: DLSite (w sumie, zakup tam, to teraz skomplikowana sprawa, więcej pod koniec bloga).

 Wstęp:
 GalZoo, to sklep twojego zwierza... zaraz, nie to GalZoo. Wracając, GalZoo, to kolejna gra od Alicesoft, czyli najczęściej pojawiających się twórców w tej serii blogowej (wiadomo, bo najlepsi na rynku). Tym razem gra jest (do pewnego stopnia) spin-offem, a właściwie to nie jest. Alicesoft lubi używać tych samych designów w swoich różnych grach, które niekoniecznie dzieją się w tym samym świecie. To w sumie, trochę jak z Final Fantasy czy Dragon Questami, niepowiązane ze sobą gry dostają podobne do siebie elementy. Tutaj tylko skubani rozszerzyli to na kilka swoich serii gier.

 W każdym razie GalZoo, to jRPG, a dokładniej dungeon crawler w klasycznym stylu (ta gra ma już 20lat jak coś, ale angielski patch wyszedł w tym miesiącu). Co to oznacza? Otóż, w grze znajdziemy coś tak niesamowitego, jak system walki (!), drużynę postaci (!!), a nawet, tu się lepiej czegoś przytrzymajcie... zapisywanie gry (!!!). Jest też fabuła, dialogi, a do tego rozwój postaci. Czadzioch.

 Fabuła:

 To co lubię w grach Alicesoft, to niezłe połączenie dwóch kontrastów. Czegoś poważnego, ale i niesamowicie głupiego. Tu jest dosyć podobnie, aczkolwiek zdecydowana większość gry utrzymana jest w bardzo pogodnym tonie. 

 Leopold, w skrócie Leo, to początkujący poskramiacz potworów. Ciągle się uczy, a wielogodzinne zakuwanie oczywiście nie przynosi mu jakichkolwiek efektów. Wątpi, że ma talent do ujarzmiania męskich potworów (ang. Guy Monsters), a już na pewno jest pewien, że nie poradzi sobie z poskramianiem kobiet e znaczy potwór dziewczynek (Gal Monsters). 

 Jego życie jednak nagle się odmienia. Jego naukę przerywa dziwna, gadająca papuga (to chyba papuga), która to okazuje się być posłańcem od kogoś, kto potrzebuje pomocy. Trochę z oporem, ale dzielny Leo rusza i napotyka ją. Kapitan Vanillę, przesłodką loli pirat, która w wyniku nieporozumienia myli go z legendarnym poskramiaczem (jego mistrzem), przypadkiem też nokautuje go ciosem w brzuch i szybko przechodzi przez magiczny portal. Tak oto trafili na tajemniczą wyspę, miejsce będące urzeczywistnieniem wszelkich pragnień wielkiego złego... Barona Kałamarnicy (ang. Baron Squid).

 Tu poznajemy smutny los Vanilli, ale także innych potwór dziewczynek, które to zostały porwane przez Barona Kałamarnicę. Jak się okazuje, szuka on idealnej żony, aby ta dała mu idealne potomstwo, godne jego potęgi. Widzicie, Baron Kałamarnica (bawi mnie to imię, będę je często powtarzał) jest zmutowaną kałamarnicą, która dzięki kosmicznemu artefaktowi (czy coś w tym stylu) zyskała wszechpotężną moc. Jednak przypłacił to straszną ceną. Baron Kałamarnica przez całe swoje życie, może tylko jeden jedyny raz... ejakulować. Potworność.

 Dlatego też porwał kilkadziesiąt potwór dziewczynek (tzn. coś między 20, a 30, nie chce mi się liczyć) i teraz codziennie je gwa... e, testuje. Wiecie, aby urodziła mu zdrowe dziecko, musi najpierw sprawdzić czy jej ciało się nadaje.

 Tak, fabuła tej gry jest generalnie trochę, taka no głupia, zboczona, idiotyczna, ale przy tym zabawna i ma nawet zwroty akcji. Nie powiedziałbym, że to szczyt pisarstwa, ale generalnie poznając dalsze losy bohaterów, a przede wszystkim oglądając interakcje między nimi, bawiłem się nie najgorzej.

 Gameplay:
 Rozgrywka GalZoo bazuje na rozwiązaniach z Rance VI (pierwsza gra, jaką omawiałem w tej serii blogów), ale dokonano tutaj parę modyfikacji dzięki czemu nie czuć, że gramy w dokładnie tą samą grę. Rozgrywka, to wciąż Dungeon Crawler, poruszamy się "skokowo" po "kwadratach", jak w tych wszystkich klasykach pokroju Eye of the Beholder czy Might & Magic (1 do 5 i 10, kurde ale szósteczka była zajebista, Ubi weźcie mi oddajcie tę serię gnoje), inna jest jednak walka (lekko, wciąż jest turowy). Przede wszystkim, zawsze będziemy walczyć tylko z jednym przeciwnikiem jednocześnie. Sprawa to, że wszystkie potyczki są niesamowicie szybkie, ale niekoniecznie proste.

 Gra tutaj mocno opiera się na zarządzaniu zasobami, ruchami i czasem. Z każdym ruchem po mapie, mija nam trochę czasu, a do tego jednego dnia możemy wejść tylko do jednego obszaru, opuszczenie go równa się z zakończeniem dnia. Do tego każda z naszych potwór dziewczynek (protagonista w sumie też) ma bardzo ograniczoną ilość ruchów. Mogą uczestniczyć w tylu walkach ile tylko chcemy, ale przez cały dzień mają ograniczoną liczbę możliwości wykonania danej umiejętności. Dlatego trzeba się często troszkę zastanowić czy warto użyć tej przepotężnej umiejętności tylko po to, aby pokonać szybko jednego przeciwnika czy jednak lepiej zostawić to sobie na bossa? Tu warto dodać, że w jednej turze możemy użyć tylko jednej postaci, ale (zależnie od statystyk postaci) istnieje szansa, że potwór dziewczynka sama z siebie użyje jednej ze swoich umiejętności (jak myślicie, jaka czynność zwiększa na to szansę?)

 Na obrazku powyżej kot potwórczynka Nekomatamata dokonała masowej eksterminacji strasznych bestii... Billów Gatesów 95.

Jako, że naszym protagonistą jest "poskramiacz groźnych bestii" e znaczy kobiet, wróć, nie, to dobrze było? Znaczy, chodzi mi o potwór dziewczynki (wszystkie są dorosłe, przysięgam panie władzo). Tak, w grze łapiemy potwór kobiety (masło maślane), ale nie spodziewajcie się tutaj gameplayu jak w pokemonach. Tu działa to o wiele prościej, bo każdego rodzaju potworów jest tylko jedna sztuka (i tak jest ich sporo bo chyba ze 30), a każda z nich ma własny charakter, dialogi, eventy i wiele więcej. W paru momentach nawet zmienia się fabuła w zależności od tego, jaką postać mamy w drużynie.

 Generalnie tutaj wchodzi też limit czasowy. Działa to tak, że każdy obszar daje nam chyba 3 potwórczynki do złapania (+bonusowe/opcjonalne), ale mamy na to dwa limity czasowe. Jeden, to game over tzn. BARON KAŁAMARNICA łapie jedną z nich, żeni się z nią i daje nam to game over. Jednak w kilka dni przed tym, jeżeli tylko nie złapaliśmy określonej postaci, złapać może ją nasza rywalka. Wtedy nie dostajemy game overa, po prostu mamy jedną, grywalną postać mniej.

 A jak je łapiemy? Cóż, zależy, ale w większości musimy pokonać je w walce i mocno związać odpowiednią liną. I tu mam trochę problem, która tworzy się w połączeniu z limitem czasowy. W paru przypadkach dostajemy event, niby wszystko poszło sprawnie... ale nie, gra nagle nam wyrzuca, że ona jest duchem, więc lina przez nią przenika. Wtedy musimy wyjść z obszaru (co przemija dzień), odbyć odpowiedni dialog w naszej bazie, zrobić przedmiot i dopiero wtedy ponownie spróbować ją złapać. Tego nie da się przewidzieć i zakładam, że twórcy zrobili coś takiego, aby w prosty sposób zachęcić graczy do ponownego ogrania gry (new game+ ma też trzy bonusowe potworki do złapania)... ewentualnie, aby kogoś ostro wkurzyć, bo było parę sytuacji, gdzie musiałem cofnąć się o parę dni, aby wyrobić się ze złapaniem potworczynek przed BARONEM KAŁAMARNICĄ. Limit czasowy, to zwykle jakieś 6 dni, więc wiecie, to spory problem.

 No i, aby nie było zbyt łatwo, to potwórczynki szybko się męczą, podczas walki może pojawić się u nich "niebieska buźka", która jest tylko ostrzeżeniem, że zbliża się coś złego. Tu najlepiej od razu wysłać taką do domu, aby sobie odpoczęła, inaczej buźna zmieni się w czerwoną, co oznaczać będzie chorobę. Co robią choroby? Różne rzeczy. Mamy tu np. nietrzymanie moczu, który może losowo wywalić taką z walki, jest "choroba wściekłych kobiet" (a to one nie tak normalnie?), który masywnie zwiększa jej staty, ale wtedy limit każdej umiejętności wynosi jeden. Uleczyć je możemy poświęcając jedną noc, dając jej tabletki (z dosyć drogich składników) lub po prostu poczekać, aż sama ozdrowieje. Z chorymi nie można też spędzać wspólnie nocy. Wiecie, kwarantanna.

 Resztę gameplayu omówię w sekcji "aspektów erotycznych" :)

Postacie:
 Jak mówiłem, jest ich całkiem sporo, a do tego każda z nich ma voice acting, czyli jest całkiem nieźle. Potwórczynek jest wiele, i oczywiście każda z nich ma inną osobowość. Możecie się spodziewać swoich ulubionych tropów z anime, jak oczywiście loli tsundere (dlaczego loli serce boli?), ale też np. pijaczkę. Cóż, te potwórczynki to w większości wrogowie z jakimi walczyliśmy w serii Rance, Toushin Toshi czy wydanym lata po GalZoo, Evenicle. 

 W każdym razie podoba mi się, że jest tutaj wiele dialogów, pojawiających się tylko podczas eksploracji, które są inne w zależności od tego, czy i jakie postaci mamy w drużynie. Dla samych tych konwersacji warto czasem pozmieniać skład swojego teamu. 

 Sama potwór dziewczynki (i potwór chłopy), to też jest ciekawa kwestia, bo to nie są wasze standardowe "mityczne stworzenie, ale to ładna anime baba" (jakaś harpia, centaur, lamia czy coś). O nie nie nie. Kogo mamy w GalZoo? Kocicę, no dobra, to dosyć standardowe, ale ma za to dwa ogony. Mamy Lady Maid... tak, jest tu potwór o kształcie pokojówki. Majician, to... po prostu czarodziejka, ale jest potworem. Splish-Splash, to ubrana w typowy dla anime szkolny kostium kąpielowy pani w okularach, która ma ciągłe myśli samobójcze, wspomniana Kapitan Vanilla, to po prostu loli pirat, a za to Gecky, to gekon dziewczynka. Ma nawet ogonek!

 Wśród potwór dziewczynek nie ma jakiegoś motywu przewodniego, i w sumie nie wiem czym tu twórcy kierowali się podczas tworzenia tych potwórczynek (w Galzoo większość pochodzi z ich poprzednich gier), w sumie chyba mieli po prostu prosty plan, zrobić ładną dziewoję. W przypadku Galzoo brakuje mi trochę chyba mojego ulubionego stworzonka, które jednak pojawiło się chyba dopiero w Rance Quest... W każdy razie oto Chi-Ha, to jest CZOŁG DZIEWCZYNKA (Tank Girl), nosi ona nazwę po japońskim czołgu, czy nie wygląda przegroźnie (obrazek powyżej)?

 Alicesoft w ogóle ma momentami jakąś manię na tematy drugiej wojny światowej, a może wojny ogólnie. No, w grze mamy jeszcze potwór dziewczynkę, Battle Booklet, która to jest odziana w strój przypominający oficera SS (SS-chan uwu). A tak w ogóle, tajna baza naszych bohaterów, to Yamato czyli superpancernik służący w Japońskiej Cesarskiej Marynarce Wojennej w okresie II wojny światowej. A wspominałem, jak kiedyś przypadkiem w Rance użyli hymnu Wschodnich Niemiec, jako muzyki podczas scen erotycznych? Za to w innej grze stolicą jednego państwa jest Pearl Harbor.
 
W grze walczyć będziemy też z męskimi potworami i tu się trochę zawiodłem... Gry Alicesoft otóż mają bardzo fajną linię potworów, wielkich i potężnych czarodziejów... nazwanych po ważnych osobach z Trzeciej Rzeszy, czyli mamy Himmlera, Goebbelsa czy jego, tak jego. HITLERA. Seria fantasy RPGów daje nam możliwość zabić Hitlera, a takie Final Fantasy? Co tam niby robimy? (Za to w innej grze Alicesoft jest postać o imieniu Retia Adolf i tak, ją można). Ale tak mówiąc o samym GalZoo, to z męskiej części bestiariusza można tu spotkać różne monstra, oczywiście wszystkie pojawiały się wcześniej (albo prawie wszystkie) w Rance czy Toushin Toshi.

 Muzyka:

 Macie tu w sumie cały soundtrack. Lubię go, ale bez rewelacji. Ma swój styl, parę kawałków które wpadają w ucho, ale pewnie nie zapamiętam ich na długo.

Aspekty erotyczne:
 No i pora na to, co Kubusie Puchatki lubią najbardziej. Scen seksu w głównej fabule nie ma wiele, ale za to każda z nich to gwałt :) albo brutalny gwałt z torturami. Zaś, aby obejrzeć coś bardziej dobrowolnego (nuda), musimy poczekać do wieczora. Postacie mają tutaj prosty "wskaźnik" tego, jak bardzo lubią Leopolda. Wiecie, rzecz typu 2/4 punkty w relację, status: Niewolnica. Zapełnimy punkty i odblokujemy event, wtedy zaledwie dostaniemy krótki event, ale status zmieni się na "Trust" tzn. że nam ufa. No i już prosta droga, znowu zapełniamy punkty relacji i dostajemy upragnioną scenkę miłosną. Scenki wybieramy pod koniec dnia czyli za każdym razem, gdy opuścimy dany obszar... Chyba, że zabroni nam tego fabuła, jakiś event lub zostaniemy z niego siłą wyrzuceni. Dlatego warto pilnować czasu, jak będzie noc, to zamiast wrócić do bazy i się "zabawić" spędzimy czas pod gołym niebem, nie mając przy tym żadnych bonusów.

 Każda potwórczynka, jaką możemy złapać ją posiada i składa się to z dwóch obrazków (plus wariacje) tzn. gry wstępnej i części właściwej (penetracji). Do tego, tu w sumie nie jestem pewien, każda postać ma co najmniej jeden dodatkowy event erotyczny (niekoniecznie seks), który pojawia sią po spełnieniu różnych warunków (gra ich nam wprost nie mówi).

 Same scenki są raczej typu "vanilla", ale sprawdzając obrazki w necie widziałem taki, gdzie Majician (taka czarodziejka) rzuca jakiś przepotężny czar na przyrodzenie protagonisty, przez co ten (w sensie penis) spowija się białym światłem i jestem ciekaw o co tam do cholery chodzi, chyba będę musiał głębiej zbadać temat. W każdym razie scenki były ok, czasem mniej... O tak się zamyśliłem o tym, że zapomniałem po co się to w ogóle robi, no tak.

 Więc teraz pora na trochę lore. Wiecie, jak w paru grach, które już omawiałem sperma dodaje siły? No, to tutaj jest smutna sprawa, bo ludzka sperma okazuje się być śmiercionośną trucizną dla potwór dziewczynek, ale takim zbiegiem okoliczności, będąc na wyspie BARONA KAŁAMARNICY nie mogą one umrzeć, tak więc jedyne co się z nimi dzieje, to straszny ból. Jest na to jednak rada! Jakaś mikstura, czy tam ekstrakt zrobiony z części potworów. Dzięki temu one nie odczują bólu... Za to zajdą w ciążę, ale że inna klątwa nie pozwala im znosić jaj (bo tak się rodzą małe potwór dziewczynki), to same się w nie zmieniają i wykluwają na nowo. Właśnie tak powstają loli.

 Tak, po seksie chwilowe nasze towarzyszki zmienią się w loli (dzieci), zależy kogo spytacie, to powie, że to wada, ale z nimi nie można robić teges śmeges fą fą fą. Musimy poczekać aż dorosną (robią to w 2-3dni).

To u góry, to mój ulubiony design z gry, zawsze gdy ją widzę, to się uśmiecham. No spójrzcie tylko, to przecież idealny design słodkiej loli. Jest malutka, uśmiecha się, a widzicie te oczka? Cudne, chyba po mamusi (ona jest swoją mamusią).

 W każdym razie, po uprawianiu miłości i zażyciu odpowiedniej mikstury (po raz, dla każdego typu) nasza postać dostanie buffy, ale i możemy wybrać jej nowe "ulepszenie", nowy skill, lepsze staty lub zwiększenie limitu używanych umiejętności.

 Podsumowując:
 Bawiłem się nie najgorzej.

pozatematem:
 Początkowo chciałem to opublikować pod koniec miesiąca... ale macie teraz. Coś tam pewnie wykombinuję i do końca roku będzie jeszcze jeden przegląd.

edit: niesamowite, że o czymś zapomniałem. Pamiętacie, jak na początku wspomniałem, że z kupowaniem na DLSite jest niezła jazda? Jak się okazuje Visa i Mastercard (tu podobno nie oni, a jacyś pośrednicy) chcieli wymusić na DLSite cenzurę co im się nie udało, więc kazali usunąć tę formę płatności. Przez jakiś czas dało się kupować tam punkty (1pkt = 1jpy) z użyciem paypala i kurcze nawet BLIK był... Teraz da się tylko przez inną stronę używając japońskiego Amazon Play. Do tego w moim przypadku kupiłem tam raz chyba 1000pkt i za drugim już mi tę opcję zablokowali. 2000 to samo, ale mogę kupować po 500pkt.

 Tu ważna kwestia, okazuje się, że podobna sytuacja miała miejsce z jeszcze kilkoma innymi sklepami, co okazało się tak niespodziewane i poważne, że zainteresowali się tym japoński urzędnicy (wiedzieliście, że Ken Akamatsu, autor ecchi mangi Love Hina jest japońskim urzędnikiem? Jemu też przytrafiło się coś podobnego i mógł to być powód, dlaczego wzięli się za to na poważnie). Czyli jest szansa na poprawę.

Oceń bloga:
8

Komentarze (28)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper