Przegląd Eroge #42 Rance 4.1: Save the Medicine Plant! + Manga Hentai Rance 10 Adult Edition [+18]
Witam, blog +18.
Tytuł: Rance 4.1
Producent: Alicesoft
Gatunek: Gra przygodowa
Gdzie pobrać: Gra ma status freeware, czyli jest darmowa wraz z fanowskim angielskim tłumaczeniem
Wstęp:
Gahahaha! Mam nadzieję, że nikt z was nie myślał, że to będzie koniec mojego gadania o tej serii. To już ÓSMY blog o Rance i na pewno nie ostatni (oczekujcie, że będzie jeszcze drugie tyle muachachacha). No to w każdym razie, dzisiaj raczej krótko o samej grze, bo też niewiele jest tu do powiedzenia. Rance 4.1, a także 4.2 (o którym opowiem kiedy indziej), to gry króciutkie produkcje. Twórcy mieli prosty pomysł, wydamy małe produkcje w niskiej cenie, my będziemy zadowoleni (bo zarobek) i fani będą zadowoleni (bo nowa gra), no i jakoś tak to powstało. Przejście 4.1, to jakieś 2-3h, z poradnikiem, to się można uwinąć w godzinę.
Gameplay:
Wyjątkowo zacznę od rozgrywki, bo nie ma tu wiele do powiedzenia. Gra ta przybiera formę gry przygodowej z elementami RPG (te elementy RPG, to... ee, walka? Levelowanie? I chyba tyle). Wszelakie opcje wybierać będziemy z menu u góry po prawej, więc nie mamy tu tradycyjnego point and clicka, jak choćby Monkey Island czy Reksio i Wehikuł czasu (ale sobie klasyczka przypomniałem, cudna ta gra była).
Gra oczywiście nie traktuje siebie poważnie, więc poza standardowymi poleceniami do zmienienia lokacji, przeszukania czegoś czy pogadania z kimś, będziemy mogli np. ee spróbować jakąś panią teges śmeges fą fą fą, ale bez spełnienia odpowiednich warunków się to nie uda... Za to dostaniemy różne, zabawne reakcje. A, bo możecie nie wiedzieć. Ostatnim razem o dziwo widziałem w komentarzach parę nowych twarzy, tak więc jeszcze raz przypomnę, Rance, to generalnie jest debilem, takim z autyzmem, ale poza tym masywnym zboczeńcem, egoistą, szowinistą, feministą, tsundere, mordercą i gwałcicielem, ogólnie kawałem ch*** (ma też wady), który robi wszystko dla siebie, czyli aby zarobić lub przede wszystkim, aby mieć bliższy kontakt z ładnymi panienkami (aczkolwiek czasem wychodzi, że w głębi duszy, jest... no może nie dobrym człowiekiem, ale potrafi się o kogoś choć trochę przejmować). To specyficzny, ale przede wszystkim komediowy antybohater. Nie traktujcie go poważnie, seria, to parodia RPGów.
Wracając do gameplayu, nie mam tu wiele więcej do powiedzenia. Większość gry polega na chodzeniu z miejsca do miejsca wybierając wszystkie możliwe opcje, czyli coś znaleźć, z kimś pogadać. Gra przede wszystkim opiera się na dialogach. Jest tu też system walki i... tyle mogę o nim powiedzieć. Mamy dwie postacie (+ możliwość przywołania trzeciej, a dokładniej diablicy Fellis, która jest przepotężna, ale można ją przyzwać tylko 10 razy przez całą grę), ale sterujemy tylko Rancem. Jedyne co możemy zrobić, to wybrać kogo zaatakujemy. To minimum i szczerze mówiąc taki system byłby fajny, gdyby każdy pojedynek odbywał się podczas fabuły, a niestety mamy tutaj typowe dla jRPG "random encauntery" czyli przeciwnicy mogą losowo nas zaatakować. Walki nie są trudne czy długie, ale za to nudne.
Niezbyt ciekawy gameplay, to niestety cecha każdej odsłony wydanej przed Kichikuou Rance. Dla mnie to zawsze były raczej gry przygodowe, ale cóż, zwykle ten system przynajmniej nie jest jakiś frustrująco trudny, po prostu czuję się, jakby był zbędnym "wypełniaczem" przed poznawaniem fabuły, postaci itd.
Fabuła:
Co innego jednak jest z fabułą. Może nie w każdej odsłonie jest ona wybitna, ale o żadnej części serii nie mogę powiedzieć o niej wiele złego, a już przede wszystkim o samych dialogach czy postaciach. Historia w Rance 4.1, to coś znacznie mniejszego i właściwie niezbyt wartościowego w kontekście reszty serii. To trochę, jakby CD Projekt wziął serię zadań dla Krwawego Barona i wydał to, jako osobną grę. No niby fajne, ale trochę bez znaczenia.
Tak więc, fabuła zaczyna się prosto, Rance zostawia swoją niewolnicę Sill Plain w domu (bo się o nią troszczy, ze względu na wydarzenia z Rance IV) i wraz z Atheną 2.0 (sztuczną kobietą o SI bardziej stucznym niż inteligentnym) wyrusza, aby zarobić na chleb. Dostają oni zlecenie od CEO korporacji zajmującej się produkcją najpopularniejszych medykamentów na świecie. Jak się okazuje, nie wiadomo skąd w podziemiach ich fabryki pojawiła się plaga potworów, nasze zadanie jest proste, znaleźć na to rozwiązanie.
Sam główny wątek jest tutaj prosty, ale za to większość dialogów czy wydarzeń jest mocno jajcarskich tzn. śmiesznych. Wiecie, grałem już w na tyle gier z tej serii (no kurcze prawie wszystkie) i zawsze myślę, że wiem czego się spodziewać po zachowaniach głównego bohatera... No i potem gram w jakąś grę po raz pierwszy, a ten debil dalej potrafi robić czy powiedzieć coś, czego nigdy bym się nie spodziewał.
Tak więc e, w grze jest taka jedna scena, gdzie Rance miał super plan, na odbicie komuś laski. Co zrobił? A tam, tylko w ciemnej jaskini, gdzie para miała zabierać się do "roboty", postanowił ogłuszyć chłopa i go udawać. Tak więc polecił Athenie 2.0 (która potrafi udawać głosy innych ludzi), aby mówiła za niego, partnerce zaś zasłonił oczy opaską i stwierdził, że będzie dla niej podczas stosunku tak okrutny, że go znienawidzi. Tylko, że udawał kogoś innego, więc nie znienawidziła jego, tylko swojego partnera. Dobra, ta scena była okrutna, nawet jak na Rance'a. Aczkolwiek sam moment, gdy on w swojej małej główce ten plan tworzył, wydał mi się zabawny.
Szczerze mówiąc, nie mam chyba już zbyt wiele do powiedzenia o tej grze. E, muzyka była spoko? Styl artystyczny mi się podobał, jest bardziej kolorowy niż poprzednio. Nie wiem, muszę co jakiś czas wspominać o Rance, bo się uduszę.
A no tak, zapomniałbym o najważniejszym. W grze jest seks, do tego scenki są tutaj interaktywny i... Już nie pamiętam, ale w Rance 4, chyba też tak było? Może źle pamiętam, w każdym razie mamy tutaj zawsze parę opcji do wyboru, które na dobrą sprawę różnią się tylko tekstem, jaki nam się potem wyświetli, obrazek się przy tym nie zmienia. Musimy te opcje klikać tak długo, aż wskaźnik "podniety" nie wzrośnie do przynajmniej 100%, wtedy dostajemy opcję "ataku kończącego".
Podsumowanie:
Taka tam mała produkcja, jak ktoś lubi serię, to można zagrać, ale można też pominąć.
Rance 10 Adult Edition manga w polskim wydaniu od wydawnictwa Akuma:
Sam fakt tego, że ktoś w Polsce wydał mangę na podstawie gry z serii Rance, dalej wydaje mi się trochę... Dziwny. Wiecie, to hentajec na podstawie ostatniej odsłony serii, która ciągnęła się od 30lat i to dostaje polskie wydanie? (sam Rance 10 w wersji angielskiej jest w tłumaczeniu od chyba 2019, przy czym jak zdradził tłumacz, ma ona SPORO więcej tekstu niż Baldur's Gate 3... BG3, to aktualnie rekordzista Guinessa jako gra z największą ilością tekstu). Bo wiecie, ta manga oficjalnie jest dostępna tylko po Japońsku i Polsku (z tego co mi wiadomo, widziałem też chińskie, ale to fanowskie), właśnie ta sytuacja mnie bawi (wydanie od Akumy, to też jedyna szansa, aby obejrzeć te dzieła w... pełni, czyli bez cenzury części intymnych tzn. czarnych pasków).
W każdym razie, przechodząc do samego komiksu (tak, jak widzicie, nie mam zbyt dobrej jakości aparatu, wybaczcie mojemu 8letniemu Xiaomi).
Rance 10 Showdown Adult Edition adaptuje kilka wybranych scen erotycznych z Rance 10 (znaczy chyba, bo w grę nie grałem, nie do końca mam porównanie, ale parę obrazków wygląda, jak to co się działo w mandze, więc chyba tak), a przy tym od czasu do czasu przeplata się tam fabuła. Generalnie historia jest tutaj maksymalnie uproszczona (wiecie, to 190 stron komiksu, gra ma *spoglądam na vndb* no około 170godzin (średnio) na ukończenie, to troszkę sporo), a zaczyna się to tak, ludzkość jest poważnie zagrożone przez nacierające siły potworów, tak więc wszyscy liderzy krajów zgromadzili się, aby wybrać kogoś, kto pokieruje siłami ludzkości w walce z wrogiem... Tak się akurat złożyło, że Rance jest w BARDZO bliskich stosunkach z każdą liczącą się kobietą tego świata (TAK, PRZESPAŁ SIĘ NAWET Z PAPIEŻEM), tak więc oczywiście zostaje on wybrany na głównodowodzącego.
No i to tyle ile mogę powiedzieć o fabule, bo manga szybko przechodzi do akcji. Naturalnie, dostajemy tutaj scenki z masą postaci znanych z serii, od obowiązkowych ulubienic, jak Sill, Kanami czy Uesugi Kenshin po jakieś tam pokojówki czy La Hawzel i La Saizel (ciekawostka, bez tych dwóch ostatnich prawdopodobnie nigdy nie powstałaby... Nekopara). Niestety, ulubiona tsundere (która nie jest tsundere, a po prostu go nienawidzi) czyli Shizuka z pewnych powodów takiej scenki nie otrzymała (choć sama się na chwilę pojawia).
Postaci jest multum, a jeszcze więcej pojawia się ich w tle, w pojedynczych kadrach itd. Manga ma nawet na koniec sporą tabelę z postaciami i ich krótkimi opisami (jest ich tam z 50, nie zdziwiłbym się, gdyby więcej tłumaczyli tą jedną stronę niż większość samej mangi). W sumie jestem zdziwiony, że dalej większość z nich pamiętam, chyba nie kojarzyłem tylko postaci "ekskluzywnych" dla Rance 10 (bo nie grałem, no nie znam japońskiego).
A co one tam ujrzały?
Same scenki dalej mają swój specyficzny charakter z serii, czyli są dosyć kreatywne i całkiem zabawne. W sumie, to całkiem przyjemnie mi się to czytało. Mam jednak mieszane odczucia odnośnie samych obrazków. Są one mocno nierówne. Są kadry, które mi się podobały, ale też takie, które wyglądały, jakby autor robił to na szybko, bo gonił go termin. Sam Rance często wygląda dosyć karykaturalnie, czasem jest to oczywiście efekt zamierzony, a czasem nie. Niestety, to jest PPE, nie mogę pokazać tu zbyt wiele, ale macie te parę obrazków.
Nie wiem jednak co powiedzieć o tłumaczeniu, cóż, ciężko mi się go czepiać, jeżeli nie znam japońskiego, a do dyspozycji mam tylko angielskie nazewnictwo. Nie będę się więc czepiał, poza jednym. Rance ma dosyć ikoniczny śmiech "Gahahaha!", tutaj jeden raz pojawił się jako "Gyachachacha!" (wiedzieliście, że "chachacha" jest bardziej poprawne w j. polskim od "hahaha"? Ale nigdy nie widziałem, aby ktoś tego używał poza oficjalnymi wydaniami, internet chyba woli prostotę). To byłoby akceptowalne, gdyby przez całą resztę nie zmienili tego na "Muachachacha". No cóż, nie można mieć wszystkiego. Warto wspomnieć, że jakieś mniejsze spoilery w tym dziele się pojawiają (raczej do poprzednich odsłon), ale tego nie dało się uniknąć, jeżeli ktoś z serią nie miał nigdy styczności i np. przeczyta najpierw tę mangę, a potem zacznie grać od Rance 01, to... i tak te wszystkie spoilery zapomni, za nim w ogóle one zaczną być istotne.
Czyli, czy warto się tym zainteresować? Mnie nie pytajcie, bo odnośnie Rance nie powiem wam nic innego niż "tak, warto" (jestem mocno nieobiektywny w tej kwestii).