Shin Megami Tensei I - recenzja gry. Początek czegoś wielkiego
Megami Tensei to sztandarowa seria japońskiego studia Atlus, która przez 34 lata swojego istnienia zaskarbiła sobie rzeszę fanów na całym świecie. Większość osób zna ją pobieżnie z Persony 5, która stanowi jeden z wielu spin-offów tej marki, a jej główną serią jest właśnie Shin Megami Tensei.
Są to gry z gatunku jRPG, którego wizytówką mogą być takie gry jak Final Fantasy VII czy też Chrono Trigger. Z takich tytułów można wysnuć wrażenie, że gry jRPG głównie zawierają motywy fantasy i próżno szukać w nich urozmaiceń. Nie jest to na szczęście w pełni prawda, a o tym można przekonać się od razu po pierwszych chwilach od włączenia SMT I, gdy enigmatyczne logo przebija promień światła, a krwistoczerwone napisy pojawiają się w głównym menu.
Zaskoczeniem okazuje się również początek, który miejsce ma w koszmarze wypełnionym dziwacznymi i mrocznymi obrazami, a podczas tej wędrówki rozdamy statystyki naszym przyszłym bohaterom. Co do sztamp gatunku, to są to również nastoletni główni bohaterowie i akcja osadzona w Tokyo, których nie ustrzegł się też obiekt tej recenzji. Nie przeszkadza to jednak w niczym i nie nadaje infantylnego tonu grze, ponieważ na początku przygody słyszymy o tajemniczych zniknięciach, otrzymujemy w wiadomości program rzekomo służący do przyzywania demonów, miasto faktycznie zalewa fala dziwnych stworzeń, a główny bohater jest zmuszony szybko rozprawić się z demonem, który pochłonął jego matkę.
Wbrew pozorom, Shin Megami Tensei I jest pełny tego typu pamiętnych momentów. Po tak mocnym wstępnie gra nie zwalnia i bardzo szybko okazuje się, że demony przywołał jeden z japońskich polityków i wskutek konfliktu z Ameryką, dochodzi do wojny nuklearnej, która zmiata z powierzchni ziemi wszystko, do czego się już przyzwyczailiśmy przez pierwsze godziny gry. Znajdziemy się również w stanie między życiem a śmiercią, spotkamy osobę będącą już tylko martwą powłoką oraz będziemy świadkami potopu, który zniszczy i tak marne resztki postapokaliptycznego świata. Tym wszystkim wydarzeniom dodają ogromnego uroku wybory, które faktycznie mają realny wpływ na dalszy rozwój zdarzeń prowadzących do jednego z trzech możliwych zakończeń. Wyborów jest naprawdę mnóstwo i są jedną z największych zalet gry.
Wypada w końcu wspomnieć o najważniejszym elemencie każdej gry, czyli rozgrywce. Mamy tu do czynienia z dungeon crawlerem i jednocześnie jRPGiem, a oznacza to, że całą grę widzimy z widoku pierwszej osoby i poruszamy się po labiryntowych lokacjach niezależnie od tego, czy znajdujemy się w mieście, czy właściwym dungeonie. Wyjątkiem jest mapa świata prezentowana z widoku izometrycznego. Rozgrywkę można nakreślić w ten sposób, że jest w wielu aspektach mocno przestażała, lecz jest równocześnie wciągająca i uzależniająca, jeśli zostaniemy przy grze dłuższy czas.
Program do komunikowania się z demonami nie był żadnym żartem i po spotkaniu z jego twórcą możemy w pełni uwolnić jego potencjał. Pozwala nam on na rozmowę, rekrutowanie i przyzywanie demonów do walki. Może się to niektórym wydać kopią serii Pokemon, ale Megami Tensei jako pierwsze w historii zaimplementowało tego rodzaju system. Każdy demon ma własny wygląd, statystki i ataki, a negocjacje z nimi odbywają się w czasie walki. Musimy odpowiedzieć im na przeróżne pytania i często zapłacić za ich usługi przedmiotami, pieniędzmi lub magnetytem - demoniczną walutą stanowiącą jednocześnie "paliwo" dla nich, gdy już któregoś zrekrutujemy. W miastach znajdują się również katedry, w których możemy dokonać fuzji demonów i stworzyć jeszcze potężniejszą kreaturę. Jest nawet miejsce dla fuzji demonów z wybraną bronią,
Rzeczą o której trzeba koniecznie wspomnieć jest niewyobrażalnie wysoka częstotliwość losowych walk, która nieprzygotowanych może doprowadzić do bólu głowy lub po prostu rzucenia trzymanym sprzętem o najbliższą ścianę. Ta mechanika ma w pewnym sensie zaletę, ponieważ dzięki takiemu podejściu przez całą grę nigdy nie musimy zatrzymywać się na dłuższą chwilę, żeby grindować nasze postaci, bo regularne walki sprawiają, że bez kłopotów pokonamy większość bossów, choć znajdą się tacy którzy będą stanowić większe wyzwanie. Ogromną zaletą starć jest za to ich szybkość - trwają one dosłownie kilka sekund i nie marnują naszego czasu na przesadzone animacje ataków i zaklęć.
Ważnym elementem jest również system faz książyca. Zmieniają się one gdy się poruszamy i od nich zależy jakiej siły będą napotkane demony i czy będą w ogóle chciały z nami rozmawiać. Jest on oczywiście w dużej mierze losowy, ale jest tylko drobnym dodatkiem i nikt nie powinien przeklinać za niego twórców.
Spore problemy stanowią denerwująca mapa, zmieniająca układ w zależności od tego gdzie stoimy, sklepy z przedmiotami bez żadnego opisu, momentami brak pojęcia gdzie dalej pójść oraz toporne i powolne menu. Większość z tych wad, wraz z uciążliwą częstotliwością walk, naprawia remaster na PS1, jednak jest on tylko po japońsku, co stanowi dużą barierę.
Bitwy prowadzimy w systemie turowym opartym silnie na słabościach przeciwników, buffach i debuffach. Możemy używać klasycznych mieczy, magii oraz broni palnej. Możliwość zupełnego zablokowania przeciwnika odpowiednimi zaklęciami pozwala na wykonanie kolejnego ruchu, co daje niesamowitą satysfakcję i w połączeniu z rozwijaniem postaci na swój sposób, łączeniem demonów i innymi mechanikami, pozwala wciągnąć się w tę pozornię prostą rozgrywkę niczym w narkotyk.
Shin Megami Tensei nie byłoby warte sięgniecia aż po dziś, gdyby nie fenomenalna atmosfera nieustępująca nawet na chwilę. Idealne zmiksowanie motywów postapokalipsy, retrofuturyzmu i symboliki sprawiają, że na długo nie zapomnimy o grze po jej ukończeniu. W wielu częściach, jak i tej, mamy do czynienia z konfliktem dwóch sił - Chaos i Law. Mają one zupełnie inne wizje na wygląd świata po apokalipsie i będziemy mogli wybrać po której stronie konfliktu staniemy. Możemy też jednak odrzucić obie strony i zachować neutralność, co doprowadzi nas do zupełnie unikatowych sytuacji. Nasi dwaj sprzymierzeńcy są archetypami danej strony konfliktu i będziemy zmuszeni z nimi zawalczyć, jeśli staniemy przeciw ideom, które wyznają.
Jeśli o symbolikę chodzi, to wiele demonów nawiązuje do poszczególnych wierzeń - władcami stron konfliktu są tak znane nam postaci, jak Lucyfer i Bóg. Czasem nawet napotkamy wydarzenia wyjęte z Bibli, takie jak armagedon czy też potop. Z początku cele poszczególnych stron wydają się czarno-białe, jednakże z czasem doprowadzą nas do wielu dylematów moralnych. Jak mozna zauważyć, SMT I to dosyć mroczna pozycja w niczym nieprzypominająca tytułów konkurencyjnych, choć zdarzy nam się trafić na momenty trochę rozluźniające sytuację, bo bez nich całość mogłaby być źle wywarzona.
Jeśli chodzi o grafikę to sam styl artystyczny zestarzał się z niebywałą klasą. Chodzi tu o design demonów i postaci, ponieważ otoczenie jest ciekawe w co najwyżej dwóch lokacjach. Dotyczy to tylko wersji SNES, ponieważ ta na PlayStation może pochwalić się ładnymi tłami i dungeonami w 3D, co sprawia że nie można gry nazwać brzydką, choć znajdą się tacy, którym nie przypadną do gustu prerenderowane tła.
Znanym elementem gier z serii Megami Tensei jest muzyka i tutaj zapewni nam ona niezapomniane doświadczenie. Znajdziemy tu utwory idealnie reprezentujące każdą stronę konfliktu, świetną muzykę przy zakończeniu i sporo niesamowicie chwytliwych melodii podczas walki i eksploracji. Cały soundtrack trwa ledwie mniej niż godzinę, ale sprawia, że gra jest znacznie przyjemniejsza i stanowi jej nieodłączny element. Wystarczającym dowodem na jakość muzyki w pierwszym SMT jest to, że Atlus bardzo często do niej nawiązywał w swoich następnych grach.