O Szpiegu, który ma Rodzinę II
Mam ogromny problem z drugą częścią pierwszego sezonu Spy x Family. Niby wszystko jest w porządku, bawiłem się nieźle podczas oglądania, ale… właściwie mógłbym przepisać moją poprzednią recenzję. Postanowiłem jednak nie iść na łatwiznę i tego nie zrobiłem.
You Only Die Once
Nie ma sensu pisać o trzech głównych postaciach, bo żadne z nich nie zmieniło się po poprzednich 12 odcinkach. Szpieg „Twilight” wciąż wciela się w dr. Loida Forgera, by jego adoptowana (na potrzeby misji) córka – Anya Forger – wykonała swoje zadanie w elitarnej szkole, a jego udawana żona – Yor Forger – pozostała udawaną żoną i nie połapała się, że Loid jest szpiegiem. W międzyczasie, zabójczyni Yor nie chce, by jej udawana rodzina połapała się, że jest zabójczynią. Oczywiście, telepatka Anya także nie chce, żeby jej udawani rodzicie dowiedzieli się, że umie czytać w myślach i zna prawdę.
Do tej trójki dołącza czwarta postać – pies Bond (fascynacji agentem 007 ciąg dalszy). Jego ukryta przed innymi (poza Anyą) zdolność to możliwość zajrzenia w przyszłość… Czy raczej – w najbardziej prawdopodobną wersję przyszłości. Niestety, mimo oczywistej synergii ze zdolnością dziewczynki, ta postać jest zupełnie niewykorzystana. Bond jest całkowicie zmarginalizowany poza pierwszymi odcinkami. A szkoda, bo byłoby to całkiem niezłe.
Drugą postacią, o której warto wspomnieć o przełożonej „Twilighta” – kobiecie o pseudonimie „Handler”. Wprawdzie pojawiła się na chwilę w poprzedniej części, ale dopiero tutaj zaczyna odgrywać ważniejszą rolę. Niewiele ważniejszą, ale jednak. Niestety, nie bardzo wiem co o niej napisać – jej funkcja powoduje, że „Twilight” musi robić to, co ona mu powie. Jest to naturalne, ale w pewnym momencie miałem wrażenie, że Loid jest jej jedynym agentem (no, jest jeszcze ten gość od przekazywania jej rozkazów, ale trudno go nazwać agentem). Trochę kiepsko, jak na tak dużą agencję, aczkolwiek warto pamiętać, że działają na terenie państwa, z którym niedawno prowadzili wojnę.
Trzecią nową postacią, o której warto wspomnieć jest szpieg o pseudonimie „Nightfall”, która wciela się w Fionę Frost, asystentkę dr. Loida Forgera. Nie jest to może jakaś superważna postać – bo pojawia się w zaledwie trzech odcinkach – ale o kimś muszę wspomnieć. „Nightfall”, jak każdy inny w serii, ma tajemnicę – kocha „Twilighta” i za wszelką cenę chce zastąpić Yor. Co gorsza, jej uczucie naraża na szwank najważniejszą misję, jaką obecnie realizuje jej agencja! Przecież to nie ma sensu! Czemu tej idiotki nikt nie pilnuje?
Nieco większą rolę otrzymały też niektóre postacie mniej wykorzystane w poprzedniej części. Szczególnie Damian Desmond – syn „celu” operacji „Strix”, czyli Donovana Desmonda – stał się wreszcie czymś więcej niż tylko obiektem w klasie Anyi. Także przyjaciółka telepatki – Becky – dostała więcej czasu na ekranie… Choć w tym przypadku pojawił się zgrzyt – nie mam zielonego pojęcia dlaczego twórcy postanowili, że ta 6-letnia dziewczynka zakocha się w Loidzie… Przecież to jest całkowicie głupie i nie ma żadnego sensu!
Licence to Yawn
Sama fabuła nie zmieniła się ani trochę. Znowu mamy kilka bardziej intensywnych (szczególnie trzy pierwsze) i całkiem sporo nudnych odcinków, nie mających znaczenia dla akcji. W niektórych miejscach aż zatrzymywałem odcinek, by albo przetrawić co się tam działo, albo potężnie ziewnąć.
W zasadzie największym progresem anime jest wprowadzenie wspomnianego Bonda. Dobra – od biedy można też dodać wydarzenia przedstawione w ostatnim odcinku, ale tylko dlatego, że wreszcie mają coś wspólnego z Operacją „Strix” (która pełni w tym anime rolę „króliczka, którego należy gonić”). Poza tym – jest to praktycznie powtórka z rozrywki.
W poprzedniej recenzji czepiałem się, że twórcy niezbyt dobrze balansują między komedią, a tematami poważnymi. Pod tym względem widzę pewien postęp, bo tym razem jest nieco więcej komedii, a tematy poważne zostały ograniczone i pojawiają się w zaledwie kilku odcinkach. To dobrze, bo serial wreszcie się jakoś „określa”.
W tym miejscu napiszę jeszcze o utworach początkowych i kończących. Cóż, moim zdaniem są słabsze niż te z pierwszej części, ale dają radę. Co do aspektów wizualnych to odniosłem wrażenie, że oprawa graficzna została nieco poprawiona, choć mogę się mylić.