Kopciuszkowane anime
Muszę przyznać, że takiej posuchy w anime już dawno nie miałem. Przez całe wakacje udało mi się natrafić tylko na jedną produkcję, którą obejrzałem do końca. Do tego jest to produkcja od Netfliksa.
Normalnie pewnie nigdy bym nie obejrzał My Happy Marriage, bo z zasady nie oglądam seriali romantycznych, ale: 1. Netflix ciągle namawiał mnie do obejrzenia go, gdy przypominałem sobie oba sezony Kakegurui, 2. zainteresowało mnie połączenie tagów „supernatural” z „historical”, 3. nie miałem nic innego do oglądania, 4. pomyślałem sobie: „meh, niech będzie, najwyżej porzucę po kilku odcinkach, jak wiele innych produkcji”.
Klasyka
Akcja serialu rozgrywa się w Japonii w późnym XIX lub wczesnym XX wieku. Czas zakładam, bo nie jest sprecyzowany, ale pociągi, automobile, telefony stacjonarne oraz ogólny klimat pasują właśnie do tego okresu. Jednak elementów faktycznie historycznych jest tu jak na lekarstwo. Zamiast nich pojawiają się motywy nadprzyrodzonych zdolności, więc coś za coś.
Bohaterką serialu jest 19-letnia Miyo Saimori. Dziewczyna wychowywała się w rodzinie obdarzonej nadprzyrodzonymi mocami, lecz sama takowych nie posiada. Dlatego stała się obiektem nienawiści ze strony macochy, przyrodniej siostry imieniem Kaya oraz własnego ojca. Wiem, brzmi to jak typowy Kopciuszek (choć tam ojca nie było), ale “lubimy tylko te piosenki, które już znamy”, nie? W każdym razie, już od samego początku anime pokazuje nam jak przechlapane w życiu ma protagonistka.
Skoro jest “Kopciuszek” to musi też być “książę”. Tę rolę pełni w serialu Kiyoka Kudou. Ich związek został zaaranżowany, co było wówczas normalną praktyką. Co dziwne, jego wiek nie jest podany nigdzie w serialu, ale na moje oko ma około 25 lat. Oczywiście, jak to w tego typu produkcjach bywa, musi być męski, silny, bogaty i wpływowy. Standard. Jedyne, co twórcy mu dodali to chłód… który niby próbują tonować, ale gdzieś tam ciągle się to przewija. Zresztą, pierwsza myśl, jaka miałem, gdy się odezwał po raz pierwszy to “no co za gnój!”. Wydaje mi się jednak, że był to celowy zabieg ze strony twórców. Ot, Miyo wpadła z deszczu pod rynnę. Nie będzie spoilerem stwierdzenie, że to nieprawda, nie?
Co do antagonistów to, oczywiście, największą nienawiścią nienawiść widzów ma skupiać Kaya. Jednak, co mocno mnie zaskoczyło, to nie pozostali Saimori są tu głównymi antagonistami. Co ciekawe, cała trójka znika po pierwszej połowie sezonu i nie pojawiają się już praktycznie wcale (poza flashbackami). Niemniej, główny zły jest obecny w tym anime… i jest całkowicie nijaki. Jego motywacji absolutnie nie zrozumiałem - choć była wytłumaczona… przez inną postać.. w ostatnim odcinku… w trzech zdaniach (!!!).
W tym miejscu powinienem wspomnieć też o innych postaciach, ale jest z tym pewien problem. Bowiem tych, które cokolwiek dla nas znaczą, jest niewiele. Do tego są mocno sztampowe i nic ciekawego nie jestem w stanie o nich napisać. Poza tym, że są i odgrywają swoje role.
Konstrukcja świata
Już o tym wspominałem, ale muszę napisać kilka więcej słów o świecie przedstawionym. W pierwszym odcinku Miyo jedzie tramwajem, pociągiem i sporo przebywa pieszo, by dostać się do domu Kudo. Założyłem więc, że jest to co najmniej w sąsiednim mieście. Tymczasem, w jednym z odcinków okazuje się, że to nie jest aż tak daleko. Jednak już w kolejnym przejazd automobilem zajmował nieco więcej czasu. Może to nie przeszkadza jakoś mocno, ale burzy wszystko, co oglądamy.
Tak samo jak wprowadzenie elementów nadnaturalnych mocy. Jasne, tylko dlatego obejrzałem to anime. Niemniej, na początku te moce nie mają zbytnio znaczenia, potem przez chwilę mają… Potem znowu nie mają, by je odzyskać pod koniec. Trochę misz-masz.
Inna sprawa, że pokazane dość krótkie sekwencje walki są świetnie animowane. Chętnie zobaczyłbym coś takiego (na większą skalę) w Dragon Ballu. Skoro już o tym piszę to dodam, że wygląd i animacja postaci też są na bardzo wysokim poziomie. No, może poza włosami zachodzącymi na oczy, ale to pojawia się we wszystkich anime…
Jeśli chodzi o ścieżkę dźwiękową to nie podobały mi się ani opening, ani ending. Za to muzyka w tracie odcinków była bardzo klimatyczna i pasowała do tego, co działo się na ekranie. W kwestii głosów to najbardziej pasował mi angielski dubbing. Co ciekawe, jest też polski, ale nie podobał mi się. To już jednak kwestia gustu.