Technofobiczny MSM cz. 1

BLOG
354V
user-93393 main blog image
MajinYoda | 28.10.2023, 11:54
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Dawno nie było tu żadnej porządnej książki spychologicznej, więc pora to nadrobić. Dzisiejsza pozycja pochodzi z 2018 roku, ale jej polskie tłumaczenie zostało wydane w 2021.

Oto przed Wami prof. Manfred Spitzer, niemiecki psychiatra i neurobiolog, doktor nauk medycznych i filozofii – według informacji zamieszczonej na okładce - i jego najnowsza książka „Epidemia smartfonów. Czy jest zagrożeniem dla zdrowia, edukacji i społeczeństwa?” (przekład: Małgorzata Guzowska). Pewnie już domyślacie się odpowiedzi na to pytanie.

Co ciekawe, Autor gościł już na moim blogu ze swoją poprzednią publikacją - "Cyfrowa demencja. W jaki sposób pozbawiamy rozumu siebie i swoje dzieci" (2013). Było to 9 (!) lat temu, więc uznałem, że warto do niego powrócić, skoro wydał kolejne „dzieło”.

Jednakże, już w tym miejscu muszę napisać, że Autor ma nieco racji w swoich wywodach. Gdyby skupił się na faktycznie „groźnych” aspektach używania tzw. nowych technologii przez dzieci i młodzież to byłoby dobrze. Niestety, obok fake newsów, uzależnienia od technologii i cyberprzestępczości wstawił tyle bredni, że nie mogłem przejść obok tego obojętnie.

Oczywiście, wszelkie kursywy w tekście są dziełem Autora (choć mogłem coś przegapić :P). Moje wtrącenia zaznaczam w ten sposób: {}.

Jesteście gotowi? Zacznę od fragmentu Przedmowy – w której Autor głównie wychwala sam siebie ¯\_(ツ)_/¯:

(…) W tej książce nie chodzi o napędzanie strachu, tylko o podsumowanie wyników uzyskanych przez wielu niezależnych naukowców publikujących w naukowych czasopismach, jak „Science” czy „Nature”, i o ogólnie zrozumiałe przedstawienie prawdy o skutkach smartfonów.

Nie wiem czemu, ale brzmi to dla mnie jak nieco mądrzej napisane „wyłącz telewizor, włącz myślenie”. Ale okej, fajnie, że Autor umie korzystać z tak zacnych czasopism. Aż dziwne, że musi się tym chwalić…

Oczywiście, jak możecie się domyślić, Autor tak podobierał sobie artykuły z tych czasopism, by pasowały do jego tezy. Bo przecież wspomnienie o tym, że np. „The Lancet” (do tego czasopisma Autor także się odwołuje) w swoim czasie opublikował artykuł dotyczący słynnego Corrupted Blood Incident z WoWa byłoby poniżej godności Autora.

Co jeszcze ciekawsze, już kilka akapitów później Autor sam sobie przeczy:

(…) Macki cyfrowych lobbystów sięgają daleko i głęboko, a ich ręce rozdzielają chętnym przekupniom {???} duże pieniądze. Stąd cały czas rozpowszechniane są fałszywe meldunki, a problemy gdzieś giną, zamiatane pod dywan.

W sumie to może Autor by się podzielił informacją o tym, który „cyfrowy lobbysta” tak chętnie rozdaje pieniądze? Kurcze, za te wszystkie MSMy powinienem dostać niezłą sumkę. Może ktoś ma jakiś kontakt? :D

Nawet badania, w których wskazuje się na negatywne skutki, są interpretowane tak, by te efekty były „bardzo małe”.

To zdanie jest dość dziwaczne – kto interpretuje te badania? Badacze? Lobbyści? Autor nie wspomina o tym, więc pozostaje nam się tylko domyślać.

Oczywiście, Autor niczego nie interpretuje. Skądże znowu. On jedynie cytuje to, co mu pasuje… I czasem to, co mu nie pasuje, ale wówczas interpret… to znaczy… tego, no… dyskutuje z nimi, bez nazywania autorów takich badań… w różny sposób… na przykład „zadufanymi w sobie”… Ale o tym jak Autor wspaniałomyślnie podchodzi do osób, z którymi się nie zgadza, przekonacie się za tydzień ;).

Pora przejść dalej – „Rozdział 1: Smartfony, zdrowie, edukacja i społeczeństwo”:

(…) Matka skarży mi się, że jej syn podczas próby odebrania telefonu ugryzł ją w rękę. Ewidentny dowód uzależnienia.

Zgadzam się – jest to dowód na uzależnienie tego młodego człowieka od smartfona. Dlatego jego matka poszła do psychiatry. I co w tym niezwykłego, Autorze?

W Korei Południowej odsetek młodych ludzi uzależnionych od smartfonów przekracza 30%. Niemieckie badanie (…) opublikowane w 2015 roku, przeprowadzone wśród 500 dzieci w wieku 8- 14 lat, wskazuje na ośmioprocentowe ryzyko uzależnienia.

Wszystko ładnie, pięknie, ale… nie ma tu żadnego przypisu. Autor chwalił się źródłami w „Nature” i „Science”, a tutaj nic nie podał… Oczywiście, nie mam zamiaru szukać tych danych. Inna sprawa, że nie wiem czy 500 dzieci to dużo czy mało – trudno określić na ile reprezentatywna była ta grupa.

(…) Siedemnastoletni uczeń podczas lekcji puszcza na swoim smartfonie klip muzyczny, a jego 54-letnia nauczycielka wzywa go, by przestał. On jednak nie podporządkowuje się prośbie, tylko mówi: „Nie może mnie pani zmusić”, i ją wyzywa. Kobieta w odpowiedzi wyrzuca telefon chłopaka przez okno. W pierwszej instancji zostaje skazana za niewłaściwe zachowanie, w drugiej – uniewinniona.

Kolejna mrożąca krew w żyłach historia o strasznej młodzieży, która z pomocą smartfona terroryzuje biedną nauczycielkę. Ta jednak bohatersko niszczy szatański sprzęt i nie dostaje za to kary! Zatem, wszyscy nauczyciele (obecni i przyszli), którzy to czytają – mam nadzieję, że już wiecie, co należy zrobić w podobnej sytuacji. I nie martwcie się – być może profesor Spitzer napisze o Was dobre słowo w kolejnej książce.

Jednakże, zastanawia mnie inna rzecz - dlaczego nie ma tu przypisu? Gdzie to się wydarzyło i kiedy? A może to jedynie wytwór wyobraźni Autora? Jak myślicie?

Dalej Autor opisuje rozwój cyfrowych technologii, dodając, że jest nadużywana przez dzieci (powołuje się na badania z 2015 roku). Następnie opisuje wpływ na zdrowie (nadwaga, zaburzenia snu, cukrzyca itp.). Wszystko spoko, ale trafiły się też takie kwiatki:

(...) Jak stwierdzono już dzisiaj, korzystanie z tzw. aplikacji społecznościowych z geolokalizacją sprzyja codziennie liczonym w milionach przygodnym kontaktom seksualnym i tym samym rozprzestrzenianiu się chorób przenoszonych drogą płciową.

Źródło

Wszystko ładnie, pięknie, ale… nie ma tu przypisu. No, chyba, że Autor dosłownie miał na myśli „dzisiaj”, bo odkrył tę kwestię w dniu, w którym pisał te słowa... Zastanawia mnie tylko czy w takim razie przed powstaniem smartfonów dochodziło do przygodnych kontaktów seksualnych? Czy istniały choroby weneryczne? Nigdy się tego nie dowiem...

Co się zaś tyczy ruchu ulicznego, niewiele osób zapewne wie, że w grupie młodszych uczestników ruchu smartfony wyprzedziły alkohol jako główną przyczynę wypadków.

Tutaj ponownie przypisu brak. Nie wiem czy takie badania były przeprowadzone i czy to stwierdzenie jest prawdą. Skoro Autorowi nie chciało się podać źródła, to i mnie się nie chce tego szukać.

Ktoś by pewnie pomyślał: „Hej! W takim razie wystarczy edukacja medialna, by pokazać ludziom jak poprawnie korzystać ze smartfonów i będzie git”. Cóż, Autor się z takim czymś nie zgadza, o czym za chwilę. Najpierw kilka fragmentów o edukacji:

(…) W krajach skandynawskich – Szwecji, Finlandii oraz Danii – w minionej dekadzie postawiono na cyfryzację szkół. W rezultacie tych działań w wymienionych państwach wyniki uczniów wyraźnie się pogorszyły, co widać w analizach (…) w ramach badania PISA.

Rozsiądźcie się wygodnie, bo Autor ma w tej kwestii sporo do napisania:

(…) Finlandia niecałe 20 lat temu, na początkowym etapie analizy danych w ramach badania PISA, była jego zwycięzcą (…); dzisiaj wyniki fińskich uczniów znajdują się w środku stawki. W cyfryzację szkół zainwestowano tam mnóstwo pieniędzy.

Okej, przyjmuję to. Wprawdzie Autor nie podaje ile to jest „mnóstwo pieniędzy”, ani nie dodał, że wyniki uczniów z Finlandii spadają w każdym kolejnym badaniu od szczytowego punktu w 2006 roku, ale jeszcze tylko zapomniał dać tu jakikolwiek przypis. Poza tym – zgadzam się ze wszystkim :D.

Podobnie w Australii, gdzie w 2008 roku na wprowadzenie komputerów do szkół wydano 2,4 miliarda dolarów australijskich. By w 2016 roku (…) ponownie je ze szkół wycofać.

To też jest bardzo ciekawe. Lekką ręką wywalili 2,4 mld australijskich dolców (czyli jakieś 6,5 mld złotych) do śmietnika. Nie ma to jak gospodarność ;).

Co ciekawe, w raporcie PISA dotyczącym kraju kangurów jest wyraźnie napisane, że spadki są obserwowane dużo dłużej – w czytaniu od 2000 roku, w matematyce od 2005, a w naukach ścisłych od 2012 roku. Czy zatem jest to wina komputeryzacji?

W ostatnich latach we wszystkich możliwych mediach wielu polityków jak katarynka powtarzało, że Niemcy w zakresie cyfryzacji szkół są wciąż daleko w ogonie. Za każdym razem mówię sobie w duchu: „Całe szczęście!”.

Oj tak, dzięki temu niemieccy uczniowie są w ścisłej czołówce rankingu PISA… A nie, przepraszam. Autor zapomniał napisać, zapewne przez przypadek, że w jego ojczyźnie także nastąpił spadek. Nie dodał też, że uczniowie z jego kraju – mimo różnic w komputeryzacji - wypadli gorzej niż ci z Finlandii. Co ciekawe, byli na podobnym poziomie do Francuzów (którzy – według badań z 2012 roku - mają znacznie wyższy współczynnik komputeryzacji) czy wspomnianych Australijczyków. Ba, patrząc na średnią, polscy uczniowie osiągnęli wyższe wyniki (acz niewiele) niż nasi zachodni sąsiedzi.

Źródło

Zatem powraca pytanie - czy jest to wina „złych komputrów”?

Media cyfrowe odwracają uwagę, ewidentnie zakłócają uczenie się i prowadzą do słabszego wykształcenia. Pokazują to wyniki nie tylko szeroko zakrojonych badań, przeprowadzonych już dawno w Niemczech, lecz także nowsze i najnowsze analizy przeprowadzone w różnych krajach, przede wszystkim w Stanach Zjednoczonych.

Co do tego nie mam wątpliwości – choć Autor w tym miejscu nie podał żadnych badań z Niemiec. Ale podał z USA:

Wyniki przeprowadzonego tam dużego badania opublikowanego pod ładnym tytułem „Pióro jest potężniejsze od klawiatury” pokazały, że podczas odręcznego robienia notatek w trakcie zajęć (…) uczymy się więcej niż podczas pisania na klawiaturze.

Te badania przeprowadzono w 2014 roku (opublikowano je w Psychological Science). Nie będę się kłócić z wynikami, ale warto zwrócić uwagę z czego to wynikło. Otóż, studenci piszący na laptopach bezmyślnie, słowo w słowo, pisali to, co mówił prowadzący. Z kolei piszący odręcznie musieli pewne rzeczy skracać lub pisać po swojemu. Normalna sprawa. Jednakże, zastanawia mnie jedno – czy pisanie odręczne np. na tablecie jest w takim razie dobre czy złe?

Teraz muszę, niestety, sporo pominąć. To, co opisuje Autor w tych fragmentach nie jest może jakieś złe (np. przytacza badania dotyczące korelacji między obecnością smartfona a wynikami w teście), ale nie mam na to miejsca. Po drodze opisuje też jak twórcy Oxford Junior Dictionary usunęli ze słownika dla ~7 latków słowa takiej jak jaskier czy żołądź i zastąpili je blogiem i chatroomem. O tym jednak możecie sobie poczytać w artykule z Guardiana, a ja przejdę dalej, czyli do rozdziału „Edukacja 0.0” (tak, Autor zmienił temat i nagle wrócił do edukacji…). Grubo jest już na samym początku:

Wyobraź sobie, że: 1. Główny strażak Niemiec zaleca gasić pożary za pomocą substancji łatwopalnych.

Aż mi się scena ze Zmienników przypomniała :D.

2. Niemieccy chirurdzy zalecają powszechne stosowanie nowych metod operacyjnych, które jak dotąd doprowadzały do śmierci wszystkich pacjentów. Trzeba jeszcze tylko znaleźć odpowiednie założenia dla ich stosowania, ale te drobiazgi nie powinny blokować wdrożenia nowej technologii.

Wiem do czego Autor pije – jednak zapomina o tym, że niektóre zabiegi mogą skończyć się śmiercią pacjenta… Czy to oznacza, że mamy kompletnie zrezygnować np. z operacji?

3. Niemiecki przemysł motoryzacyjny żąda wprowadzenia prawa jazdy dla 3-latków. W końcu trzeba maluchy od najmłodszych lat przygotowywać na nową technologię przemieszczania się. Niemcy są wszak krajem motoryzacyjnym numer 1 na świecie i nie możemy sobie pozwolić na pozostanie w tyle.

Cóż, jeśli dla Autora samochody to „nowa technologia”… W tym momencie zacząłem się zastanawiać czy Autor żyje w dziczy i pisze na glinianej tabliczce? I w jaki sposób udaje mu się dostać do USA, gdzie prowadzi wykłady? Wpław?

Pomijam to, że takie maluchy też są uczestnikami ruchu drogowego i trzeba je uczyć od najmłodszych lat jak się zachowywać na drodze. Ale Autor albo tego nie wie/nie rozumie, albo już tak się zafiksował, by dowalić „nowym technologiom”, że jest mu wszystko jedno.

4. Socjaldemokratyczna Partia Niemiec (…) sugeruje, że należy zwiększyć różnice między bogatymi i biednymi. Trudno to sobie wyobrazić, ale spróbuj.

Tu z kolei ni w ząb nie mam pojęcia jaki to ma związek z tematem… Autor po prostu chciał dowalić partii, której nie lubi i skorzystał z okazji?

5. Stowarzyszenie niemieckich winiarzy i piwowarów przeforsowało, że w kraju piwa i wina następne pokolenie już w przedszkolu i szkole podstawowej przejdzie obowiązkowy i powszechny „trening kompetencji alkoholowych” – pół kielicha dziennie na początek. To konieczne, ponieważ nie chcemy stracić naszej przewagi, ostatecznie w zakresie serwowania wódki w placówkach oświatowych znajdujemy się w europejskiej stawce poniżej średniej.

Tu Autor już tak bardzo odleciał, że nawet nie wiem jak to skomentować. Autor powinien chyba pójść do psychiatry i zacząć leczyć swoją technofobię… Ups, sam jest psychiatrą… Cóż, już starożytni mawiali: medice, cura te ipsum!

Nie możesz sobie tego wyobrazić? Czytaj dalej, bo właśnie tak wygląda niemiecka rzeczywistość! Nie w odniesieniu do straży pożarnej, chirurgów, przemysłu motoryzacyjnego czy winiarskiego, ale naszego najcenniejszego, najważniejszego, najbliższego nam wszystkim, najwyższego dobra – naszych dzieci.

W sensie, że co – dzieci chcą piwa i wina w szkole? :D Swoją drogą, z ciekawości sprawdziłem i Autor ma 5 dzieci – w tym syna Thomasa… który prowadzi kanał na YouTube - Hazel & Thomas! Zadziwiające, powinien siedzieć w jaskini razem z ojcem ;).

Kolejne kilka punktów to w większości powtórzenie treści, które Autor zamieścił wcześniej w tej książce – Autor chyba uważa, że jego czytelnicy to idioci… Albo nie miał czym zapełnić książki.

Ostatnim na dziś punktem (choć dość długim :)) jest kwestia „Smartfon w szkołach – rozdawać czy zakazywać?”. Brakuje mi już miejsca, więc wybrałem najciekawsze kwiatki.

Pod koniec lipca 2018 roku francuski parlament przyjął absolutny zakaz korzystania ze smartfonów i podobnych urządzeń (…) w szkołach. Po tej decyzji również w Niemczech rozpoczęła się gorąca dyskusja, chociaż fakty od dawna są jasne, co zrozumieli prezydent Macron i jego żona, nauczycielka.

To ciekawe, bo to akurat prawda. Nie mam nic przeciwko temu, by uczniowie mieli zakaz używania telefonów podczas lekcji. Ale na przerwach – czemu nie? W Polsce też już spotkałem się z takimi zakazami – co zabawne, w jednej z takich szkół nauczyciele jednocześnie… grają z uczniami w Quizziz (czyli wykorzystują smartfony do celów edukacyjnych). I chyba tylko ja widzę tu sprzeczność…

W tym miejscu Autor wypisuje siedem argumentów przeciwko takiemu zakazowi – przedstawiła je Simone Fleischmann z Bawarskiego Związku Nauczycielek i Nauczycieli. Ponieważ zaraz je obala to zrobię to inaczej – napiszę punkt, a potem komentarz Autora:

1. Smartfony są częścią dziecięcego świata i dlatego dzieci muszą jak najwcześniej nauczyć się z nimi obchodzić.

Cóż, nie zgadzam się z tym w 100%, ale jedno muszę przyznać – dzieci należy nauczyć korzystania z tzw. nowych technologii, bo inaczej będą to robić źle. Albo zostaną technofobami, jak Autor:

(…) Nie wszystko, co jest częścią świata milionów niemieckich dzieci, automatycznie staje się dla nich dobre. Telewizja śniadaniowa zamiast śniadania, złe powietrze w drodze do szkoły, podupadające szkoły (bo są pieniądze na tablice interaktywne, ale brakuje ich na naprawę toalet lub remont klasy), niezdrowe posiłki w szkole, przemoc w programach dla dzieci i alkohol na każdym kroku, narkotyki na szkolnych dziedzińcach {???}, za mało ruchu na świeżym powietrzu, za to dużo za dużo mediów cyfrowych każdego dnia i (też z tego powodu) za mało snu o 1-2 godziny. Zamiast uczyć dzieci, jak lepiej radzić sobie w tym środowisku, powinniśmy zapewnić im lepsze środowisko!

Ostatnie zdanie psuje sens całości – przecież to wcześniejsze pokolenia (w tym pokolenie Autora) jest odpowiedzialne np. za zły stan powietrza. Autor też chyba nie wie czym jest telewizja śniadaniowa (niem. frühstücksfernsehen) - ona nie ma zastąpić śniadania, lecz być oglądana podczas tego posiłku. Dlatego zawiera najważniejsze informacje dla osób, które zaraz wyjdą z domu – np. o pogodzie czy najważniejszych wydarzeniach ze świata… Ale skąd Autor ma to wiedzieć, skoro mieszka w jakiejś jaskini?

Jeśli chodzi o brak pieniędzy na naprawę toalet to także nie jest to wina technologii, lecz niedofinansowanych szkół lub złego gospodarowania środkami. Brzmi to jednak tak, jakby w tych szkołach uczniowie musieli korzystać z jakiś wiader albo wychodków… Pominę już kwestię narkotyków i alkoholu, bo to jakaś abstrakcja ze strony Autora. Choć kilku nastolatków pewnie by zaczęło chętniej chodzić po szkolnych dziedzińcach po przeczytaniu czegoś takiego :P.

(…) 3. Społeczeństwo jutra będzie cyfrowe, tego nie da się zmienić.

To jest akurat fakt. Maile, dzienniki elektroniczne, elektroniczne faktury, telefony komórkowe. Ale Autor i na to znalazł sposób. Radzę Wam się czegoś przytrzymać, bo poziom jego argumentacji jest… porażający:

(…) Takie argumenty pojawiają się zawsze wtedy, kiedy już nic lepszego nie przychodzi do głowy. Wyobraź to sobie: azbest jest w naszych domach – i basta. Ołów jest w białej farbie i benzynie – i basta. Alkohol istnieje od zawsze – i basta.

Autor ma jakieś kompleksy z tym alkoholem, nie sądzicie? Cały czas o nim wspomina, tak samo jak o narkotykach… Czyżby projekcja? :P

(…) Same skutki zdrowotne używania smartfonów są znacznie poważniejsze niż w przypadku dobrze znanych trucizn (ołowiu, azbestu, dymu papierosowego, alkoholu). Wyrywamy ołowiane rury ze ścian, usuwamy azbest z domów lub burzymy całe budynki. (…) Nikt nie chce wprowadzenia szkoleń z picia alkoholu w przedszkolu i szkole podstawowej {a w liceum? ;)}, bo alkohol uzależnia i zaburza rozwój mózgu. Obydwa zarzuty dotyczą również smartfonów!

Ach, się Autor uniósł. Zadziwia mnie, że zrównuje „chemiczne” trucizny dotyczące ogółu społeczeństwa z uzależnieniami behawioralnymi, które pojawiają się u jednostek. Trochę go też ponosi, bowiem równie dobrze w szkole nie są potrzebne zajęcia z samoobrony czy np. lekcje języków obcych. A w zasadzie to i szkoła jako taka jest zbędna – Autor całe życie spędził w swojej pieczarze i patrzcie jaki jest mądry.

Ale to jeszcze nic:

(…) 5. Jeżeli nie nauczą się w szkole, jak sobie z tym radzić, to gdzie?

Ten punkt jest, moim zdaniem, bardzo dobry. Szkoła powinna uczyć rozmaitych kompetencji – także tych medialnych. Oczywiście, nie wszyscy uczniowie z tego skorzystają, ale, nie oszukujmy się, gdyby tak myśleć to trzeba by było zrezygnować ze szkół w ogóle. Tymczasem Autor swoje:

(…) Wyniki dużego niemieckiego badania pokazały, że 1 na 25 dzieci uczy się obsługi cyfrowej technologii w szkole; pozostałych 24 dzieci już to potrafi. Argument, że musimy je tego nauczyć jest po prostu nietrafiony.

Hmmm… w takim razie możemy też zrezygnować z lekcji języka ojczystego, bo z całą pewnością 100% „lokalnych” uczniów nauczyło się go poza szkołą. Niestety, Autor pisze o „dużych badaniach”, ale opisując je kilka punktów wcześniej nie podaje ile dokładnie osób przebadano – jedynie wyniki i procenty.

Sprawdziłem te badania. Niestety, są po niemiecku, więc musiałem skorzystać z Google Translate. Z lektury dowiedziałem się, że we wstępnym badaniu udział wzięło 481 uczniów z sześciu szkół, a w drugim 530 z tych samych szkół. Liczba 1011 osób może się wydawać imponująca, ale w 2016 roku (gdy te badania zostały opublikowane) do niemieckich szkół podstawowych uczęszczało 10,8 miliona dzieci (źródło). Czyli przebadano jakieś (*dźwięki kalkulatora*) 0,009% z nich. I to mają być te „duże badania”? Szkoda, że nie znam niemieckiego, bo jestem ciekaw czy ta grupa była w ogóle reprezentatywna. Może ktoś z Was da rade odpowiedzieć mi na to pytanie?

Pewnie Was to nie zaskoczy, ale Autor manipuluje przytoczonymi badaniami (naturalnie, robi to także wcześniej, w pomiętym fragmencie). Bowiem w tym artykule, na stronie 25, wyraźnie jest napisana treść pytania (Google Translate): „Kto nauczył Cię najwięcej o komputerach i korzystaniu z Internetu?” („Wer hat dir bisher am meisten über Computer- und Internetnutzung beigebracht?”). Na to 4% badanych odpowiedziało „szkoła”. Jednak warto spojrzeć na słowo „najwięcej” („am meisten”). Przez jego obecność, odpowiedzi wcale nie muszą odnosić się do tego, że owi uczniowie niczego nie uczą się o komputerach w szkole. Równie dobrze może chodzić właśnie o brak porządnej edukacji medialnej w szkole. Może gdyby Autor tak z nią nie walczył to uczniów tak odpowiadających byłoby więcej? Tego jednak nie wiemy i Autor też tego nie wie. Zamiast tego dopowiada sobie nieistniejące fakty i kłamie.

Źródło

Jak wspomniałem, w Niemczech w 2016 roku do szkół podstawowych uczęszczało 10,8 miliona dzieci – 4% z tej liczby daje nam (*dźwięki kalkulatora*) 432 000 osób. Czyli, przyjmując te badania za pewnik, tylu uczniów u naszych zachodnich potrzebowało wówczas lekcji z obsługi technologii. Jest to więcej niż wynosi populacja Islandii. Ale Autor nie poda takiej liczby, bo źle to wygląda i do tezy nie pasuje.

Szczerze zadziwia mnie, iż Autor z jednej strony piętnuje zjawiska takie jak fake news, a z drugiej torpeduje wszelkie próby wprowadzenia edukacji medialnej. Przy czym, jak widzicie, nie proponuje nic w zamian. Dlatego moim zdaniem w pełni zasługuje na miano technofoba. Aż dziw bierze, jak on się dostaje na wykłady do USA – może wpław? Bo użycie tratwy mogłoby być dla niego zbyt nowoczesne.

Z ciekawości poszperałem jeszcze bardziej i znalazłem takie badania przeprowadzone przez Stanford University na 263 dzieciach z latynoskich rodzin o niskim statusie społecznym. Wynika z nich, że wiek, w którym dziecko otrzymuje telefon komórkowy, w żaden sposób nie wpływa na jego sen, oceny czy depresję. Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że jest to, w sumie, niewielka ilość uczestników i to z dość specyficznego środowiska. Dlatego uważam, że wszystko zależy od indywidualnych predyspozycji danej osoby.

Na tym zakończę dzisiejszy wpis, który niespodziewanie rozrósł się do 8 stron ;). Za tydzień dowiecie się nieco o poglądach Autora na temat gier (głównie Pokemon Go). Choć pewnie już się domyślacie jego zdania ;).

Tradycyjnie przypominam o trwającej ankiecie dotyczącej mojego bloga.

Do zobaczenia za tydzień!

Oceń bloga:
7

Komentarze (6)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper