A miało być tak pięknie...
Ten sezon anime mnie nieco rozczarowuje. Co zacznę jakąś produkcję to rzucam ją po kilku odcinkach. Dlatego postanowiłem obejrzeć serial, który miał swoją premierę wcześniej w tym roku.
I, przyznam szczerze, początkowo byłem zainteresowany, bowiem Metallic Rouge ma bardzo ciekawe założenia i niezły początek. Szkoda, że tylko to, ale „nie uprzedzajmy faktów”
Trans-for-macja
Akcja serialu toczy się w przyszłości, głównie na skolonizowanym przez ludzi Marsie. Główną bohaterką jest czarnowłosa Rouge Redstar, androidka, która, w razie potrzeby, przybiera bojową postać czerwonego „gladiatora”. Towarzyszy jej błyskotliwa Naomi Orthmann, która najczęściej wybawia Rouge z opresji. Obie spełniają swoje role jako para protagonistów.
Wiem, że zwykle robię bardziej rozbudowane opisy głównych bohaterów, ale tu jest spory problem – nie da się tego zrobić bez zdradzania fabuły. Napiszę o tym w kolejnej części, ale już teraz muszę zasygnalizować jedno – przez większość czasu serial mami nas ciekawym antagonistą, by na koniec to dokumentnie zepsuć.
Ale najpierw o tym, co się twórcom udało. Sam początek fabuły i założenia są w porządku. Do tego Rouge i Naomi mają jakieś swoje osobowości (będące kalkami podobnych postaci, ale jest do przeżycia). Również w warstwie wizualnej to anime jest całkiem niezłe: miejscówki wyglądają ładnie, nie dostrzegłem jakiś rażących błędów w animacji. Serial błyszczy także podczas walk - szkoda tylko, że jest ich mało i są boleśnie krótkie. A, podobał mi się teżbattle theme, choć nie wiem czemu jest po angielsku.
Fabularny twister
Dobra, nie ucieknę od tego – twórcy pokpili fabułę dokumentnie. Wiele wątków gubi się, choć początkowo wydają się ważne. Sama główna oś skręca bardzo często w dziwne rejony, czasem wracając na poprzednie tory jak gdyby nigdy nic, a czasami brnąc dalej w zupełnie inną stronę niż wcześniej.
Jednak największym mankamentem jest tu zastosowanie przez twórców twistu fabularnego. (postać, która wydaje się być człowiekiem, tak naprawdę jest androidem takim jak Rouge) Użyłem tu liczby pojedynczej, ponieważ ta sama zagrywka pojawia się tutaj z 5 czy 6 razy (przestałem liczyć w pewnym momencie, wybaczcie). Co gorsza, ta powtarzalność całkowicie rujnuje końcowy „element zaskoczenia”. Zamiast „tego się nie spodziewałem”, dostałem „acha, czyli miałem rację” (<westchniecie.mp3>), bo mniej-więcej dwa odcinki wcześniej domyśliłem się wszystkiego. Szkoda zmarnowanego potencjału.
Do tego dochodzą wspomniane wyżej bardzo krótkie walki. Niekiedy serial szykuje nas do jakiejś dłuższej bitki, by potem okazało się, że trwałajakieś 5-6 minut. Do tego praktycznie wszystkie te potyczki były kompletnie niesatysfakcjonujące – chyba tylko pierwsza i ostatnia miały jakąś „moc” i faktycznie cokolwiek z nich wynikało. Dla porównania włączyłem sobie losowy odcinek Daimosa i tam, mimo podobnej długości odcinków, było to rozwiązane duuuużo lepiej.