Vectorman to dwuwymiarowy action-platformer wyprodukowany przez amerykańskie studio BlueSky Software i wydany przez Segę. Tytuł ukazał się pierwotnie na Mega Drive, a w późniejszych latach trafiał też na inne sprzęty jako część składanek. Grę wyróżniała w swoim czasie grafika pseudo-3D, która sprawiała, iż w powszechnej opinii produkcja BlueSky uchodziła za rywala dla SNES-owego Donkey Kong Country.

Akcja dzieje się w dalszej przyszłości. Jest rok 2049. Ziemia została tak zanieczyszczona, że ludzkość musiała ją opuścić i udać się w kosmos. Na miejscu pozostały orboty - roboty złożone z orbów, które zajęły się oczyszczaniem środowiska. Jeden z nich, Raster, przez przypadek nabywa ładunek nuklearny i postanawia zamienić planetę w śmiertelną dla powracających ludzi pułapkę. Tytułowy Vectorman postanawia stawić mu czoło, gdy okazuje się, że Raster przejął kontrolę nad pozostałymi orbotami.

Dalsza część tekstu pod wideo

Na przejście czeka tu szesnaście poziomów zwanych po prostu dniami. Przeważnie mamy do czynienia z side-scrollowanym action-platformerem w rodzaju serii Shinobi, ale od czasu do czasu zdarzają się też inne wyzwania, w trakcie których zmagania obserwujemy np. z perspektywy lotu ptaka. Etapy scrollowanie skupiają się na eliminowaniu rzeszy przeciwników za pomocą różnych typów broni. Zgarniać możemy wówczas fotony, podkręcające licznik punktów, oraz specjalne dopałki pozwalające transformować się naszemu podopiecznemu. W takich przypadkach zyskuje on możliwość odwiedzania normalnie niedostępnych miejsc.

Jeśli chodzi o pozostałe plansze, mamy w nich do czynienia z Rasterem, zwanym też WarHeadem. Podczas tego rodzaju wyzwań Vectorman także zmienia formę, a my staramy się stawić czoło antagoniście. Twórcy przygotowali sporo atrakcji - raz główny bohater przemienia się w pociąg, kiedy indziej w żabę, a jeszcze przy innej okazji pojedynek odbywa się w dyskotece. Levele takie zwykle bywają jednak bardzo krótkie.

Jak wiele gier ze swojej epoki, Vectorman nie jest długi, lecz poziom trudności potrafi dać w kość nawet największym wyjadaczom.