Gra o Tron 8 – recenzja 6 odcinka. Rzeczy, które robimy z miłości

Recenzja
9349V
Gra o Tron 8 – recenzja 6 odcinka. Rzeczy, które robimy z miłości
Jędrzej Dudkiewicz | 20.05.2019, 08:23

A więc nadszedł koniec. Na HBO GO zawitał ostatni odcinek Gry o Tron i tym samym zakończyliśmy ośmioletnią przygodę. Warto więc chwilę zastanowić się nie tylko nad finałowym epizodem, czy nawet sezonem, ale spojrzeć z perspektywy czasu na całość serialu.

Po wydarzeniach z poprzedniego odcinka, przyszedł czas udzielenia kilku odpowiedzi. Jak zakończą się losy poszczególnych postaci? Czy ktoś jeszcze zginie? No i przede wszystkim, kto w końcu zasiądzie na Żelaznym Tronie?

Dalsza część tekstu pod wideo

Gra o Tron – sentymentalne pożegnanie

Gra o Tron bez wątpienia jest ważnym serialem. Zdobyła ogromną popularność i sprawiła, że czymś związanym z fantastyką zaczęło interesować się mnóstwo ludzi, którzy do tej pory omijali tego typu tematykę szerokim łukiem. Przez lata widzowie nie mogli wiedzieć, czego się spodziewać, byli zaskakiwani, a często szokowaniu kolejnymi zwrotami akcji, do których nie byli przyzwyczajeni. Gra o Tron strzaskała koło (tak, jak chciała to zrobić Daenerys), odwracała oczekiwania, nie brała jeńców, a niekiedy wyglądało, że twórcy czerpią niemałą, sadystyczną, przyjemność z tego, jak widzowie reagują na kolejne wydarzenia. Wszystko układało się doskonale, dopóki David Benioff i D.B. Weiss mieli książki, które mogli – z mniejszymi lub nieco większymi zmianami – przenosić na ekran. Gdy ich zabrakło, byli zdani już tylko na siebie. I stopniowo coraz lepiej było widać, że nie tylko zaczynają się bardzo spieszyć, skracając lub całkowicie eliminując potencjalnie istotne wątki, jak chociażby Dorne, czy wracając do bohaterów, tylko po to, by ich zabić (np. Blackfish). Działo się tak też z postaciami, na które nie mieli już żadnego pomysłu (m.in. Littlefinger). Do tego gdzieś po drodze zanikło to, co stanowiło większość popularności serialu, czyli nieprzewidywalność: bohaterowie zaczęli mieć tak grube plot armory, że nie strzaskałby ich nawet smoczy ogień. Rozwiązania fabularne też zaczęły być coraz bardziej konwencjonalne i iść w kierunku typowego fantasy. Kwintesencją tego był ósmy sezon, który tak bardzo podzielił fanów, że ci stworzyli petycję, by nakręcić go raz jeszcze, z kompetentnymi ludźmi za sterami (na dzień dzisiejszy ma ona ponad milion podpisów). Uczciwie należy przyznać, że twórcy stanęli przed niemożliwym zadaniem – jakkolwiek finał by nie wyglądał, nie dało się go zrobić tak, by wszyscy byli zadowoleni. Nawet najzdolniejsi ludzie nie byliby w stanie tego osiągnąć.

Gra o Tron sezon 8. odcinek 6 - recenzja 1

W takiej atmosferze kończy się Gra o Tron. I tak jak można dyskutować o różnych rozwiązaniach z tego sezonu, tak szczerze się zastanawiam, czy ktokolwiek będzie miał ochotę dłużej rozmawiać o ostatnim odcinku. Słowem, który najlepiej go opisuje jest… nijakość. To rozciągnięte na ponad godzinę pożegnania, bardzo skrótowe dopinanie wątków i sporo sentymentalizmu. Owszem, warto docenić momentami przepiękne zdjęcia, kilka satysfakcjonujących momentów dla bohaterów (nawet tych, którzy nie doczekali finału), czy muzykę, wśród której królują motywy przewodnie poszczególnych rodów Westeros. Niewiele się tu jednak dzieje, a jeśli już wydarza się coś istotnego, to nie wywołuje to większych emocji. Każdy poprzedni odcinek ósmego sezonu, chociaż mnóstwo rzeczy mnie irytowało, zlatywał mi szybko. Finał dłużył się strasznie. Do ostatniej chwili liczyłem na jakikolwiek twist, albo coś, co sprawiłoby, że miałbym poczucie, że warto było spędzić tyle czasu przy tym serialu. Nic takiego nie nastąpiło, na dobrą sprawę można uznać, że całość skończyła się swoistym happy endem. Weiss i Benioff sprawili, że oglądanie całości serialu od początku nie ma żadnego sensu, bo masą wątków – kiedy wie się, jak się skończą – zwyczajnie nie da się ekscytować. Tak odchodzi Gra o Tron, która ostatecznie okazała się, według mnie, niestety rozczarowaniem.

UWAGA! TUTAJ ZACZYNAJĄ SIĘ SPOILERY Z OSTATNIEGO ODCINKA!

Gra o Tron – najwięcej emocji dzięki CGI

Zima w końcu przypomniała sobie o Królewskiej Przystani. I to dosłownie, bo jeszcze w poprzednim odcinku panowało w niej lato, a teraz, zaledwie kilka godzin później wszędzie pada śnieg i jest zimno. Jak widać Westeros też nie jest wolne od zmian klimatu. Oczywiście to proste nabijanie się z drobnych niekonsekwencji. Pytanie, czy twórcy zadbali, by można było na to przymknąć oko? Niestety nie. Co się dzieje bowiem w tym odcinku? Na dobrą sprawę jedyne istotne wydarzenia to spodziewane zabicie Daenerys przez Jona oraz wybranie Brana na króla Westeros. No i jeszcze odłączenie się Północy. Ten ostatni wątek jest chyba jedynym w miarę satysfakcjonującym. Sansa od dawna zapowiadała, że nikt na Północy nie będzie chciał już klękać i dopięła swego. Została królową niezależnego państwa i wszyscy są szczęśliwi. Generalnie można uznać, że wszystko skończyło się dobrze. Także dlatego, że Grę o Tron można uznać za historię zemsty Starków na Lannisterach za to, co im zrobili. I oto nastał happy end dla aż czterech postaci związanych z tym rodem. Okazało się, że wystarczy zabić wszystkich złoli i zapanuje pokój i wieczna radość. Problem w tym, że przy okazji nie działa to na poziomie historii bohaterów. Jon potwierdził, że jest niesamowicie wprost naiwną osobą, a całe jego wskrzeszenie, które – przypomnijmy – miało związek z pochodem Nocnego Króla było pozbawione sensu. Jeszcze gorzej, że scena, w której Jon wbija Daenerys sztylet w serce jest nie tylko absurdalna, bo czemu niby spotkała się z nim sam na sam (do tego jeszcze zaczynając opowieści o dzieciństwie, jakby wciąż byli w udanym związku), podczas gdy dopiero co uznawała go za zdrajcę i zagrożenie dla jej praw do tronu? Ta scena jest także kiczowata i niesamowicie pospiesznie zrobiona. Jedyne co w tym dobrego, jedyne emocje, jakie poczułem wywołał smutny Drogon, który przy okazji spalił Żelazny Tron, w walce o który zginęło tyle osób. Co w tym odcinku robiła Arya, twórcy jedni raczą wiedzieć. Pałętała się po Królewskiej Przystani, coś tam mamrotała pod nosem, aż uznała, że zostanie podróżniczką i popłynie tam, gdzie nikt jeszcze nie popłynął i mapy się kończą. Nikt bowiem nie wie, co tam jest. No, może poza Branem, który jak wiadomo wie wszystko, więc wystarczyłoby zapytać. Bran zostaje zaś królem, bo czemu by nie, skoro jest taki mądry. Jak na postać z tak ogromną wiedzą nie mówi on jednak absolutnie nic ciekawego. To jedna z najbardziej niewykorzystanych postaci w całym serialu. Zrobienie jej królem jest dość rozczarowujące. Wspomniałem w części bez spoilerów, że jest w tym odcinku kilka satysfakcjonujących momentów dla bohaterów. Należy do nich chociażby całkiem zabawna scena dyskusji małej rady nowego króla, jak i fakt, że Brienne w końcu spełnia marzenie Jamiego, który zawsze chciał, by można było o nim napisać coś dobrego w Białej Księdze Straży Królewskiej. Ale to tyle dobrego. No, może jeszcze Tyrion jest w tym odcinku w porządku, ma kilka niezłych przemów, a grający go Peter Dinklage udowadnia, że był jednym z najlepszych aktorów, jakich widział ten serial (czego nie można powiedzieć chociażby o Kitcie Haringtonie).

Gra o Tron sezon 8. odcinek 6 - recenzja 2

Wszystko więc skończyło się dobrze i bohaterowie odjechali w stronę zachodzącego słońca. Tak kończy się Gra o Tron, która tyle razy szokowała rozwiązaniami fabularnymi. Wiele z tego odcinka nie rozumiem (czemu Mur znów jest cały, po co Nocna Straż, gdzie jedzie Jon z dzikimi i po co, etc.?). Ale nie mam już wielkiej ochoty, by zrozumieć. Nie będę też wracać do Gry o Tron, bo jakim cudem mam się ekscytować wątkami takimi, jak Nocny Król, czy podboje Daenerys, kiedy wiem, że kończą się one w tak mało satysfakcjonujący sposób? Jeśli podobało Wam się to, co obejrzeliście – w porządku, nie mam z tym problemu. Ja jednak obecnie niczego tak się nie boję, jak nowa trylogia Star Wars, za którą będą odpowiadać Benioff i Weiss.

TUTAJ KOŃCZĄ SIĘ SPOILERY Z OSTATNIEGO ODCINKA!

Źródło: własne

Komentarze (141)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper