The Outer Worlds – recenzja gry. Kosmiczne harce w przestarzałej oprawie

RECENZJA
11530V
The Outer Worlds – recenzja gry. Kosmiczne harce w przestarzałej oprawie
Patryk Dzięglewicz | 22.10.2019, 16:59

Wyprawa w odległe zakątki wszechświata nigdy nie należała do przyjemnych. Najpierw dekady przymusowej hibernacji, a później harówa do końca życia, by spłacić koszty podróży. A zawsze powtarza się, by nie ufać nachalnym reklamom. Mimo to przykład The Outer Worlds pokazuje, że do każdej sytuacji należy podchodzić z humorem, bo to zawsze pomaga.

Studia Obsidian Entertainment nie trzeba chyba nikomu przedstawiać, znani są przecież z takich produkcji jak Star Wars Knights of the Old Republic II: The Sith Lords, Fallout: New Vegas czy Pillars of Eternity i parę innych rozpoznawalnych tytułów, w tym sieciówkę Skyforge (wraz z Allods Team). Tym razem jednak bazując na swoich doświadczeniach naszło ich na surwiwalowego RPG-a w kosmosie. Czas przekonać się czy szumnie zapowiadane The Outer Worlds, bazujące na sprawdzonych pomysłach spełnia obietnice twórców i rozbudzone nadzieje przyszłych graczy.

Dalsza część tekstu pod wideo

The Outer Worlds – recenzja gry. Kosmiczne harce w przestarzałej oprawie

Kosmiczna drzemka przedłużona ponad miarę

Chociaż już z góry można powiedzieć, że The Outer Worlds nie wprowadza do gatunku żadnych rewolucji, to jednak trzeba przyznać, że scenariusz potrafi zainteresować, chociaż opiera się o znane klisze z pokrewnych tytułów, filmów sci-fi, czy książek. Akcja toczy się w przyszłości, gdzie ludzkość kolonizuje nowe światy, a wielkie korporacje mają prawo kupować nowo odkryte układy gwiezdne i rządzić nimi niemal według własnego uznania. Jako kolonista wsiadamy do statku kosmicznego Nadzieja, który w ciągu 10 lat ma nas zanieść do Układu Arkadia, chcąc zacząć nowe życie. Niestety pobyt w kosmosie sporo się przeciąga, a gdy się już budzimy z hibernacji, trafiamy na planetę Terra 2, gdzie z pewnością nie takich warunków życia się spodziewaliśmy. Jak zwykle będziemy starali się przetrwać i poznać własne przeznaczenie, lawirując pomiędzy chciwymi korporacjami, oraz zwykłymi ludźmi chcącymi jakoś przeżyć w ciężkich warunkach, unikając przy tym różnych niebezpieczeństw, bądź stawiając im czoła. Jak to zrobimy, to już zależy od nas. Możemy buntować się przeciwko zastanej rzeczywistości, bądź pójść na współpracę z istniejącymi frakcjami, albo mieszać wszystkiego po trochu. Niestety nie będziemy tylko w stanie odgrywać bohatera bez skazy jak chociażby w serii Mass Effect, bowiem fabuła pomimo względnej nieliniowości sprawia, że i tak unurzamy sobie ręce we krwi, często wybierając między jednym złem a drugim. Trochę szkoda, ale wykreowane uniwersum nie jest miłym miejscem, i wszystkie postacie to rozumieją i większych pretensji do nas nie mają (poza garścią wyzwisk).

Rób co chcesz – konsekwencje same się do Ciebie zgłoszą

Z czasem, (jeśli będziemy chcieć), zdobędziemy grupkę ciekawych towarzyszy, z którymi da radę wchodzić w dość głębokie relacje, aczkolwiek romansowanie z płcią przeciwną jest akurat prawie niemożliwe. Mimo wszystko gratulacje dla twórców, że pomimo braku oryginalności, stworzyli tło fabularne, gdzie granica pomiędzy dobrem i złem ulega zatarciu, a każda z napotkanych postaci ma swoje powody, by postępować tak, a nie inaczej. Dialogi w grze potrafią być naprawdę długie, kwestii do wyboru w trakcie rozmów też dostajemy całkiem sporo, przy czym niektóre warunkowane są posiadanymi współczynnikami. Ponadto przemycono również subtelną dawkę humoru i zgryźliwości, więc zamiast suchej gadki można naszym rozmówcom swobodnie dogryzać. Ktoś stwierdzi, ot kolejna antyutopia jakich wiele już poznaliśmy, ale wystarczająco dobra być dać się jej porwać. W zależności od naszego stylu zabawy spędzimy z grą do 40 godzin, szału taka wartość nie robi, ale też nie jest źle.

The Outer Worlds – recenzja gry. Kosmiczne harce w przestarzałej oprawie

The Outer Worlds – recenzja gry. Kosmiczne harce w przestarzałej oprawie

Rozgrywka, wbrew pierwszemu wrażeniu do skomplikowanych nie należy, jak ktoś grał we wspomnianego Fallouta: New Vegas, bądź któregoś z Mass Effectów, nie będzie niczym zaskoczony. Podążamy za swoim losem, eksplorując ciała niebieskie układu Arkadia z pierwszoosobowej perspektywy, dzięki „własnemu” stateczkowi kosmicznemu, wykonując dostępne zadania główne i poboczne akurat dostępne na danym obszarze. Niestety nie mamy tutaj otwartego świata, ale dostępne lokacje są całkiem spore, że opcja szybkiej podróży, to naprawdę uprzyjemniająca eksplorację sprawa, aczkolwiek poza faktem, że ekrany ładowania trwają masakrycznie długo. Cóż czasem prędzej do wybranego celu dotrzemy na własnych nogach. Szkoda tylko, że niezależnie od obranej roli, bez ostrej strzelaniny się nie obejdzie. Owszem można się skradać, atakować z zaskoczenia, korzystać z broni białej, przekonywać, co często bywa skuteczne, zwłaszcza gdy przy pomocy hologramu zmieniamy wygląd, ale prędzej czy później najłatwiej będzie rozwiązać napotkany problem ze spluwą w garści. Sprzyja temu fakt, iż napotykani przeciwnicy, do najmądrzejszych nie należą, co prawda o własne bezpieczeństwo będą dbać szukając skutecznych osłon, ale w kupie nie są w stanie przeprowadzić żadnej skoordynowanej akcji. W boju wydatnie wspierają nas towarzysze, którym wydajemy proste rozkazy, bądź ustalamy zachowanie, lecz w ogniu walki lepiej liczyć tylko na siebie. Wbrew zapowiedziom całkowita ich śmierć spotyka ich jedynie na najwyższym stopniu trudności. To dobry ruch oszczędzający masę frustracji. W trakcie walki pomaga opcja spowolnienia czasu, dzięki której możemy (po wyuczeniu), celować w poszczególne części ciała przeciwnika, chociaż osobiście korzystałem z niej rzadko.

Jako że mamy do czynienia z grą RPG nie mogło się obyć bez rozwoju postaci i tutaj również bez większych kombinacji. Na początku rzecz jasna, dzięki punktom umiejętności ustalamy sobie czy nasza postać będzie ciążyć bardziej ku rozwiązaniom siłowym, czy raczej będzie brylowała w kontaktach interpersonalnych, bądź poświęci się kwestiom naukowym i technicznym. Ich umiejętne wykorzystanie przyniesie nam równie wymierne profity w postaci doświadczenia, co walka, więc warto się dobrze zastanowić nad swoim stylem rozgrywki. Każdy awans daje nam kolejną garść punktów do rozdziału, przy czym „parzysty” oferuje dodatkowo jeden Atut do wyboru, zwiększający jedną z posiadanych cech. Czasem gra, już w trakcie zabawy, potrafi też obarczyć nas jakąś wadą oferując w zamian dodatkowy Atut. Podsumowując elementy RPG nie oferują nam, aż tylu opcji byśmy się pogubili, ale na potrzeby rozgrywki całkowicie wystarczają. Produkcja pozwala również modyfikować i rozwijać posiadaną broń i pancerze, dostępnych zarówno pod względem ilości jak i rodzaju w zastraszających ilościach, jakie przyjdzie nam dźwigać. W sumie jednak będą potrzebne na części zamienne, bowiem nasz ekwipunek musimy przecież regularnie naprawiać. Odnośnie jeszcze pancerzy, dla niektórych napotkanych postaci będzie miało znaczenie jaki akurat nosimy, co wpływa na przebieg ewentualnych rozmów i ich zachowań.

The Outer Worlds – recenzja gry. Kosmiczne harce w przestarzałej oprawie

Retrofuturyzm w dosłownym znaczeniu

Najwięcej punktów ujemnych od graczy tytuł z pewnością otrzyma za oprawę wizualną, która na PlayStation 4 prezentuje się, eufemistycznie rzecz ujmując nieświeżo, chociaż nie chodzi tu o jej styl tylko warstwę techniczną, za którą odpowiada silnik Unreal Engine 4. W każdym razie trudno oczekiwać wodotrysków, chociaż twórcy wycisnęli z niego naprawdę wiele, tworząc naprawdę zjadliwy survivalowy, retrofuturystyczny klimat, jak w New Vegas czy Falloucie 4, chociaż bez bomby atomowej. Miło popatrzeć na skrzące się neony i widoczki skąpane w słońcu, albo na niebo nad kolonią Terra 2. Wróćmy jednak do technikaliów, gdzie już tak różowo nie jest, widać to zwłaszcza po twarzach napotykanych ludzi, o ile w trakcie rozmów wyglądają znośne, jednak gdy spoglądamy chociażby na oblicza naszych towarzyszy poza dialogami, to sprawiają one wrażenie masek. Zresztą nie ma się co rozpisywać wystarczy rzucić okiem na obrazki, by zauważyć, iż poziom detali ciężko uznać za zadowalający. Osobiście mnie to specjalnie nie przeszkadzało, oprócz wspomnianych już ekranów ładowania, ale cóż większość odbiorców tego tytułu ceni sobie wrażenia wzrokowe i z pewnością będzie ostro sarkać. Spodobały mi się natomiast propagandowe tablice i pseudobiologiczne ryciny informacyjne, które możemy oglądać jako reklamy tu i ówdzie oraz w trakcie loadingów. Sama animacja działa za to płynnie w 60 klatkach, w każdym razie większych spowolnień nie zauważyłem. Głosy postaci pozostawiono w języku angielskim, które są na dobrym poziomie, my natomiast otrzymaliśmy polskie napisy, chociaż w samym tekście zdarzają się sporadyczne błędy, a ponadto przełożenie na nasz język niektórych angielskich neologizmów brzmi nazbyt śmiesznie.

W moim odczuciu The Outer Worlds jest grą dobrą, pomimo przestarzałej oprawy wizualnej i braku oryginalności. Na szczęście scenariusz z domieszką zgryźliwego humoru stanowi świetny motor napędowy i zachęca do zwiedzania układu Arkadia, chociaż tytuł sam w sobie nie oferuje nic, czego byśmy już nie widzieli bądź doświadczyli. Graczom niewymagajacych zbyt wiele zapewni jednak odpowiednią dawkę rozrywki.

PS. Recenzja pisana jeszcze przed pojawieniem się sporej łatki, zaplanowanej na dzień premiery. Pewne rzeczy mogą ulec zmianie, ale to już nie wina recenzenta. :)


REKLAMA: Grę ograliśmy na telewizorze Samsung QLED QE65Q85RAT.

Źródło: własne

Komentarze (164)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper