Dziewczyny z Dubaju (2021) - recenzja filmu (Kino Świat). Nie taki Dubaj straszny, jak go malują

Recenzja
6413V
Dziewczyny z Dubaju (2021) - recenzja filmu (Kino Świat). Nie taki Dubaj straszny, jak go malują
Kuba Koisz | 26.11.2021, 21:00

Kobiety kobietom to zrobiły (przynajmniej według fabuły filmu). Kobiety dla kobiet nakręciły ten film. Reżyserka, która jest kobietą, a także producentka, która również nią jest. I podobnie jak w świecie rzeczywistym – gdzieś nad tym wszystkim unosi się duch patriarchatu, męska ręka, która jest na początku łańcucha pokarmowego i żąda od kobiet uległości.

Niestety, ale dla dziewczyn, które pojechały do Dubaju, nie było szans. Taka to już historia oparta na intrygującym reportażu pod tym samym tytułem – nihilistyczna, nieco satyryczna, o subtelności piosenki raperskiej Popka (który raczył obśmiać dubajskie modelki w swoim kawałku). Chciały zabawy, a dostały nadmiar doznań oraz kilka zimnych oddechów zła na swoich skroniach. Inaczej sprawy mają się z reżyserką, Marią Sadowską, a także Dodą Rabczewską, producentką „Dziewczyn z Dubaju”. Gdy chwilę przed premierą Emil Stępień (producent, niegdyś mąż Dody) chciał odciąć dziewczyny od produkcji, dwie tygrysice i część mediów stanęły po ich stronie. Doda dopięła swego: wciąż miała wpływ na ostateczny kształt filmu. To chyba dobrze dla tego zrodzonego w mękach dzieła, bo okazało się nie tak złe, jak zapowiadała promocja. Zresztą po seansie łapie recenzenta niejako wstyd, wszak wiedział, że pani Sadowska ma wysokie kompetencje w tworzeniu koherentnych filmów, a jakoś tym razem w nie zwątpił.

Dalsza część tekstu pod wideo

O co w tym wszystkim chodzi? O klasyczną opowieść o ucieczce. Emi jest młoda, niewinna i marzy o wielkim świecie, a pierwszym przystankiem ku temu jest Warszawa. Wyprowadza się więc z małej miejscowości, chociaż przeciwna temu jest jej konserwatywna rodzina. Po drugiej stronie tego ekosystemu mąci i wije się wyrachowana „łowczyni twarzy”, która wraz z córką zajmuje się również werbowaniem dziewczyn do celów nieco wykraczających zwykły modeling. Emi wpada jej w oko. Wkrótce wszystkie zaczynają wspinać się po szczeblach kariery, której bliżej do sutenerstwa oraz sexworkingu niż ubrań, wybiegów i fotografii. Ostatnim kręgiem piekielnym jest tutaj Dubaj – miejsce, w którym bogaci szejkowie są w stanie płacić polskim dziewczynom ogromne sumy za spełnienie ich najbardziej perwersyjnych i obleśnych fantazji.

Dziewczyny z Dubaju (2021) - recenzja filmu (Kino Świat). Nie taki Dubaj straszny, jak go malują

Całość oparta jest niestety na dwóch warstwach: realistycznej oraz fantazmacie. Po pierwsze: owe perwersje w Dubaju są oparte na plotce oraz podkręceniu rzeczywistości i to wybrzmiewa w wielu efekciarskich scenach. Z drugiej jednak strony twórcy postanowili stworzyć opowieść tak, żeby można było dzięki niej skomentować świat, w którym walutą jest seks oraz kobiety, nawet jeśli rozmija się ona czasami z prawdą. Maczystowska rzeczywistość, która jedynie w warstwie wizualnej przypomina „365 dni”, jest tutaj gorzko spuentowana, a w tym blichtrze odnaleźć można ślady kina feministycznego. Oczywiście całość ubrana jest w teledyskową, bardzo energiczną formę, ale pod tym wszystkim kryje się spójne dzieło, którego reżyserka nie powinna się wstydzić. Nieco tendencyjne, walące łopatą i ukierunkowane na wysysanie pieniędzy, ale prawidła marketingu kazały je sprzedawać jako coś prostszego niż jest w rzeczywistości. Zresztą nietrudno sobie wyobrazić, że niektórzy widzowi będą przytłoczeni wstawkami muzycznymi, zabawami montażowymi i gładkością obrazu wyjętą wręcz z rozkładówek. Należy jednak dać szansę całości, a powoli jawi się w tym interesująca niekiedy narracja.

I na pewno nie udałoby się to, gdyby nie aktorki. Większość z nich znana widzom mniejszych i większych produkcji, jeszcze inne – naturszczyki. Wśród nich dumnie kroczy Katarzyna Figura, która nie miała chyba w dotychczasowej karierze szansy grania tak zdemoralizowanej postaci. Jest w tym soczystość, jest też złowieszczość. Na pierwszym planie Paulina Gałązka, która również daje się poznać jako pewna siebie aktorka, potrafiąca wycisnąć, ile się da z papierowej scenariuszowo roli. I te właśnie owe „małe, wielkie” rzeczy budują ten film. Nie da się podejść do niego z wysokimi oczekiwaniami, a na koniec okazuje się, że wszystko jest o punkt lepsze niż świat się spodziewał. Życzę twórczyniom dalszych projektów, tym raze robionych jeszcze bardziej na własnych warunkach.

Źródło: własne

Komentarze (60)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper