Obserwator (2022) - recenzja serialu [Netflix]. Zwykła paranoja, czy coś więcej?
Nowi właściciele pięknego, starego domu w Westfield, New Jersey nie mogli trafić lepiej. Tak im się przynajmniej wydaje, dopóki nie zaczynają zauważać dziwnych spojrzeń sąsiadów i nie znajdują pierwszego, niepokojącego listu od osoby przedstawiającej się tylko jako "Obserwator".
Z historiami opartymi na faktach problem jest taki, że tak naprawdę fraza ta zupełnie nic nie znaczy. Nawet "Amityville horror" ma taki dopisek, a to przecież historia o duchach. No ale ktoś faktycznie w tym domu mieszkał i wybił całą swoją rodzinę, więc jakieś zakorzenienie w rzeczywistości jest, nawet jeśli raczej płytkie. Innym problemem może być wzięcie przez twórców na tapet historii nierozwiązanej. Co w takiej sytuacji zrobić? Pozostawić film bez odpowiedzi, czy dorobić własną, spłycając i upraszczając prawdziwe tragedie prawdziwych ludzi? Można oczywiście zrobić dobrą historię bez rozwiązania, jak udowodnił David Fincher w swoim "Zodiaku", ale trzeba do tego nie lada talentu. Odpowiedzialni za ostatni serial o Jeffreyu Dahmerze, za "Ratched" i częściowo za "American horror story" Ian Brennan i Ryan Murphy zdecydowanie mają potencjał, lecz czy faktycznie poradzili sobie z materiałem źródłowym?
Obserwator (2022) - recenzja serialu [Netflix]. Klimatyczna historia
Rodzina Brannocków z pozoru ma wszystko. Dean (Bobby Cannavale) jest dobrze sytuowanym biznesmenem, z już niemalże zapewnioną propozycją zostania partnerem w firmie, w której pracuje. Jego piękna żona, Nora (Naomi Watts) jest artystką, cały czas próbującą przebić się ze swoją sztuką do klientów, ale mogącą pozwolić sobie na cierpliwość ze względu na zarobki męża. Ich dzieci, Ellie i Carter (Isabel Gravitt i Luke David Bloom) mogą pochwalić się dobrymi wynikami w nauce i ogólnym dobrym wychowaniem. Tak więc kiedy przeprowadzają się ze swojego mieszkania w Nowym Jorku do pięknego, zabytkowego domu w New Jersey, obrazek szczęścia zdaje się być kompletny.
Niestety, dom podoba się nie tylko im. Można zaryzykować stwierdzenie, że podoba się dosłownie wszystkim, którzy na niego spojrzą. W szczególności upodobał go sobie tajemniczy człowiek tytułujący siebie Obserwatorem. Zaczyna wysyłać Brannockom progresywnie bardziej agresywne listy, sugerując aby zostawili dom w spokoju. Rodzina najpierw przerażona, później zdeterminowana, postanawia odkryć kto ich nęka. Problem w tym, że lista podejrzanych zdaje się nie mieć końca. Sytuacja zaczyna dosłownie niszczyć ich od środka.
Scenariusz robi w trakcie oglądania bardzo mocne wrażenie. Widz sam zaczyna popadać w paranoję, podejrzewając praktycznie każdego - wszyscy mogliby mieć motyw i sposobność. Sposób prowadzenia narracji i reżyseria nadają historii bardzo klaustrofobiczny, nieprzyjemny charakter, sprzyjający snuciu teorii spiskowych. Cały czas czujemy wiszące w powietrzu zagrożenie, choć nie rozumiemy zupełnie jego źródła.
Obserwator (2022) - recenzja serialu [Netflix]. Obsada świetna, ale zakończenie już mniej
Wielkie brawa należą się również osobie odpowiedzialnej za casting. Cannvale i Watts są ładni i sympatyczni, ale mają przy tym ogromny, wielokrotnie już sprawdzony potencjał do grania osób odchodzących od zmysłów, albo w inny sposób skrzywionych, niepewnych, nie do końca zwyczajnych. Można było dzięki temu bardzo pewną ręką prowadzić ich przez coraz to gorsze mentalne tortury i stopniowo pokazywać jak odciskają na nich swoje piętno.
W pozostałych rolach również same interesujące decyzje. Kapitana lokalnej policji gra Christopher McDonald, aktor o twarzy w równej mierze sympatycznej, co prześmiewczej. Wśród sąsiadów zobaczymy Mię Farrow i Margo Martindale, w agentkę biura nieruchomości wciela się mama Stifflera, znana również jako Jennifer Coolidge, a pomagająca głównym bohaterom prywatna detektyw to charyzmatyczna, świdrująca ludzi wzrokiem Noma Dumezweni. Każde z nich jest na tyle nieoczywiste, że zwyczajnie nie da się mieć pewności komu można zaufać - kogo można być pewnym, a kogo się obawiać.
Sądząc po tym, co dotychczas napisałem, można by przypuszczać, że "Obserwator" jest pełnym sukcesem i produkcja zbliżoną do ideału. Tymczasem ocena końcowa mówi coś innego. Dysonans ten bierze się z finału opowieści. Wszystkie te wątki, wskazówki prowadzące do tej, a nie innej osoby należało doprowadzić do satysfakcjonującego końca. Temu jednak bardzo daleko do ideału. Niektóre nitki nie prowadzą zupełnie do niczego, pozostawiając widzów z na zawsze nierozwiązanymi zagadkami. W tego typu historiach nie jest to jakoś specjalnie dziwna decyzja ze strony scenarzystów, ale kiedy twórcy zostawiają pod stołem aż tyle niedokończonych wątków, widz może zacząć się zastanawiać, co tak naprawdę zostało, z jakim rozwiązaniem zostawili go twórcy. Odpowiedź na to pytanie sprawia, że w w słodkim smaku całej produkcji pojawia się nuta goryczy, a im więcej się człowiek na niej skupi, tym wyraźniejsza się staje.
"Obserwator" to dobra, pełna zdrad, niespodzianek, noży w plecach opowieść z gwiazdorską obsadą, której do bycia wybitną zabrakło lepszego rozwiązania. Niemniej, przez około sześć i pół z siedmiu godzin, które składają się na całość serialu, bawiłem się z nim bardzo dobrze, a takie, a nie inne zakończenie różnym osobom może podobać się zupełnie inaczej, tak więc szczerze polecam sprawdzić nową propozycję Netflixa samodzielnie.