Mała Syrenka była po prostu najlepsza? Reżyser live-action broni wyboru aktorki do głównej roli
"Mała Syrenka" w aktorskiej wersji, która powoli nadchodzi do kin, nie może odpędzić się od licznych kontrowersji. Te są właściwie niemal identycznie, jak w przypadku wielu innych produkcji, które podejmują się przełożenia animacji na formułę live-action. Są wątpliwości w kontekście historii, scen wizualnych, czy oczywiście doboru aktorów.
Szczególnie głośno jest o tym w przypadku aktorki wcielającej się w tytułową Arielkę. Jakby bowiem nie spojrzeć, pod względem samego wyglądu znacząco odbiega ona od tego, co zaproponował nam Disney lata temu. Głos w dyskusji postanowił zabrać sam reżyser nowej "Małej Syrenki", Rob Marshall, który odniósł się do tego, czym kierowano się przy doborze postaci:
Po raz pierwszy zobaczyłem Halle na gali Grammy, gdy dopiero rozpoczynaliśmy proces castingu. Szukaliśmy wszędzie, i nie mieliśmy żadnej agendy, żeby obsadzić aktorkę o ciemnej karnacji. Po prostu chcieliśmy znaleźć najlepszą Arielkę.
A potem zobaczyłem tę piękną istotę, śpiewającą jak anioł na gali Grammy. Zacząłem zastanawiać się, kim ona jest? I wzięliśmy ją na przesłuchanie. Nie miałem pojęcia, czy potrafi grać, ale pomyślałem, że jest jakaś taka eteryczna i magiczna.
Cóż, brzmi to sensownie, choć pokuszę się o odważne stwierdzenie, że niewiele zmieni to w postrzeganiu odbiorców. Osobiście proponuję poczekać do samej premiery i dopiero wtedy oceniać ostatecznie to, co zaproponuje nam wytwórnia. Choć może wynika to z mojego optymizmu, wszak zwiastuny niespecjalnie zachęcają. Niemniej, pożyjemy - zobaczymy.