Creed III zachwycił reżysera Creeda II. Michael B. Jordan zrobił kawał dobrej roboty
"Creed III" sprostał oczekiwaniom wielu fanów, o czym najlepiej świadczą oceny, jakimi zasypali produkcję zwykli widzowie, a także recenzenci. Było nieźle - zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że w serii pierwszy raz nie pojawił się Sylvester Stallone w swojej kultowej roli Rocky'ego Balboa, a dla samego Michaela B. Jordana, który gra główną rolę, był to reżyserski debiut.
Wziął sobie więc na barki całkiem sporą odpowiedzialność, ale można śmiało napisać, że nieźle sobie z nią poradził. To zapewne poskutkuje kolejnymi odsłonami marki, w których dalej będzie mógł budować swoją pozycję - już niekoniecznie jako aktor, ale od tej drugiej strony planu filmowego. A im będzie lepiej, tym więcej będzie komentarzy jak od reżysera "Creeda II", Stevena Caple Jr.:
Od pierwszego ujęcia pokochałem to. Widziałem kilka wersji filmu, gdy Mike przechodził przez cały ten proces, i byłem naprawdę dumny. Gdy siedziałem na premierze, to prawie się rozpłakałem, widząc, co osiągnął. Jestem niesamowicie dumny, że mogłem być częścią tej marki. Dla mnie Creed I, II i III są świetne. Można usiąść i obejrzeć wszystkie trzy i poczuć satysfakcję. Po prostu duma.
Trzeba przyznać, że nieczęsto mamy do czynienia z sytuacją, gdzie pewna seria zostaje przejęta przez innego reżysera, a jej kierunek jest wciąż chwalony przez tego "odstawionego na bok". Tu jest inaczej, za czym pewnie stoją dobre relacje obu panów, a także zwyczajnie dobry poziom kontynuacji, który przypadł do gustu Stevenowi.