Nintendo w ogniu krytyki. Tłumacze narzekają na współpracę z Japończykami
Nintendo może się chwalić grami, które w ostatnich cieszyły się ogromną popularnością na całym świecie, lecz nie specjalnie potrafi docenić osoby, dzięki którym jest to możliwe.
W ostatnich latach tytuły takie jak The Legend of Zelda: Tears of The Kingdom czy Super Mario RPG zwróciły uwagę graczy na całym świecie. Dlatego dziś praktycznie każda gra wydawana przez Japończyków ma angielską lokalizację, a niewykluczone, że w przyszłości będzie mieć i polskie tłumaczenie.
Jednak mimo tego, że gry na Nintendo Switch cieszą się globalną renomą, to osoby, które przekładają je z języka japońskiego na angielski, nie mogą się tym chwalić. Jak dowiedziała się redakcja Game Developer, japońska firma nie zawsze decyduje się umieszać w napisach końcowych nazwiska niezależnych tłumaczy.
Pamiętam jeden projekt, w którym firma zdecydowała się nie umieszczać wewnętrznych testerów w napisach końcowych. Była to jedna z gier profesora Laytona autorstwa Level-5. Nintendo of Europe zajmowało się wówczas lokalizacją i publikacją serii Layton. Tłumacze pracujący nad tym projektem ostro zaprotestowali przeciwko tej decyzji, ale ostatecznie testerzy nie zostali uznani za autorów tego projektu. Nie wiem, czy od tego czasu stało się to polityką.
Z podobnym traktowaniem mieli się spotkać pracownicy firmy Localsoft i Keywords, z których usług Nintendo korzystało, m.in. przy Super Mario Bros. Wonder czy Animal Crossing: New Horizons.
Polityką Nintendo jest nieumieszczanie nazwisk tłumaczy z zewnętrznych agencji w napisach końcowych gier, co również zabrania nam umieszczania tych tytułów w naszych CV.
W przypadku gier takich jak Animal Crossing: New Horizons czy The Legend of Zelda: Breath of the Wild tak naprawdę nie zauważasz, że 15 lub 20 tłumaczy nie ma w napisach końcowych, ponieważ są tam wszystkie inne nazwiska od ich wewnętrznych tłumaczy, dlatego polityka Nintendo polegająca na błędnym uznawaniu mogła umknąć uwadze. Ale prawie każdy duży tytuł wydany przez Nintendo, który korzysta z zewnętrznych tłumaczy, w rzeczywistości nie jest uznawany za tłumacza.
Jak widać, problem dotyczy osób, które nie należą do wewnętrznego zespołu NOA. Niezależni tłumacze nie tylko nie mogą liczyć na uwzględnienie w creditsach, ale też nie mogą się tym chwalić w swoich CV, co jest spowodowane tym, że aby móc pracować przy grach Nintendo, jak np. Paper Mario: The Thousand-Year Door, podpisują klauzulę o zachowaniu poufności (NDA) przez 10 lat. Oznacza to, że przez dekadę nie mogą, chociażby w ramach promocji, wspomnieć, że byli zaangażowani w produkcję danego tytułu.
Jeśli spojrzysz na napisy końcowe do Paper Mario: The Thousand-Year Door, zauważysz, że tylko sześć osób zostało uznanych za lokalizację pełnego tytułu, który jest dostępny w ośmiu językach. Taka gra jest zwykle lokalizowana przez zespół około 25 tłumaczy. Niektóre języki są całkowicie pomijane, jakby zostały magicznie dodane do gry.
Warto jednak zauważyć, że w niektórych przypadkach Nintendo dodaje nazwiska współpracujących tłumaczy, jednakże zazwyczaj są one umieszczone pod nazwiskami wewnętrznych pracowników lokalizacyjnych Nintendo.
Jednakże pracownicy Localsoft podkreślają, że cała sytuacja nie jest nowym zjawiskiem, wynikającym z niedopatrzenia, któremu dałoby się zaradzić.
Nigdy nie powiedziano nam otwarcie, że nie zostaniemy uznani za autorów, był to po prostu temat, który czasami omawialiśmy między nami, tłumaczami Localsoft, podczas przerw na lunch. To było przykre, ale niestety tak to zwykle działa, gdy pracuje się z biurami tłumaczeń, więc chociaż byliśmy zdenerwowani (przynajmniej niektórzy z nas), ostatecznie wzruszyliśmy ramionami, traktując to jako kolejny dzień.
Tak to zawsze wygląda. Agencje i klienci po prostu grają w nieskończoność w grę w obwinianie. Moim zdaniem, klienci się tym nie przejmują, a agencje mają wiele do zyskania na trzymaniu swoich dostawców, nas, tłumaczy, w niewiedzy. Jeśli chodzi o pieniądze, opłaty, umowy i wszystko, co jest z tym związane, wszystko przechodzi w tryb ciemny.
Co gorsze, szefostwo jest świadome tej sytuacji, lecz zabrania ludziom rozmawiać o niej nie tylko na zewnątrz, ale również w miejscu pracy.
Zamknięty obieg między firmami zajmującymi się grami a biurami tłumaczeń jest tak nieprzejrzysty, jak to tylko możliwe, aby agencje mogły osiągać jak największe zyski. Jeśli firma produkująca gry podejmie złą decyzję, agencja będzie z nią współpracować w 100 procentach. Jeśli firma produkująca gry przekręci tłumaczy, agencja pokiwa głową i będzie żywić się tym, co zostało. A jeśli agencje mogą sprawić, że będziesz pracować więcej za mniej, nawet jeśli firma o to nie prosiła, zrobią to.
Niestety, w obliczu możliwości zachowania współpracy przez firmę, zatrudnieni tłumacze nie są w stanie wiele zrobić.
Jest prawie niemożliwe, aby tłumacze przeciwstawili się tej strukturze. Każdy, kto spróbuje, trafi na czarną listę, zanim gdziekolwiek dotrze. Jest to dziedzina, w której zrobienie sobie rocznej przerwy może odciąć Cię od miesięcy pracy. Nikogo nie obchodzi, co myślimy, ponieważ dosłownie nic nie możemy na to poradzić, i to nawet gdybyśmy byli gotowi stracić nasze środki do życia dla większego dobra.
Dlatego wszystkie wypowiedzi, redakcja Game Developer otrzymała anonimowo, a przedstawiciele przytaczanych film aktualnie nie zabrali głosu w tej sprawie, mimo iż zostali poproszeni o komentarz.