Obcy: Romulus - werdykt ostateczny - film obejrzałem i ocenię go jako weteran serii
Fede Alvarez to wprawny obserwator. Po seansie "Obcego: Romulusa" nie mam ku temu najmniejszych wątpliwości. Film łypie na moje najlepsze wspominki związane z klasyczną serią, czyli do Przebudzenia. W zasadzie jego sukces opiera się na nostalgii. Ta jest niczym bestia, która pożarła mój czas i nie pozwoli nazwać tych niespełna dwóch godzin straconymi. Romulus jest bardzo konkretny. Scenariusz wyprano z cywilizacyjnej awangardy. Prometeusz i Obcy: Przymierze szukały odrębnego środka wyrazu. Za wszelką cenę usiłowały wytworzyć masywne uniwersum. Udało się połowicznie. Obcemu wystarczają ciasne korytarze, wiatraki, półmrok i otulająca zewsząd czarna, kosmiczna przestrzeń. Alvarez o tym nie zapomniał.
Rain (Caileen Spaeny) chce uciec od skrajnego życia. Budzi się każdego ranka jako robotnica, jedna z wielu w kolonii Weyland-Yutani. Wraz z grupką znajomych odkrywa szansę na lepszy byt, pozbawiony codziennej odprawy i rutyny. A rutyna potrafi zgasić każdą motywację. Trop wiedzie na zapomnianą przez firmę stację badawczą. Już na starcie Romulusa widoczne są inspiracje dziełem grupy Creative Assembly, Obcym: Izolacją. Alvarez nie kryje swojej fascynacji mrokiem sypiącego się w popiół Sewastopolu, grobowca dawnego postępu technicznego. To co jest dla naszego oka obudowane retrofuturyzmem, w uniwersum Obcego stanowi cud techniki. Jednokolorowe wyświetlacze, piknięcia, mrugnięcia świateł, buchająca co parę sekund para z rur. No, jest swojsko na pokładzie Romulusa.
Ridley Scott na siłę próbował dorzucić oryginalność do bardzo klasycznej, niezawodnej formuły. Przez jego Prometeusza i Przymierze niestety przestałem zerkać na Xenomorpha jak na istotę wyższą. Zacytowany przez Asha, czarnego charakteru Ósmego Pasażera Nostromo "organizm idealny, czysty" u ostatnich dzieł Scotta wydawał się tylko niepożądanym efektem ewolucji, a nawet wynikiem błędu. Obcy od 1979 roku przybierał różne formy interpretacji. Był niechcianym pasażerem, przerażającym rodzajem łowcy, był również jednostką pracowitą w Decydującym Starciu, gdzie w głębinach reaktora kolonii Hadley's Hope kotłował się cały rój, którego nie dało się tknąć przez mocne wahania temperatury. W końcu stał się smokiem apokalipsy dla najgorszego sortu więźniów kompleksu karnego Fiorina 161. W Przebudzeniu złączył się z człowiekiem. Czym jest w Romulusie? Upiorem przeszłości.
Skamieniałość Nostromo
Obcy: Romulus nie jest w żaden sposób filmem odkrywczym dla pasjonatów uniwersum. Reżyser ostrożnie podaje na tacy skrupulatnie przyrządzone sceny z przeszłości. Romulusa nafaszerowano klasycznymi migawkami. Powtórzę się zatem: nostalgia to prawdziwa bestia w filmie Alvareza. Nie mogę mieć pretensji do twórców. Uniknęli przerostu formy nad treścią z Przymierza w imię klasyki. Wystarczyło zatem wyjąć kliszę Nostromo, Decydującego Starcia, Finchera i Przebudzenia, by skleić kolejną historię w kosmicznej próżni, w której żaden krzyk nie zostanie usłyszany. Romulus korzysta z dorobku dawnych pionierów, choć trapi mnie wrażenie, że reżyser przesadził z częstotliwością nadawania znanych motywów. Wprawne oko zarejestruje każdy sygnał filmu związany z dziedzictwem Obcego.
"Wiedziałem, że ten film potrzebował tonu klasycznych produkcji. Interesował mnie retrofuturyzm. Nie chciałem holograficznych molochów" - tłumaczy Fede Alvarez dla redakcji The Wrap. Po realizacji "Nie oddychaj" - filmu grozy operującego motywami zastraszenia i izolacji, Alvarez zaproponował reżyserię kolejnego Obcego. Ridley Scott dokręcał ostatnie śruby do Przymierza. W 2019 roku Disney stało się właścicielem marki i ta nabrała priorytetów. Steve Asbell, prezydent 21th Century, skąd wylągł się Ósmy Pasażer Nostromo spytał wówczas Alvareza: "czy to prawda, że chciałeś nakręcić Obcego?" Po czym wysłuchał koncepcji reżysera i niedługo później zaproponował współpracę. Zanim doszło do wiekopomnego porozumienia, Fede Alvarez trzy lata wcześniej osobiście zmierzył się z horrorem na opuszczonej stacji kosmicznej, gdzie grasowała legendarna bestia. Zabawne, bo spóźnił się o całe dwa lata, ponieważ horror Obcy: Izolacja egzystował na rynku od 2014 roku. "Gra uświadomiła mi, że Obcy potrafi współcześnie przerazić odbiorcę. Zagrałem kilka lat po premierze, gdy oczekiwałem na debiut 'Nie oddychaj' (2016-dop.red.)" - opowiada Fede w podcaście Inside Total Film.
Tak jak Creative Assembly bazowali na szczątkach Nostromo jako pogrobowca Obcego i jego pierwszych ofiar, tak Alvarez podążą identyczną analogią w Romulusie. Wstęp filmu składa hołd pierwszej bestii, dosłownie. Bez wdawania się w szczegóły napiszę, że stacja Renaissance, podzielona na dwie części: Romulus i Remus jest kosmicznym ołtarzem pierwszego Xenomorpha, w którego wcielił się Bolaji Badeo (1953-1992). Obcy: Romulus stawia pomost między Nostromo a Decydującym Starciem J. Cameron'a. Alvarez ewidentnie zapatrzył się w narracyjną metodę Creative Assembly. Ich wyborna gra czyniła to samo. Umieściła Amandę Ripley w kilkunastoletniej luce między filmami i podobnie jak późniejszy Romulus stanowi historię, której równie dobrze mogłoby nie być. Na szczęście się pojawiła. Czy to samo mogę napisać o dziele Fede Alvareza?
Młodsza gwardia
Ridley Scott po akceptacji scenariusza twierdził, że Obcy: Romulus musi przemówić do młodszej audiencji. Jako autor klasyki gatunku miał prawo zabrać głos. Alvarez skrył przed widzami motyw relacji między bohaterami na każdym materiale promocyjnym. Cóż, teraz muszę to zrobić i ja, ponieważ nie chciałbym szczuć Was spojlerami. Romulus najpierw eksponuje kosmiczną próżnię (naprawdę nic nie słychać w pierwszej scenie!) by obiektyw kamery zerknął na dystopijną wizję korporacyjnego wyzysku po stronie Weyland-Yutani. To ciekawy komentarz twórców i jednoczesna metafora nt. życia pozbawionego szerszych perspektyw poprzez trudy codzienności wynikające z ciężkiej, niemal bezowocnej pracy. Tak poznajemy wszystkich bohaterów, których marzeniem jest ucieczka do innego świata, nieskażonego jurysdykcją Weyland-Yutani. Alvarez wpuścił na pokład Romulusa młodych aktorów. I wiecie co? Nie zapamiętałem prawie nikogo, za wyjątkiem Rain i Andy'ego. Ich relacja już do końca trwania filmu była "syntetyczna". Na tym również miał skupić się reżyser. Reszta obsady ustawia się w kolejce ofiar Obcego. Są bo są.
Ułomna emocjonalność młodszych bohaterów umiejętnie wtopiła się w sferę wizualną Romulusa. Scenografia stanęła na wysokości zadania. Dominuje mrok, w jego głębi zaś rozświetlają stare monitory, przechodzą światła, a skapujący na dalszym kadrze śluz informuje widza, że bestia jest blisko. Ekspozycja Obcego jest walorem wizualnym wyrównującym nierówność wynikającą z nijakości bohaterów a pogrążonej w martwej ciszy stacji. Chwilami brakuje powagi, na szczęście powrót starego znajomego zmienia bieg wydarzeń. Pogoń za marzeniem staje się ucieczką, a dawniej prześladowani dyktują narrację wraz z nową dyrektywą. Sporną kwestią filmu jest rola syntetyków. Potencjał był, lecz Alvarez przeznaczył zbyt mało czasu na jego rozwój. Poświęca za to arcyciekawe fragmenty z udziałem facehuggerów. Zrobił to, czego nie robił żaden inny reżyser przed nim. Sprowadził te istoty do roli drapieżników, nie tylko nosicieli.
I tak właśnie mogę podsumować najnowszego Obcego. Niczym facehugger, dopada widza, dusi a jednocześnie dostarcza wszystko co niezbędne, by z ciekawością dobrnąć do finału - jak facehugger, który pomimo ucisku na szyi ofiary dostarcza jej tlen. Romulus momentami bywa duszny. Czy straszy? Trudno przestraszyć fana serii wyostrzonego na bodźce lękowe wysyłane przez film. Pojawienie się Obcego jest w Romulusie nazbyt markowane, brakuje zaskoczenia, choć Alvarez bardziej stawia na ekspozycję potwora. Widać to zwłaszcza w scenach terroru, choć tych nie ma zbyt wiele. Nie spodziewajcie się rzezi z Obcego 3. Epilog pozostawiam natomiast Waszej ocenie. Dla mnie był kopią. Czy Romulus jest kopią? Alvarez nadał tej historii tożsamość, lecz równie dobrze mogłaby się nie wydarzyć. Docieramy do zagwozdki. Promoeteusz i Przymierze usiłowały zmienić postrzeganie Obcego w kinie, zbudować nową treść, opisać dzieje i zmienić siatkówkę widza, by spoglądał na Obcego inaczej. Wyszło połowicznie. Romulus łypie na wspomnienia, czai się w klasyce i atakuje dość przewidywalnie. To bezpieczny film o niebezpiecznej istocie. A zdecydowanie wolimy bezpieczeństwo, więc to udana celebracja serii.