Lepiej nie oglądajcie tego filmu. Netflix oferuje zaskakującego crapa
Na platformie Netflix zadebiutowała nowość, która swego czasu cieszyła się dużym zainteresowaniem. Ostatecznie jednak lepiej omijać tę produkcję.
Systematycznie w ramach podobnych publikacji zachęcamy naszych czytelników do nowości oferowanych na serwerach najpopularniejszych SVOD. W przypadku filmu w reżyserii Michaela Chavesa sytuacja wygląda zupełnie inaczej.
„Topielisko. Klątwa La Llorony” cieszył się zaskakującym zainteresowaniem w dniu zapowiedzi. Obiecujące założenia fabularne związane z tajemniczą zjawą i rola Lindy Cardellini („Już nie żyjesz”, „Green Book”, „Luzaki i kujony”, „Scooby-Doo 2: Potwory na gigancie”, „Avengers: Koniec gry”) zwiastowały całkiem interesujący horror, który podczas kampanii promocyjnej w pewnym stopniu był łączony z uniwersum „Obecności”. Obraz jednak nie porwał tłumów.
Horror jest polecany przez zaledwie 28% dziennikarzy i 35% widzów. Bywało gorzej? Oczywiście, że wiele produkcji, nawet tych oryginalnych dostępnych na Netflixie, mogło spotkać się z podobnym przyjęciem, jednak z doświadczenia wiem, że „Topielisko. Klątwa La Llorony” pod wieloma względami może być krytykowane przez widzów.
„Topielisko. Klątwa La Llorony” w weekend trafił na Netflix. Biorąc pod uwagę, że wielu subskrybentów ogląda w październiku rozmaite propozycje należące do gatunku, mogą zdecydować na seans właśnie z horrorem Michaela Chavesa – mimo wszystko lepiej zobaczyć „Egzorcystę papieża”, który w ostatnich dniach również zadebiutował na platformie.