Google "zepsuł" ludziom piloty do telewizora. Wystarczyła subtelna zmiana
Przystawka Google TV Streamer zadebiutowała pod koniec września, by zastąpić szalenie popularny Chromecast. Ma dwukrotnie więcej pamięci i działa szybciej od poprzednika, ale nie wszystko się udało. W ogniu krytyki staje jej pilot.
Mogłoby się wydawać, że pilot do przystawki telewizyjnej to coś, czego zepsuć nie można. Kilka przycisków, pad nawigacyjny – zero filozofii. Google pokusił się jednak o subtelną zmianę, która okazuje się dzielić użytkowników, a chodzi o regulację głośności.
Pilot do Chromecast, podobnie jak smartfony, miał przyciski głośności na krawędzi bocznej. W świecie pilotów telewizyjnych to dość nietypowe, ale najwyraźniej użytkownicy zdołali się przyzwyczaić, bo gdy TV Streamer przeniósł je klasycznie na front, rozgorzała w sieci debata.
„Przyciski głośności należą do najczęściej używanych na pilotach do telewizorów, a decyzja Google o umieszczeniu ich z boku spotkała się z mieszanymi opiniami” – zauważa dziennikarz Ben Schoon, słusznie wskazując, że poprzedni wybór nie był oczywisty.
Szybko jednak wyjaśnia: „Przyciski umieszczone z boku mogą nie być tak intuicyjne jak przyciski skierowane do góry na pilocie Streamera, ale gdy już się ich nauczysz, są znacznie lepsze w tym konkretnym stylu pilota. To z powodu zaokrąglonego dołu”.
Głupota – ktoś powie. Ale opinię publicysty wsparła grupa komentujących. Zarzuty pod adresem nowego pilota znajdziemy także na Reddicie. Widać więc, że dla użytkowników ten pozorny drobiazg ma duże znaczenie.
Dla korporacji natomiast stanowi cenną lekcję, żeby kilkukrotnie przemyśleć każdą modyfikację, która może uderzyć w nawyki klientów. Fakt faktem nowy pilot Google bardziej przypomina ten od szalenie popularnego Apple TV, ale dla klientów firmy z Mountain View to nie musi być atut.