Miała być gra na miarę "Wiedźmina", a jest komornik. Polskie studio w ogniu krytyki

Thorgal ma być kolejnym wielkim przebojem w świecie gier, przygotowanym przez polskie studio. Tymczasem przyszłość projektu stanęła pod znakiem zapytania przez to, że Mighty Koi mierzy się z masą problemów.
W zeszłym roku Mighty Koi rozbudziło wyobraźnię Polaków, ogłaszając, że zamierza przygotować dwie duże gry, w tym jedną na podstawie komiksów Grzegorza Rosińskiego i Jeana Van Hamme’a, Thorgal. Miała ona pokazać, że Wiedźmin to nie jedyna europejska marka, która może podbić serca fanów fantasy na całym świecie.
Jednak po publikacji obiecującego zwiastuna temat ucichł do czasu ukazania się informacji, które zaczęły tonować entuzjazm. Niestety, wygląda na to, że nie był to chwilowy niepokój.




Niedawno Michał Korniewicz, który jest projektantem dźwięku we Flying Wild Hog ujawnił, że nawiązał współpracę z Mighty Koi, aby przygotować utwory muzyczne do gry do końca 2024 roku. Chociaż z zadania się wywiązał, nie otrzymał on zapłaty. Prezes Marcin Grzegórski obiecał, że do końca tygodnia wypłata zostanie przesłana, jednocześnie podał powód, dla którego opóźnienia wystąpiły. W dużym skrócie, spółka nie otrzymała refundacji od Narodowego Centrum Badań i Rozwoju za opracowanie narzędzi "Chowaniec" do tworzenia i zarządzania sztucznej inteligencją zwierząt w grach komputerowych. Sytuacja ta niewątpliwie wpłynęła na płynność finansową Mighty Koi.
Spółka od końca roku boryka się z problemami zachowania płynności finansowej, co niestety powoduje opóźnienia w płatnościach dla pracowników. W dużej mierze ma to związek z brakiem refundacji z NCBR za zrealizowany już projekt w ramach niesławnego programu Innowacje Cyfrowe, którego jesteśmy beneficjentem oraz zaległymi wpłatami od części kontrahentów czy inwestorów. Na zwrot z NCBR czekamy już ponad rok, a są to bardzo duże środki. Spółka aktualnie prowadzi rozliczenia z osobami, z którymi przestaliśmy współpracować w styczniu. Zapewniam, że wszystkie należne zaległości zostaną wypłacone
Co ciekawe, na tym historia się nie kończy. 3 marca prezes Grzegórski przekazał redakcji GRY-Online, że Korniewicz nie wywiązał się z umowy w należyty sposób.
Jak twierdzi, w rozmowie ze współpracownikami ustalił, że Michał Korniewicz „nie wywiązał się z podstawowych warunków umowy”, gdyż „wykonane dzieło nie zostało formalnie przekazane i odebrane” (pomijając opóźnienia) i było „o ok. 20% dłuższe, niż zakładała to umowa”. W związku z tym Korniewicz „został poproszony o przygotowanie aneksu do umowy”, czego jednak nie zrobił. Grzegórski zapewnia, że dopiero podpisanie aneksu dawało podstawę do wystawienia faktury. Prezes Mighty Koi Studios twierdzi również, iż firma zaakceptowała „zwiększone wynagrodzenie za dzieło, które nie pokrywało się z zawartą umową”, i że Korniewicz „otrzymał płatność zaliczkową”
Warto również zauważyć, że firma zmagała się z tym problemem od początku ubiegłego roku, dlatego części zespołu wynagrodzenia były wypłacane w ratach. Byli pracownicy studia twierdzą, że podobne deklaracje, które usłyszał Michał Korniewicz, były składane wielu pracownikom i do dziś nie znalazły odzwierciedlenia w rzeczywistości. Ponadto w Mighty Koi nastąpiły roszady i nowi pracownicy szybko się zorientowali, że „z wynagrodzeniami może być różnie”, a problemy komunikacyjne z zarządem tylko to podkreślały i wpłynęły na zdrowie kilku osób.
Szczerze mówiąc, najbardziej bolesny jest brak transparentności zarządu. Część osób było świadomych, że rozpoczyna pracę w firmie, która nie ma udokumentowanego sukcesu, dlatego o pozyskanie środków będzie się starać w trakcie tworzenia gry np. poprzez prezentację gry inwestorom. Tymczasem w tym wypadku zarząd ciągle mydlił pracownikom oczy i zwalał winę za brak pensji na wszystkich dookoła. Pojawiały się wymówki, że bank zablokował środki, bądź inwestor zalega z funduszami.
W stosunku do pracowników zarząd zachowywał się fatalnie. Sam przepłaciłem pracę w tym miejscu załamaniem nerwowym. Wiem też, że kilka osób spotkał mobbing.
Warto również zauważyć, że Marcin Grzegórski ma problemy komornicze, w wyniku których ma oddać ponad 1,3 miliona złotych. Co prawda, zapewnia on, że wpływają one jedynie na sytuację prywatną Grzegórskiego, a nie samej firmy. Jednakże w ostatnim czasie spółka pozyskała nowych inwestorów, a jak zauważają specjaliści i Marta Owczarczyk, dyrektorka działu prawa restrukturyzacyjnego i upadłościowego w kancelarii Sadkowski i Wspólnicy, może to być związane z koniecznością wyceny przedsiębiorstwa i sprzedaży akcji, których część zajął już komornik.
Zajęcie przez komornika akcji jednego z głównych akcjonariuszy studia Mighty Koi oznacza, że jakiś wierzyciel tego konkretnego akcjonariusza ma przeciwko niemu tytuł wykonawczy (np. wyrok z klauzulą wykonalności) albo uzyskał zabezpieczenie, a ten akcjonariusz posiada wobec niego dług. Możemy mieć do czynienia także z sytuacją, gdy ten konkretny akcjonariusz zabezpieczył swoimi akcjami jakąś wierzytelność spółki, a z uwagi na fakt, że spółka nie uregulowała swojej wierzytelności, wierzyciel skierował egzekucję do majątku akcjonariusza w postaci akcji.
Chociaż nie wiadomo, jak cała sytuacja wpłynie na przyszłość i dalszą działalność, Mighty Koi ma nadal pracować nad Thorgalem, a prezes Grzegórski spodziewa się, że jeszcze w tym roku zostanie pokazany gameplay. Ponadto pierwszej, wewnętrznej prezentacji rozgrywki doczekał się oparty na powieściach Jarosława Grzędowicza, Nocny Wędrowiec, lecz nie spełnił on oczekiwań szefostwa Mighty Koi i aktualnie trwają prace nad wprowadzeniem poprawek i ulepszeń projektu, a także dokonywane są zmiany personalne.