Tak się w to grało: "Contra 168 in 1" - cz. 1
Witamy w kolejnym cyklu w ramach naszych retro-wspominek. Tytuł zapewne momentalnie uruchomił falę wspomnień u wielu z Was... Wyobraźcie sobie, że kupujecie nową konsolę i dostajecie z nią nośnik, który przy odrobinie samozaparcia wystarczy Wam do końca żywota danego systemu - zaczynacie z największymi tytułami i to właściwie z każdego gatunku. Ten niespotykany dziś przypadek zaistniał tylko dlatego, że wtedy nikt nie przejmował się legalnością czy prawami autorskimi...
Witamy w kolejnym cyklu w ramach naszych retro-wspominek. Tytuł zapewne momentalnie uruchomił falę wspomnień u wielu z Was... Wyobraźcie sobie, że kupujecie nową konsolę i dostajecie z nią nośnik, który przy odrobinie samozaparcia wystarczy Wam do końca żywota danego systemu - zaczynacie z największymi tytułami i to właściwie z każdego gatunku. Ten niespotykany dziś przypadek zaistniał tylko dlatego, że wtedy nikt nie przejmował się legalnością czy prawami autorskimi...
Na dobrą sprawę więc, omawiany temat jest w dużej mierze unikatowy, bowiem konsola na którą otrzymywaliśmy tytułową superkompilację sprzedawała się świetnie, zarówno na świecie, jak i w Polsce. Czas więc odsłonić karty – mowa o Pegasusie (a to niespodzianka!), a skupimy się na (głęboki wdech) „Stusześćdziesiątceósemcewjednym". Czy nie uważacie, że mogłoby być ciekawie, gdyby ktoś/gdzieś/kiedyś pokusił się o stworzenie zestawienia, pokazującego które systemy odpowiadają za wciąganie w szpony naszego uzależnienia poszczególnych grup wiekowych graczy? Rezultaty da się prawdopodobnie przewidzieć, ale mimo wszystko warto by to statystycznie, naukowo wręcz sprawdzić. I tak, jak pokolenie obecnych kilkulatków w gaming wciągną prawdopodobnie komórki (względnie Kinecty i inne Move'y rodziców), to pokolenie 20-30-latków w przeważającej większości swój „grochrzest" przeszło właśnie na Pegazusie. A posiadając go, nie sposób było nie wejść w kontakt z kultowym dziś, fioletowym cartem.
Po odpaleniu kartridża wita nas radosna, plumkająca muzyczka i płonąco-migający napis „Contra 168 in 1” okraszony jakże zrozumiałym podpisem „new contra function 16". Walimy w przycisk start i już jesteśmy w głównym menu w kosmicznym klimacie. W tle, za tytułami gier błyskają gwiazdki, a nasz kursor jest rakietą, super next-gen normalnie! A teraz przejdźmy do wyliczenia, z jakimi grami mogliśmy wejść w interakcję w toku korzystania ze "Stusześćdziesiątki". Miano carta jest nieco mylące, bowiem aż tylu gier na nim nie znajdziemy. Szybka rachuba na potrzeby tego artykułu wykazała, iż jest ich tam bodaj 33, pozostałe 135 "gier" to wariacje tej bazowej trzydziestki typu: zaczynasz z inną bronią, masz więcej żyć, wygląd bohatera jest nieco zmieniony, itp. To i tak (pan) pikuś w porównaniu z niektórymi innymi kompilacjami, które były dostępne na rynku - był nawet cudaki "chwalące się" ponad 9 milionami pozycji. Jednak żaden inny dysk nie może pochwalić się takim zestawieniem, jak bohater dzisiejszego artykułu. W co więc mogliśmy (i, cholera, robiliśmy to często) zagrać? Poniżej macie kompletną (chyba) listę (w kolejności pojawiania się w menu), z krótkimi opisami. Zapraszamy do maszyny czasu...
1. Contra
Kultowy klasyk, klasyczny kult, najlepsza co-opowa strzelanka na Pegaza, pewnie jeszcze o niej przeczytacie na łamach tego kącika. Jeśli chcecie zagrać, a nie macie już w domu NES-a – poszukajcie na XBLA, względnie kupcie Contrę 4 (można w niej odkryć bonusa, którym jest NES-owa wersja „jedynki”).
2. Arkanoid
Paletka, piłka, przeszkadzajki i power-upy. I parędziesiąt plansz. Wersja z NES-a jest chyba niedostępna na żadnej innej platformie, najbardziej zbliżony do niej jest Arkanoid na iPhonie.
3. Tetris
Na kartridżu występował w dwóch odmianach - jedna z najlepiej rozpoznawanych gier świata, chyba jedyny tytuł, którego nawet Jack "Grrrrrrry" Thompson nie mógłby łatwo oskarżyć o brutalność i szeroko pojęty szatanizm. Praktycznie każda konsola dochowała się swoich klonów, a ponieważ wersje z Pegaza nie były w żaden sposób wyjątkowe, chyba nie ma sensu szukać konwersji z NES-a, zagrajcie na telefonie/odtwarzaczu czy kalkulatorze, wyjdzie na to samo.
4. Super Mario Bros
Większość z Was pierwszy, mokry dotyk Maryjana poczuło właśnie na Pegazie, właśnie na tym karcie. Obecnie na Virtual Console Wii za 500 punktów.
5. Bomberman
Telewizorogłowy terrorysta (tu jeszcze o aparycji rycerza) na pierwszej krucjacie przeciw żywym balonikom i innym pokrakom. Plus losowo generowane plansze (ułożenie przeszkód i przeciwników na planszy było inne podczas każdej rozgrywki), szkoda, że tylko dla jednego gracza. Ostatni raz widziany w klasycznej wersji w ramach Classic NES Series na GBA.
6. Popeye
Biegamy okrętowym szpinakożercą pomiędzy poziomami, zbieramy rzucane przez naszą dziewuchę fanty i zwiewamy przed Blutem. Po uzbieraniu odpowiedniej ilości serduszek czy innych nutek, brodacz może wreszcie skończyć z naszą piąchą na „ryu”. Liczenie punktów i kolejny etap. Ta gra to jeden wielki tryb survival – gramy na trzech planszach w kółko, aż skiśniemy albo nam się znudzi. W 2008 roku Namco stworzyło rozszerzoną wersję dostępną na komórki.
7. Donkey Kong
Pierwszy tytuł z (św.) Mariem z Nintendo w historii. Jeszcze nienazwany wówczas wąsacz biega po pochylniach przeskakując beczki, by uwolnić blondynkę (o dziwo, nie księżniczkę Peach tylko niejaką Pauline, która pojawiła się obok Maria w kilku innych grach) z rąk wielkiej małpy. Żywy dowód na to, że każdy kto pojawia się w grze Ninny, nawet jako postać trzecioplanowa, prędzej czy później doczeka się własnej gry. DK jest jedną z gier wgranych na czerwone Wii, wypuszczone niedawno na 25-lecie obecności Nintendo w regionie PAL.
8. Donkey Kong 3
Na karcie gra zwie się Gorilla 3 – latamy chłopkiem w dolnej części ekranu, psikając "odrobaczaczem" na latające paskudztwa, które próbują capnąć nam kwiatki. W wolnych chwilach strzelamy w tyłek tytułowej małpy, która potraktowana w ten sposób zrzuca gniazda spawnujące kolejne owady i... level complete. Japońska gra, nic dodać, nic ująć – można sobie ściągnąć z Virtual Console.
9. Wild Gunman
Nieformalny prequel Red Dead Redemption – motyw znany z niemal każdego westernu: ogorzali panowie stają naprzeciw siebie, na komendę "fire" (pierwsza próba syntezowania mowy na NES-ie!) wyciągają pukawki i strzelają. Kto pierwszy, ten lepszy - jak w "Milionerach". Do gry potrzebny był pistolet, podobnie zresztą jak do dwóch kolejnych tytułów na tej liście. Nigdy nie została wznowiona.
10. Duck Shoot
Kto grał w którąkolwiek z gier z serii "Kurka Wodna" na pececie, ten wie o co chodzi. Temat: polowanie na kaczki w luźnym, kreskówkowym ujęciu i pomagający nam pies, kwitujący nasze pudła dzikim chichotem w stylu Muttleya. Poza NES-ową i automatową nie było innych wersji.
11. Hogan's Alley
NES-owa strzelnica: na ekran wyjeżdżają trzy postacie, musimy zlikwidować złych, nie pakując przy okazji kulki w niewinnych. I wciągający dodatkowy tryb polegający na strzelaniu w podrzucone puszki, tak, by trafiły do otworów. Początki są łatwe, ale utrzymywanie w powietrzu garści blaszanek i pakowanie ich do najlepiej punktowanych dziur, to naprawdę spore wyzwanie. Ciekawostka – termin "Hogan's Alley" oznacza strzelnicę wykorzystywaną przy szkoleniu taktycznym sił zbrojnych i policyjnych. Podobnie jak pozostałe „pistoletowe” tytuły – poza NES-em i automatami, HA nie pojawiło się na innych platformach.
W tym miejscu się zatrzymamy, abyście mogli trochę odpocząć od ekscytacji związanych z tą jakże urokliwą grafiką HD i dźwiękiem w jakości Dolby Digital, ghehehe. Podobało się? Oczywiście ciąg dalszy może pojawić się szybciej niż myślicie, ale... potrzebujemy trochę motywacji. Dajcie nam znać w komentarzach - Wasze wszelkie wspomnienia również jak najbardziej mile widziane.