Sapkowski tłumaczy swoje ostatnie słowa, ale podkreśla „jest tylko jeden oryginalny wiedźmin”
Pamiętacie pewnie ostatnie słowa Andrzeja Sapkowskiego, który na początku zaatakował Adriana Chmielarza, a później powiedział, że nie zna zbyt wielu graczy, bo obraca się wśród ludzi inteligentnych? Widocznie te słowa obiły się wielkim echem nie tylko w środowisku graczy, bo znany pisarz udzielił kilku wypowiedzi redakcji Polityki, w których się tłumaczy.
Twórca sagi zaznaczył, że nie ma przyjemności obcować z elektroniczną rozgrywką, ale podkreśla problem wrzucenia na okładki książki grafik z gry wideo:
"O grze jako takiej niewiele mogę powiedzieć, bo jej nie znam, nie grywam w gry. Rozgłos i wyniki sprzedaży mówią jednak same za siebie, byłaby to gra słaba, nie miałaby takich osiągnięć. Ale pracując na własny sukces, gra moim książkom, niestety, zaszkodziła. Kilku wydawców umieściło grafikę z gry na okładkach moich książek. Wielu czytelników zakwalifikowało więc książki jako tzw. game related, czyli pisane pod grę. Takich książek na rynku SF&F jest multum. Widząc na okładce mojej książki obrazek z gry, wielu fanów założyło, że to gra była pierwsza. A poważni fani SF i fantasy takimi wtórnymi książkami gardzą i nie kupują ich, bo – primo – są wtórne i nieoryginalne. Secundo – są kompletnie bez znaczenia dla tych, którzy w żadne gry nie grają – a takich jest wśród fanów zdecydowana większość."
Autor dokładnie tłumaczy, że w jego branży powstaje wiele książek na podstawie gier i często te opowieści nie prezentują oczekiwanej jakości. Z tego powodu Sapkowski musi „walczyć” z takimi okładkami i pokazywać, że jego twórczość powstała wcześniej – podobno wielu czytelników stroni od przygód pisanych „pod gry”.
Nie mogę się do końca zgodzić z tą opinią, bo przeczytałem wiele dobrych historii przygotowanych w taki sposób, ale w sumie można nawet zrozumieć, że pisarz broni pewnego wkładu w swoje uniwersum. Z drugiej strony… Czy nie jest to walka z wiatrakami? Warto jednak zagłębić się w kolejne słowa Sapkowskiego, który stara się wybielić i tłumaczy słowa skierowane w stronę graczy:
"Mógłbym zasłonić się faktem, że powyższe słowa są i tak łagodne wobec tych, którymi zabawny niegdyś kabareciarz obrzucał lepszych od siebie, jak i tym, że są to zwykłe słowa wzięte z języka polskiego, jak usprawiedliwiał ciskane na lepszych od siebie obelgi inny kabareciarz, nigdy niezabawny. A co przeszło zupełnie bez echa. Ale powiem tylko, że to był konwent, a wystąpienia na konwentach dzieją się na zasadzie the show must go on, i że wiele tam uchodzi, w tym żarty, którym raczej daleko do wyszukanych. Robi się wtedy wiele, by publika się bawiła. A wówczas publika bawiła się pysznie, rozbrzmiewał śmiech perlisty. A jeśli komuś to nie w smak, to po co tam przychodzi? By łowić sensacyjki i z oburzeniem publikować je w sieci? Robić sztorm w szklance wody?"
A co z sytuacją „książki wypromowały grę”? Tym razem ojciec Wiedźmina stara się już unikać wywyższania swojej twórczości:
"Cóż, logika podpowiada, że książki tak samo pomogły grze, jak gra książkom, dokładne ważenie i obliczanie zawartości cukru w cukrze jest tu raczej pozbawione sensu. Choć oczyma duszy bardziej widzę czytelników sięgających po gry niż graczy sięgających po książki. Pozwolę sobie także zauważyć, że moje książki wydano do tej pory w 23 krajach. Wydaje się panu, że szefowie domów wydawniczych przy wyborze wydawanych autorów kierują się grami komputerowymi i zaszłościami na rynku gier? Bo mnie się tak nie zdaje."
Sapkowski nawet twierdzi, że nie ma problemów z pozycją CD Projekt RED, bo problemy, który ma nie są związane z pracą warszawskiego studia. To tylko i wyłącznie wina wydawców, którzy postanowili wrzucić na okładkę nowych wydań grafikę z gry.
Mimo wszystko na zakończenie pisarz podkreśla, że nie zazdrości niczego grze, bo to jego Wiedźmin jest tym prawdziwym i oryginalnym, a cała reszta to tylko i wyłącznie adaptacje:
"Wreszcie – nie zazdroszczę grze jej niewątpliwego sukcesu, daleki jestem od tego. Nie boję się też, że gra wyjdzie, jak pan to określił, na pierwszy plan, że zasłoni mnie i zaćmi. Bo to zwyczajnie niemożliwe. To mój książkowy wiedźmin jest jedynie prawdziwy i oryginalny, wszystkie adaptacje są wyłącznie mniej lub bardziej udanymi adaptacjami i obciążone są wszystkimi wadami adaptacji. Jest tylko jeden oryginalny wiedźmin. Ten mój. I nic mi go nie odbierze."
Co sądzicie o powyższych wypowiedziach? Twórca Wiedźmina stara się naprawić wizerunek, czy po prostu faktycznie podczas konwentu „popłynął”? Pełną rozmowę znajdziecie w tym miejscu.
Interesuje Cię ten tytuł? Sprawdź nasz poradnik do Wiedźmin 3: Dziki Gon.