Recenzja: The Saboteur (PS3)

Gry
3205V
Recenzja: The Saboteur (PS3)
SoQ | 12.12.2009, 13:00

>> Jeśli słysząc o grze w realiach II Wojny Światowej odwracasz się na pięcie w obawie przed kolejnym wyświechtanym FPS'em, teraz wstrzymaj się choć przez chwilę. Co prawda w The Saboteur również wycinamy nazistów, ale to nie FPS jeno sandbox pełną gębą. Zapowiada się zatem obiecująco, ale czy jakość ostatniej produkcji Pandemic Studios nie była jednym z gwoździ do trumny niedawno zamkniętego studia?


Dalsza część tekstu pod wideo

>> Jeśli słysząc o grze w realiach II Wojny Światowej odwracasz się na pięcie w obawie przed kolejnym wyświechtanym FPS'em, teraz wstrzymaj się choć przez chwilę. Co prawda w The Saboteur również wycinamy nazistów, ale to nie FPS jeno sandbox pełną gębą. Zapowiada się zatem obiecująco, ale czy jakość ostatniej produkcji Pandemic Studios nie była jednym z gwoździ do trumny niedawno zamkniętego studia?




W The Saboteur wojnę obserwujemy z perspektywy Seana Devlina - prostego Irlandczyka, który ma osobiste powody by nienawidzić Szwabów, kląć na nich jak zły i z niekłamaną satysfakcją faszerować ich ołowiem. Nasz bohater to połączenie Franka Dolasa z serialu „Jak rozpętałem II Wojnę Światową”, z Robertem Kubicą. Przed wojną Devlin był mechanikiem i kierowcą rajdowym. Natomiast można odnieść wrażenie, że cały konflikt zbrojny, trochę jak we wspomnianym serialu, wybucha przez niego, gdy w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiedniej porze zostaje wzięty za brytyjskiego agenta. Gra zaczyna się w Paryżu, gdy Irola zapijającego smutki od kielicha odrywa przywódca francuskiego ruchu oporu, niejaki Luc. Chłop godzi się na współpracę, a chwilę potem cofamy się trzy miesiące wstecz. Wówczas zobaczymy co stało się pewnego lata, podczas wyścigu ówczesnej Formuły 1.




sabot3


Sabotażysta przedstawia wojenne realia z lekkim przymrużeniem oka. Może nie aż takim jak genialne „Bękarty Wojny” Quentina Tarantino, ale jednak. Z jednej strony czujemy bezwzględność nazistów, widzimy terror na ulicach, przerażonych ludzi i mamy świadomość, że gdzieś tam giną ich tysiące. Z drugiej, bujamy się sportowymi wózkami, romansujemy z wydekoltowaną i kręcącą tyłkiem angielską blondyną, a główny bohater kozacząc sypie na lewo i prawo tekstami, które w filmach byłyby zagłuszane sygnałem „piii”. Nie wiem czy takie było założenie twórców, ale Saboteurowi daleko do poważnej wojennej opowieści, pełnej moralizatorstwa i ludzkich dramatów (bo te które widzimy i tak wydają się ciut sztuczne). I wiecie co? Bardzo dobrze. Mi od razu do gustu przypadł lekki charakter historii i sam protagonista. Devlin jest chamski w obyciu, nie przebiera w słowach (zwłaszcza, gdy ciśnie Brytyjczykom lub śle niewybredne żarty pod adresem Niemców), mówi z uwielbianym przeze mnie wyspiarskim akcentem, pali szlugi na potęgę, a pod pazuchą ma piersiówkę z „łychą”. Nie ma to jak pozytywny, dający dobry przykład bohater.


Gra nie należy do przesadnie ugrzecznionych. Nie unika ostrego języka, a i kilka prawie że gołych damskich klat będzie okazja zobaczyć, choć to bardziej chwyt marketingowy dla napalonych nastolatków. Dialogi bywają śmieszne i soczyste, bo co powiecie na duchownego, który prosi nas o załatwienie szpica gestapo mówiąc „w imię wszystkich świętości rozwal mu ten pieprz... łeb”? Przekleństw nie przestraszyli się też tłumacze. Saboteur został zlokalizowany przyzwoicie, choć nie obeszło się bez drobnych wpadek. W jednym z dialogów week (tydzień) przetłumaczono jako dzień. Na mapie mamy swojski cmentarz, jednak tuż obok jak wół stoi parc (zamiast park) i place (zamiast plac), garaż ruchu oporu w innym miejscu jest garażem resistance. Chyba momentami ktoś przysypiał podczas pracy. Nieładnie.




sabot7



Więc chodź pomaluj mój świat

Paryż to piękne miasto i szkoda, że gra nie potrafi tego oddać. Graficznie Saboteur to uboższy brat wielkich tuzów. Średniej jakości tekstury, płaskie obiekty, rozmazany horyzont, sztywna animacja i wszechobecne, wielgachne ząbki na krawędziach. Zgroza. Razi też ogromny pop-up, bo wyskakujący tuż przed nosem krzak można wybaczyć ale pojawiający się znikąd czołg? Pierwsze wrażenie jest zatem niekorzystne. Jednak gdy zaczynamy śmigać po cienkich uliczkach, słuchając genialnej muzyczki sączącej się z samochodowego radia, w oddali widząc wieżę Eiffela i majaczące na niebie niemieckie zeppeliny, zaczynamy chłonąć klimat i niedoróbki schodzą na dalszy plan. Paryż możemy zwiedzać naziemnie, jak i hulając po dachach domostw. Devlinowi żaden budynek niestraszny i może wspiąć się wszędzie. Nie ma tu tak płynnego systemu jak w Assassin's Creed, bo by przeskoczyć na kolejny parapet należy wcisnąć X (w AC wystarczy wychylić gałkę w odpowiednim kierunku). Przez to zabawa w Spider-Mana nie jest aż tak przyjemna, zdobywanie bloków bywa mozolne, a uciekanie na dach przez grupką prujących do nas ołowiem Niemców nie jest najlepszym pomysłem. Ciężko również myśleć o płynnym skakaniu z bloku na blok ponieważ Devlin nie doleci tak daleko, a jeśli już, to czasem daje susa w zupełnie innym kierunku niż byśmy chcieli. W płynnym poruszaniu się niewiele pomagają też liny łączące niektóre budynki, gdyż jest ich po prostu za mało. Ponadto często zdarza się, że ludek zamiast automatycznie złapać się krawędzi gruchnie radośnie na glebę z 20 metrów.


Momentami Saboteur przypomina filmy noir lub Sin City Franka Millera. Tereny okupowane przez nazistów są bowiem przedstawione praktycznie w całości w czerni i bieli, a jednym z nielicznych kolorów jest tam czerwień faszystowskich flag. Dopiero zainspirowanie ruchu oporu w danej miejscówce, czyli wykonanie kluczowych dla fabuły misji, powoduje wyjście słońca i „pokolorowanie” świata. Muszę przyznać, że patent jest przedni i ten kontrast nadaje grze naprawdę unikalnego charakteru. W mrocznych częściach miasta niebo zakryte jest gęstymi chmurami, często pada deszcz i jest po prostu nieprzyjemnie. Niemal czujemy wszechobecne zło, a na dodatek siły wroga są tam liczniejsze, więc nie warto za bardzo pajacować. Wystarczy jednak wjechać do odzyskanej już dzielnicy by cieszyć się żywymi kolorami, odetchnąć i poczuć się pewniej.




sabot4



Jak tam panie piromanie

Wiemy już, że w grze mamy domieszkę Assassin's Creed, a twórcy pozwolili sobie nawet na mały żarcik i jeden z samochodów nazywa się Altair. Lwia część gameplayu jest natomiast żywcem wyciągnięta z dowolnego Grand Theft Auto czy poprzedniej produkcji Pandemic - Marcenaries 2. Mamy otwarty świat (oprócz samego Paryża trochę terenów podmiejskich), samochody na ulicach, coraz z to nowe kryjówki w innych częściach miasta, garaże do przechowywania fur i kolejnych zleceniodawców niezwłocznie potrzebujący naszej pomocy. Model jazdy jest ciut bezpłciowy, a misje momentami nie odbiegają od standardów (robienie za szofera, zabawa w snajpera). Na szczęście są też momenty zapadające w pamięć - odbijanie więźnia z jadącego pociągu, wysadzanie mostu, zabójstwo generała, który pali kulturową spuściznę Francji pod Łukiem Triumfalnym czy ucieczka z płonącego zeppelina. Mało odkrywcze zadania jednak zbytnio nie doskwierają, bo wszystko ponownie ratuje wojenny klimat. Dzięki niemu nie mamy uczucia deja vu, które zapewne towarzyszyłoby szarpaniu w kolejny tytuł traktujący o gangsterach. Sporo zadań opcjonalnych opiera się natomiast o całkowitą demolkę wszystkiego co niemieckie. Pole do popisu dla domorosłych piromanów jest spore, bo po mieście rozsianych jest absurdalna liczba celów dodatkowych - 1338. Mogą to być wieżyczki snajperskie, wozy pancerne, stacje paliw czy maszty z megafonami, przez które informowani jesteśmy np. o zbliżających się urodzinach fuhrera. Wszystko to da się zrównać z ziemią łącząc przyjemne z pożytecznym. Za zniszczenia dostajemy bowiem kontrabandę, za nią z kolei możemy kupować broń i amunicję.




sabotr6


Dostępny arsenał jest pokaźny - pistolety, strzelby, snajperki, karabiny, rakietnice, miotacze ognia. Jest w czym przebierać, jednakże jednorazowo możemy przy sobie mieć dwie sztuki broni, wór granatów i kilka lasek dynamitu. System strzelania Saboteur również zgapił od konkurencji. Jest chowanie się za zasłonami i kamera znad ramienia czyli to, czego można było się spodziewać. Ot, solidny standard, bez uniesień i ekscytacji. Nie wiem natomiast czemu nie ma możliwości przeładowania broni. Gra robi to automatycznie, zatem nie zdziwcie się, gdy w momencie największej zadymy Sean spokojnie zacznie zmieniać magazynek. Pożogę możemy siać również za sterami jednego z dostępnych czołgów lub wozów opancerzonych, najpierw jednak trzeba takowy zwędzić naziolom (potem polecam posłać salwę w pasące się krowy). Warto czasem też wygodnie rozsiąść się za mocarną wyrzutnią rakiet czy stacjonarnym karabinkiem. I tylko szkoda, że trawiący wszystko ogień i same wybuchy również nie wyglądają specjalnie imponująco. Saboteur posiada też system perków, które odblokowujemy wykonując odpowiednie zadania (np. zabij po cichu pięciu generałów, zastrzel iluś wrogów ze snajperki itp.). Zdobywanie perków daje nowe ataki, giwery i kilka innych, przydatnych udogodnień.




sabot2



Kill zi German

Szwabki, czyli „nazigówno” jak zwykł mawiać Devlin, to nasz etatowy przeciwnik. Żołnierze generalnie są czujni, choć zdarza im się nie grzeszyć sprytem. Pomijam fakt, że potrafią ostrzeliwać nas z góry wisząc... w powietrzu (bug jak cholera). Jednak gdy zdejmiemy delikwenta siedzącego za działkiem, to żaden z kolegów nie raczy zająć jego miejsca. Momentami do wrogów prujemy zatem jak do kaczek na polowaniu, bo często zamiast chować się za osłonami wyłażą na otwarty teren, a i niespecjalnie kombinują z zachodzeniem nas od tyłu itp. Choć na wyższych poziomach trudności przeciwnicy potrafią zajść za skórę, to ich SI pozostawia trochę do życzenia.




sabotr5


Misje na ogół możemy rozwiązać na dwa sposoby - po cichcu i na włam. Jeśli nie splamimy szwabskiego munduru krwią i zabijemy gostka po cichaczu, możemy wskoczyć w jego fatałaszki. Jednak nawet wtedy zwracamy uwagę jeśli biegamy czy wspinamy się na budynki. Czasem jednak gra w bezczelny sposób nas ogranicza. W jednej misji przyszło mi uratować więźnia. Dostałem się na dziedziniec budynku, jednak gdy chciałem wrócić z chłopkiem tą samą drogą, ten po prostu nie umiał wejść na drabinę. Trzeba było zatem wychodzić głównym wejściem, oczywiście mocno obstawionym przez wrogów, tak jak to sobie założyli autorzy. Jak wspomniałem Szwabi bywają podejrzliwi, choć myślą wyłącznie o sobie. Wyciągnięcie z samochodu byle frajera pozostanie zignorowane, ale już palenie gumy na ich oczach może wywołać alarm. Im osiąga on wyższy stopień, tym więcej pachołów Hitlera nas atakuje, a z czasem do akcji wkraczają mocniejsze jednostki, również latające. Lekarstwem na zamieszanie bywa albo wyłączenie syreny, albo jedna z kryjówek. Te znajdują się głownie na dachach, ale jest ich za mało, więc często zamiast zasuwać do najbliższej lepiej wskoczyć w furę, depnąć gaz do dechy i tak zwiać Niemcom. Jednostek jest kilka rodzajów -zwykli szeregowcy, gestapo w czarnych płaszczach, a także elitarny skład Terror. Te skurczybyki potrafią przyjąć na klatę ze dwa magazynki, a do tego mają naprawdę mocarne kopyta. Polecam podnosić je zaraz po ubiciu takowego. Niemcy może nie grzeszą inteligencją, ale chociaż zachowują się naturalnie. Często terroryzują ludzi na ulicach, legitymują ich, a siebie pozdrawiają tradycyjnym Sieg Heil. W ogóle takich małych smaczków jest w grze sporo. Mi bardzo spodobał się motyw gdy jechałem z pasażerem furą i rozmawialiśmy o tajnym planie. Gdy zatrzymaliśmy się przy szlabanie pilnowanym przez siły wroga rozmowa się urwała. Potem, po odjechaniu na bezpieczną odległość, Devlin zagaił kompana: zatem na czym to stanęliśmy?




sabot11


Saboteur to w zasadzie ostatnia duża pudełkowa premiera tego roku. Osobiście jakoś specjalnie nie ostrzyłem sobie zębów na najnowszą produkcję Pandemic, zatem z tym większą przyjemnością mogę napisać, że bardzo pozytywnie mnie ona zaskoczyła. W zasadzie Sabotażystę jestem gotów uznać za jedną z najprzyjemniejszych niespodzianek tego roku. Tytuł ten nie przejdzie do klasyki, nigdy też nie będzie przykładem, na którym młodzi developerzy uczyliby się jak robić gry. To jednak solidna piguła wojennych wrażeń i zajmującego, sprawiającego sporo frajdy gameplayu. Co prawda Saboteur jest trochę jak kocioł, do którego wrzucono sporo pomysłów ściągniętych z GTA, szczyptę podpatrzonych w Assassin's Creed i doprawiono kilkoma własnymi. Wyszedł z tego jednak naprawdę smaczny miks. Ja nie pamiętam, kiedy ostatnio tak dobrze bawiłem się przy grze opowiadającej o II Wojnie Światowej. A to chyba wystarczająca rekomendacja. [Fantom]




saboteur cover



platforma:

PS3
nośnik: Blu-ray
HDD: 4012 MB
developer: Pandemic Studios
wydawca: EA
gatunek: przygoda/strzelanina
premiera: 04.12.2009
Lokalizacja: napisy
PEGI: 18+
gracze: 1

zalety: świetny klimat i muzyka, bohater, mnóstwo akcji i rozwałki, Paryż w czerni i bieli

wady: niedorobiona technicznie, średnie SI, toporna wspinaczka

WERDYKT: 8 -




Źródło: własne

Komentarze (24)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper