[gamescom 2010] Gramy w Enslaved!
Powiedzmy sobie szczerze: po Enslaved, czyli kolejnym slasherze twórców kultowego w pewnych kręgach Heavenly Sword, spodziewamy się wiele. Jednak czy aby nie za wiele? Kilkunastominutowy playtest gry rozwiał niektóre z redakcyjnych wątpliwości. Spostrzeżeniami dzielimy się już teraz!
Powiedzmy sobie szczerze: po Enslaved, czyli kolejnym slasherze twórców kultowego w pewnych kręgach Heavenly Sword, spodziewamy się wiele. Jednak czy aby nie za wiele? Kilkunastominutowy playtest gry rozwiał niektóre z redakcyjnych wątpliwości. Spostrzeżeniami dzielimy się już teraz!
Pierwszy ważny komunikat jest taki, że Enslaved mimo faktu bycia pełnokrwistym slasherem bardzo stara się być również świetną platformówką. Błąd. Jak widzicie na poniższym wideo (z góry przepraszamy za jego jakość oraz fakt, iż to wersja na X360), skokom między przepaściami, między wystającymi elementami otoczenia oraz między platformami autentycznie nie ma końca. Z jednej strony to dobrze, bo całość zrealizowana jest z niewątpliwym rozmachem. Z drugiej... ile można skakać? Po dorwaniu się do wersji demonstracyjnej musiała minąć dobra minuta, by ktokolwiek w ogóle miał odwagę się ze mną zmierzyć. Ale gdy już do walki dochodziło, tygryski dostawały to, co lubią najbardziej. Dynamiczną, pełną akcji i fajnych kombosów nawalankę.
Otoczenie gry, czyli Nowy Jork po inwazji tajemniczego gatunku mechanicznych obcych, wygląda bardzo, ale to bardzo dobrze. Pomysłowość z jaką z producenci zaprojektowali odwiedzane miejscówki może być godna pozazdroszczenia przez otaczającą ich konkurencję. Skaliste wzgórza dostępne w demo wyglądają ba-je-cznie. Kontrastująca z nimi sceneria obskurnego i zdezelowanego kompleksu powietrznego również, całość możecie zobaczyć w na filmie publikowanym na końcu tego wpisu. Waszą uwagę zwrócić muszę na jeszcze jedną ważną sprawę. Mimika twarzy. Może uda Wam się cokolwiek wywnioskować z naszego wideo. Jeśli nie, to wiedzcie, że dla mnie przebija ona wszystko to, co widzieliśmy w Heavy Rain. Jeśli bohater jest rozgniewany, na jego twarzy maluje się prawdziwe zawadiactwo i bardziej niż autentyczna żądza zniszczenia wszystkiego, co stanie na jego drodze. Z kolei w momencie gdy dziewczyna (zniewoliła głównego bohatera) opanowana jest przez strach, jej oczy jakby chciały przemawiać do nas ludzkim głosem, że tak własnie jest.
System walki swoim rozbudowaniem nie może równać się z tuzami gatunku pokroju God of War III, ale i tak daje radę. Kombosów jest mniej, ale wyglądają naprawdę dynamicznie i widowiskowo, większość ma również całkiem nieźle wyważony poziom skuteczności. Poziom trudności zdaje się być momentami śmiesznie niski, ale zdaję sobie sprawę, iż mogła to być wina wewnętrznych ustawień wersji demonstracyjnej. Wiecie, żeby nikt się nie frustrował. Bardzo często zdarza się, że wyskakując na arenę, pociskami pruje do nas kilku oponentów, a my musimy w taki sposób przemieszczać się miedzy zniszczalnymi osłonami terenu, żeby każdego z nich wyeliminować. Gdy wróg trzyma nas na dystans, gra jest problematyczna i trzeba kombinować (nie możemy zostać w jednym miejscu na dłużej). Jeśli jednak uda nam się do dostać w wyznaczone miejsce, marny los biednego robota. Oczywiście całość poprzedzona załamującą sekwencją skoków. Jeżeli ktoś z Was lubi platformery, słowo "załamująca" może śmiało zamienić na "miodna".
Enslaved pogromcą God of War III? Na pewno nie. Twórcy Heavenly Sword zaserwują jednak kawał porządnej rozgrywki na konkretnym poziomie, do którego zdążyli już posiadaczy PlayStation 3 przyzwyczaić. Jeśli oczywiście nie przesadzą z ilością etapów czysto platformowych. Niech slasher pozostanie slasherem, takie moje zdanie. [Pyszny, Kolonia]