[gamescom 2010] Gramy w FIFA 11!
Umówione spotkanie w Electronic Arts miałem dopiero cztery godziny po przybyciu na gamescom. Z tego względu postanowiłem przetestować na halach wystawowych najnowszą edycję FIFY. Po kilkunastu minutach ogrywania tytułu byłem rozczarowany, zły i zawiedziony. Zawiedziony jakością produkcji EA.
Umówione spotkanie w Electronic Arts miałem dopiero cztery godziny po przybyciu na gamescom. Z tego względu postanowiłem przetestować na halach wystawowych najnowszą edycję FIFY. Po kilkunastu minutach ogrywania tytułu byłem rozczarowany, zły i zawiedziony. Zawiedziony jakością produkcji EA.
Całe szczęście, że na indywidualnym pokazie okazało się, iż wersja gry prezentowana na głównych halach jest przedawniona, ukończona w około 80%, natomiast ta którą udało mi się ograć w pokoju zwierzeń, w 90-95%. Kamień momentalnie spadł mi z serca. Jak ostatecznie grało się w FIFA 11? Bardzo przyjemnie, nie powiem. Widać, że elektronicy poszli po rozum do głowy i spowolnili nieco akcję w porównaniu do edycji z zeszłego roku, co wyszło grze tylko na dobre. Zapowiadany szumnie przez EA system profesjonalnych podań ("pro passing") zdaje egzamin prawie wzorowo, choć wiadomo, że najlepsi zawodnicy poszczególnych lig będą potrzebowali zdecydowanie mniej pomocy analogowej gałki gracza, aniżeli przeciętny gracz chociażby Sparty Praga. Wszystko, podobnie jak w Pro Evo, zależy od statystyk, kontekstu boiskowego w momencie odegrania piłki oraz nogi, którą kopiemy. Widać, że w porównaniu z poprzednią edycją gry, bardzo dobrą, ale w mojej osobistej opinii nieco gorszą niż edycja 09, rozgrywka zyskała na realiźmie. Przechodzenie linii obronnych drużyny przeciwnej nie przypomina już szaleńczego tańca prostopadłych podań z pierwszej piłki. Najważniejsze jest, by przed wyprowadzeniem celnego podania lub oddaniem strzału, wypracować sobie czystą pozycję. Niby banał, ale w poprzedniej odsłonie gry nie było to wcale oczywistością. Kto grał, ten pamięta istny piłkarski pinball.
W FIFA 11 obecny jest tryb 11 vs 11 online, ale z oczywistych względów nie miałem okazji go przetestować. Jednak udało mi się spawdzić tryb gry bramkarzem, sławetny "Be a Pro: Goalkeeper". Wrażenia są bardzo pozytywne. Z jednej strony to nowe doświadczenie, fajne urozmaicenie rozgrywki. Z drugiej - wiadomo, bramkarz jak to bramkarz, gdy nie trzeba, nie bierze udziału w grze. Gdy jednak piłkarze przeciwnika zbliżą się do naszej bramki, na ekranie pokazuje się specjalny pasek pokazujący przewidywany tor lotu piłki oraz żółty znacznik, który przed oddaniem strzału na naszą bramkę wskazuje optymalną pozycję ustawienia się golkipera. W momencie strzału wychylamy gałki analogowe i liczymy na to, że uda nam się go obronić. Rewelacją system nie będzie, ale warto podkreślić jego obecność. Należy także docenić ów element, bowiem podejrzewam, że w rozgrywkach online może on zrobić niemałą furorę.
System Personality+ promowany przez EA nie jest może rewolucyjny, wielu piłkarzy prezentuje się oczywiście ładnie, ale podobnie i momentami zwyczajnie tak samo. Jeśli całość ma odnosić się do patyczanych kolosów pokroju Croucha, mikrusów takich jak Inesta oraz graczy przeciętnych, to wielka szkoda. Ich ruchy też nie są w jakiś specjalny sposób wyindywidualizowane. Myślę, że w związku z tym system bardziej ma skupić się na tworzeniu własnych zawodników czy bramkarzy, zamiast podziwiania niby rewolucyjnych modeli biegających po boisku zawodników. Wprowadzono również "analogowy" system sprintu, czyli im mocniej wdusimy przycisk odpowiedzialny za szybki bieg, tym nasz zawodnik będzie szybciej przebierał nogami. Rzecz ma niebagatelne znaczenie podczas wszelakich dryblingów oraz akcji, w których najważniejsze jest wyczucie dystansu oraz dynamiki. Po trzecie i chyba najważniejsze... David Rutter podkreślał wielokrotnie, iż ręczna zmiana sterowanego przez gracza obrońcy nie będzie już wiązała się z jego chwilowym zatrzymaniem. Koniec z utratą tempa biegu piłkarza. Nareszcie!
Piłkarze na boisku przepychają się w fachowy sposób, powiedziałbym nawet, że jest to minimalnie wyższy poziom niż to, co widzieliśmy w PES 11. Są zdecydowanie bardziej agresywni, choć z drugiej strony zbyt często w ich zachowaniu jest zbyt dużo przypadkowości, nieudanych wślizgów i tym podobnych rzeczy. Animacja zawodników bije tę z produkcji Konami na łeb na szyję, wygląd twarzy także. Z drugiej strony, w aspekcie czysto graficznym nowy PES prezentuje się trochę lepiej, co może zszokować niektórych fanów kopanki od EA, która od dokładnie trzech lat była w tym aspekcie produkcją dominującą. Podobnie jak w PES, tak i nowa FIFA wybacza ostro grającym zawodnikom niektóre faule, ale co do tego zdążyliśmy się już przyzwyczaić na przestrzeni lat spędzonych z serią.
Wiem, zabrzmi to jak tani slogan mający na celu podbicie popularności wpisu, ale tegoroczna batalia pomiędzy nowymi odsłonami serii FIFA oraz Pro Evolution Soccer zapowiada się na najbardziej zaciętą wojnę na przestrzeni kilku ostatnich lat. Główna w tym zasługa producentów z Japonii, którzy w wielu elementach postanowili upodobnić swój tytuł do produkcji Electronic Arts i wreszcie stanęli na wysokości deweloperskiego zadania. Prawda jest jednak taka, że czy kupicie jedną, czy drugą kopankę, tak czy siak bawić będziecie się wyśmienicie. Na korzyść FIFY, jak co roku zresztą, przemawia obecność licencji na najważniejsze rozgrywki turniejowe, nazwiska większości zawodników oraz obecność polskiej Ekstraklasy. [Pyszny, Kolonia]
PS: Poniższy film wideo pochodzi z nieukończonej, prezentowanej na halach targowych wersji gry.