Druga NeRKa, platformowa

Gry
2332V
Druga NeRKa, platformowa
redakcja | 20.03.2011, 12:16

Wiosna coraz bliżej, słońce próbuje oderwać nas od konsol i komputerów. Mamy nadzieję, że mimo to znajdziecie chwilę, żeby zerknąć na dzisiejszy wybór starych gier. Tematem przewodnim drugiego wydania Nowego Retro Kącika są platformówki, każda na swój sposób wyjątkowa, natomiast wszystkie warte poznania lub przypomnienia. Do lektury więc!

Wiosna coraz bliżej, słońce próbuje oderwać nas od konsol i komputerów. Mamy nadzieję, że mimo to znajdziecie chwilę, żeby zerknąć na dzisiejszy wybór starych gier. Tematem przewodnim drugiego wydania Nowego Retro Kącika są platformówki, każda na swój sposób wyjątkowa, natomiast wszystkie warte poznania lub przypomnienia. Do lektury więc!xxxxx

Dalsza część tekstu pod wideo

 



Flashback

 

Na początku najważniejsza informacja - ten tytuł to jedna z naszych ulubionych gier, do których wracamy regularnie, więc jeśli po lekturze odniesiecie wrażenie, że to najwspanialsza pozycja wszechczasów... my za to swoich kończyn, górnych czy dolnych, nie damy (a głowy to tym bardziej). Z drugiej strony produkcja Delphine Software wciąż dzierży rekord Guinnessa dla najlepiej sprzedającej się francuskiej gry, a wiadomo, że "miliony much nie może się mylić". O co więc biega? Dosłownie o bieganie, bo lądujemy w dżungli niejakim Conradem (którego historię opowiada nam całkiem znośna, jak na 1992 rok trójwymiarowa animacja) i naszym pierwszym zadaniem jest się z tej formacji robaczo-drzewnej, za pomocą sprintów, toczeń i wyskoków, wydostać. Mechanika gry przypomina Prince of Persia czy Another World (za którego kontynuację czesto jest, niesłusznie zresztą, uważana) - nasz bohater, choć uzbrojony w gun z nielimitowaną liczbą amunicji i zakapiorską skórzaną kurteczkę furkoczącą przy sprincie, jest tylko człowiekiem. Salta podczas skoku a'la Contra czy dwudziestometrowe susy z siadu skrzyżnego to nie ten adres - przed hycnięciem przez rozpadlinę musimy się rozpędzić, upadek z dużej wysokości jest równoznaczny randce z kościstą, na czarno odzianą panną z pustymi oczodołami...Do tego dorzućcie spory wachlarz ruchów, dużą liczbę przedmiotów, niektóre potrzebne jednorazowo, do pchnięcia akcji dalej, inne pomagające nam do końca gry i robi się już ciekawiej. Poza tym przyznacie, że możliwość roztoczenia przed sobą tarczy energetycznej wyłapującej strzały (potrzebny jest dobry timing, bo efekt trwa około sekundy) czy teleportera, otwierającego nowe możliwości taktyczne w walce i łagodzącego cierpienia spowodowane backtrackingiem to naprawdę fajne patenty. Kontynuacja Flesza, zwana Fade to Black to z kolei jedna z pierwszych gier TPP, toporna, zwłaszcza z dzisiejszej perspektywy, ale mimo to warta poznania. Trzecia część sagi o Conradzie (Flashback Legends) miała się ukazać na GBA, ale niestety, plajta Delphine Software spowodowała, że nigdy nie było nam dane w nią zagrać. Uchowały się jakieś skrawki, zainteresowanych odsyłamy do Szmuglera z lipca 2009, gdzie było o FL nieco więcej (dla marud, którzy będą narzekać, że zmuszamy ich do kupowania archiwaliów filmik z YT poniżej). Jeśli chcecie natomiast spróbować rozgrywki - Flashback wyszedł na większości liczących się wówczas platform (dlatego sprzedało się rekordowo wiele kopii) - od SNESa, przez Mega Drive'a CD po 3DO i Jaguara, więc jeśli posiadacie jeszcze któregoś z tych kochanych rzęchów to I-bej czy inne Allegro może uczynić Was bardzo szczęśliwymi. Jeśli nie - zostaje Wam PC-towa wersja na DosBOXie (gra ma status abandonware) albo wersja na iPhone'a, której niestety brakuje magii pozostałych wersji. Aż dziw (i smutek), że nikt nie zrobił jeszcze wersji na Wirtualną/XLA/PSN.

 


 

 

 

 


Little Big Adventure

 

 

Gatunek platformówek zawdzięcza Delphine Software (a właściwie jednemu z ich studiów, Adeline Software konkretnie) jeszcze jedną świetną produkcję, ponownie z dużą ilością odkrywczych rozwiązań i wspaniałą (jak na tamte czasy) grafiką. Mowa mianowicie o Little Big Adventure, tytule dziejącym się na planecie Twinsun. Ten dziwaczny świat zamieszkują humanoidy o fantazyjnych fryzurach (wygolona większość czaszki i kitka na czubku), dwunożne minisłonie i kroczące hybrydy szczurów i kangurów, wszyscy oni zaś żyją w blasku/cieniu bliźniaczych słońc. Naszym awatarem zostaje quetch (humanoid) Twinsen, który trafia do paki za sprawą proroczego snu, w którym widzi upadek dyktatora Twinsun, niejakiego Doktora Funfrocka. Protagonista dzieli się wizją z jakimś kapusiem i już po chwili grzeje cele w przytulnym szpitalo-pierdlu doktorka. Oczywiście naszym zadaniem jest wyrwać go z niewoli, a następnie wypędzić mroczne i medyczne Nemezis i jego armię klonów tam skąd przybyli (Funfrock jest kosmitą). Akcję obserwujemy z widoku izometrycznego, przy czym wszystkie postacie i większość pojazdów w grze to, mimo premiery LBA w 1994, polygonowe obiekty, które dzięki kreskówkowemu stylowi grafiki nie rażą specjalnie nawet dziś. Aby Twin miał szansę własnołapnie popędzić wszystkich oprawców, autorzy wyposażyli go w cztery różne tryby zachowania. W "normalnym" jesteśmy w stanie rozmawiać  z napotkanymi postaciami i manipulować otoczeniem (gra ma całkiem sporo elementów przygodówki), "atletyczny/sportowy" pozwala biegać i skakać co przydaje się w sekcjach platformowych, "agresywny" służy do walki wręcz, a "dyskretny" do przekradania się obok przeciwników celem uniknięcia walki czy też łatwiejszego dziabnięcia ich w ucho. Tryby zachowania mają też wpływ na główną broń dystansową (będącą także narzędziem wykorzystywanym przy rozwiązywaniu zagadek), gumową piłkę, która np. ciśnięta przez "wściekłego" Twinsena leci szybko po linii prostej, a przez "cichociemnego" frunie po łuku, odbijając się przy tym od pobliskich obiektów. Poza tym w grze mamy śladowe elementy RPG-owe, możemy podjąć się kilku nieobowiązkowych questów czy za uciułane grosze przedłużyć pasek zdrowia albo dokupić kolejne pudełko na koniczynkę (pełniącą funkcję "życia"). Całkiem sporo jak na jedną produkcję, czyż nie? W dodatku fabuła okraszona jest wstawkami filmowymi, a dialogi czytane, co dodatkowo pomaga wczuć się w radosny i troche psychodeliczny klimat Twinsun. Gra była wystarczająco popularna, żeby doczekać się równie dobrego sequela, jednak po wydaniu drugiej części Francuzi z Adeline wpadli w kłopoty finansowe i ostatecznie studio upadło, przez co trzecia część przygód Twinsena nigdy nie wylądowała na naszych blaszakach. Tak, tak, o ile pierwsza część została skonwertowana na PSX-a, to "dwójka" była PC-towym exclusivem, podobnie miało być z "trójką". Gra cieszyła się sporą popularnością, więc dorwanie jej na jakiejś aukcji nie powinno być trudne, ale to kolejna pozycja, która aż prosi się o remake albo choć reedycję.

 

 

 


Lost Vikings

 

 

A teraz o uwagę prosimy wszystkich fanów Trine, względnie hardkorowych fanbojów Blizzarda. W 1992 światło dzienne ujrzało Lost Vikings, platformówka niebieskiego B (wówczas tytułującego się awangardowo Silicon & Synapse). Zadaniem gracza było uratowanie trzech wikingów, porwanych ze swojej rodzinnej wioski przez najpaskudniejszego z pomidorów, Tomatora, aktualnie pełniącego funkcję władcy imperium Crouton (Grzankowego/Grzankańskiego?), marzącego o stworzeniu zoo posiadającego na stanie wszystkie gatunki wszechświata. Poczciwi wikingowie trzej niespecjalnie mają ochotę reprezentować ludzi w folwarku Pomidorowego, dają więc dyla/nogę, a my mamy okazję do podziwiania ich odysei ciągnącej się przez kilkadziesiąt plansz i kilka różnych światów, a mającej swój finał w rodzinnej wiosce brodatych chłopaków. Oczywiście, skoro dano nam do dyspozycji całą trójkę jednocześnie, grabieżcy muszą się czymś od siebie różnić. I tak, krwawobrody Erik to "szybkostopy" drużyny, posiadł zdolność skoku (serio serio!) i ma na tyle mały rozumek, że godzi się na szaleńcze szarże zakończone zderzeniem hełmu ze ścianą, co czasem odblokowuje nowe przejścia (kiedy indziej przyprawia Erika o ostry ból głowy). Baleog to "kilah" zespołu, służy do likwidowania pałętających się po poziomach zagrożeń zarówno w zwarciu, jak i na odległość, czasem wykorzystując swój łuk w celu bardziej pokojowym, do pstryknięcia jakiegoś przełącznika albo tryknięcia napotkanej, a położonej w niedostępnym miejscu, wajchy. Do kompletu dostajemy też tanka Olafa, dzierżącego nieprzebijalną tarczę, która dodatkowo może spełniać funkcje lotni. Do tego dodajcie mnóstwo zmyślnych gadżetów porozstawianych na planszach celem wspomożenia / utrudnienia naszej misji i macie względnie wierny obraz tej gry, połączenia platformówki i gry logicznej. Wykreowany przez Zamieciowych świat łatwo polubić, trzej uciekinierzy nie posiadają może specjalnie rozwiniętych mózgów, ale poczucia humoru odmówić im nie można, a teksty jakimi raczą nas na początku i na koniec każdego etapu mogą doprowadzić do spazmów przepony. Tak bogaty świat aż się prosił o kontynuację, więc w 1994 roku wypuszczono sequel. Opowiada on o dalszych losach wikingów, którzy ponownie dostają się w łapy (miąższ?) Tomatora, tym razem chcącego zarobić na bitnych chłopakach poprzez wystawianie ich do walk na arenie. Skandynawowie ponownie nawiewają, zdobni w nowe, metalowe ciuchy (będące de facto częściami robota-strażnika, dumy pomidorowego monarchy), który daje im "cyber-look" i nowe umiejętności. Gnając do domu poprzez czas i przestrzeń napotkają przyjaznego wilkołaka i smoka, w których również będziemy mogli się wcielić. W skrócie - to więcej tego samego, nadal jest śmiesznie i "letko" intelektualnie. Chętni do zabawy w grabienie i plądrowanie imperium Tomatora mają do wyboru szereg platform - Jedynka wyszła chociażby na SNESa, Mega Drive'a i GBA (ta ostatnia wersja stosunkowo najłatwiejsza do zdobycia), Dwójka nawiedziła SNES-a, PSX i Saturna, obydwie części są dostępne równierz na PC. Biorąc pod uwagę popularność Zagubionych (wikingów) u swoich tatuśków (Blizzard wtyka ich podobizny do większości swoich gier - znajdziemy ich od Blackthorne'a, przez Warcrafty, aż po WoWa), może kiedyś dane nam będzie poznać kolejne przygody Erika, Baleoga i Olafa - czekamy na to!

 

 

Na dziś wystarczy, bo Wam słoneczko całkowicie zajdzie i będziecie mogli zwalać brak formy i piwne brzuchy na PPE, a tak wciąż zdążycie spalić pare garści kalorii i wypocic kilka kwart płynów ustrojowych. Za tydzień pogwarzymy sobie o RPG-ach z lat 90., w różnych odmianach i smakach, więc pamiętajcie, żeby zaostrzyć miecze i odkurzyć grimuary. Adieu!
 

Źródło: własne

Komentarze (7)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper