Jak sprzedać bubel w Japonii za ciężką kasę?
Japończycy, oprócz gier genialnych, tworzą potężne stężenie popierdółkowatych tytułów. O tym wie każdy konsolowiec. Wszystko jest zrozumiałe, kiedy niskobudżetowe projekty kosztują małe pieniądze i wychodzą na pecety. Gorzej jak rzecz ma nosić cenę ponad 200 zł i zasilić current-genową bibliotekę.
Japończycy, oprócz gier genialnych, tworzą potężne stężenie popierdółkowatych tytułów. O tym wie każdy konsolowiec. Wszystko jest zrozumiałe, kiedy niskobudżetowe projekty kosztują małe pieniądze i wychodzą na pecety. Gorzej jak rzecz ma nosić cenę ponad 200 zł i zasilić current-genową bibliotekę.
Taką sytuację mamy ze Strike Witches na Xboksa 360. Premiera tej scrollowanej strzelaniny w stylu R-Type'a odbędzie się 29 czerwca bieżącego roku w Japonii. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby te "Wiedźmy" inspirowane serialem anime, oferowały ładną grafikę czy ciekawy gameplay. Z najnowszego filmu pokazującego gameplay Strike Witches można wyciągnąć dość pesymistyczne wnioski: szykuje się kiszka sezonu. Tylko dlaczego, za ten tytuł godny co najwyżej umieszczenia na Xbox Live (dałbym góra 800 MSP), będzie trzeba wyłożyć w japońskich sklepach równowartość (w przeliczeniu) ponad 200 zł?! Za edycję kolekcjonerską, z malutką figurką jednej z bohaterek, japońskim otaku przyjdzie wykartkować ekwiwalent 400 zł.
Nie myślcie, że japońscy gracze nie są zszokowani tą poprzeczką cenową. Na forach potomków samurajów zawrzało od głosów oburzenia. Wbrew pozorom Japończycy są dosyć wybredni. Wróżę więc temu tytułowi zakończenie żywota w koszach z przecenami po 1000 jenów (35 zł) w dwa tygodnie po premierze...