Oto nasze redakcyjne wrażenia z pełnej wersji Destiny
Nie dane mi było cieszyć się nową grą Bungie od dnia jej premiery, jednak po drobnym poślizgu i ja zaopatrzyłem się w swoją kopię, mogąc eksplorować Układ Słoneczny w pełnej jego krasie. Po parunastu godzinach z pełną wersją gry, jestem gotowy na pierwsze wrażenia, które poznacie poniżej. Ostrzegam przed subiektywną formą tekstu.
Nie ma się co oszukiwać – Destiny to gra mocno specyficzna i jeśli ktoś miał dostęp do Alfy lub Bety i nie zdążył jej pokochać, to pełna wersja raczej tego nie ułatwi. Dla niektórych jest to kolejne Halo, które tym razem wyjdzie również na PlayStation 3 i PlayStation 4, jednak jest to zbytnie uproszczenie i mówię to z perspektywy osoby, która w Halo grała z obowiązku, nudząc się jak jasna cholera. Taki już jestem – muszę ogrywać wszystko, na każdej platformie, bo wierzę, że właśnie wtedy będę w stanie dostrzec plusy i minusy konsol oraz produkcji, które na nie wychodzą. Dlatego z pewną obawą odpalałem pierwszy raz Destiny, będąc zwodzonym zdaniem innych graczy, którzy próbowali mi obrzydzić start sypiąc jak z rękawa porównaniami do Halo. Na szczęście gra nie jest kolejnym klonem przygód Master Chiefa, za co jej chwała. Zapewne dobrze znacie moje podejście do Destiny – Alfę i Betę przechodziłem wzdłuż i wszerz parokrotnie, co krok odkrywając nowe lokacje, zaułki i schowane skrzynie z przedmiotami. Pełna wersja nie różni się prawie niczym pod względem mechaniki, więc jeśli nie podeszła Wam rozgrywka w testach, tutaj nie ma się co czarować – lepiej nie będzie.
Owszem jest wyższy limit poziomu, bowiem możemy ich wbić aż 20, a później jeszcze dołożyć kolejne 6 odnajdując odpowiednie przedmioty, jednak jak na grę, która ma nas bawić przez parę lat bardzo słabe rozwiązanie. Bungie obiecuje, że prawdziwa gra zaczyna się dopiero na 20 poziomie, bo wtedy właśnie możemy założyć legendarne przedmioty, brać udział w najcięższych misjach i poczuć radość z wypadu 6-osobową ekipą na Raid, jednak widać tutaj sporo miejsca na DLC, za które trzeba będzie zapłacić. Niemalże pewnym jest, że limit poziomów zostanie zwiększony, bo przy obecnym stanie wbicie maksymalnego pułapu to kwestia góra 20 godzin, a wyjadacze pewnie zejdą jeszcze parę godzinek niżej. Później zaczyna się pogoń za jak najlepszym sprzętem i bezkresne godziny w PvP, które nie każdego mogą zadowolić. Nie ma co ukrywać, sama kampania w Destiny to zaledwie dodatek do co-opowych misji w których misją jest ubicie posiadającego miliony HP bossa lub walki przeciwko żywym konkurentom – Bungie już w przypadku Halo pokazało, że mocny tryb multi zawsze będzie u nich na pierwszym miejscu i nie inaczej jest w przypadku ich najnowszej produkcji. Jako, że w testach najlepiej grało mi się Hunterem, tutaj także obrałem tę ścieżkę i muszę powiedzieć, że zanim doszedłem do 20 poziomu doświadczenia, odblokowane umiejętności nie wprowadzają zbytniego urozmaicenia do systemu rozgrywki, czym nieco się zawiodłem. Od 15 poziomu możliwe jest wybranie drugiej podklasy postaci, co w przypadku Łowcy pozwala chwycić za miecz - jeśli ktoś chce wywijać ostrym jak brzytwa ostrzem - proszę bardzo. Gra się w ten sposób bardzo intuicyjnie, a widok z perspektywy trzeciej osoby znacząco ułatwia ewentualne celowanie. Tytuł zyskuje wtedy zupełnie inne oblicze i na razie mogę się jedynie domyślać jak wygląda to w przypadku innych klas, które dobijając do 15 poziomu doświadczenia zdecydują się na zmianę ścieżki rozwoju.
Zanim jednak przejdę do PvP, warto powiedzieć coś więcej o samej kampanii i miejscówkach jakie znajdziemy w grze. Twórcy obiecywali cały Układ Słoneczny, jednak coś w ich rozumowaniu poszło chyba nie tak, bowiem do dyspozycji mamy Ziemię, Marsa, Wenus i Księżyc. Resztę map pewnie zwiedzimy w DLC, jednak podobnie jak w ze Starą Rosją w Alfie i Becie, reszta planet to tylko wycinek całej powierzchni. Nie obawiajcie się, akurat Ziemia wydaje mi się najmniejszym z dostępnych rejonów, bowiem po wejściu na Wenus lub Marsa i przejechaniu Sparrowem dobrych paru minut końca mapy nie widać. Dodajmy do tego wszelkiej maści jaskinie, podziemne przejścia, ukryte korytarze i świątynie w których aż roi się od przeciwników i już wiem, że pewnie nie zobaczę sporych połaci terenów, bo najzwyczajniej w świecie nie będę wiedział o ich istnieniu. Inna sprawa to same widoki, które zapierają dech w piersiach i kolejny już raz każą mi chwalić ekipę artystów Bungie, która z wielką pieczołowitością starała się nie powielać schematów i stworzyła naprawdę wiarygodny świat, który aż zachęca do eksploracji. Dodajmy do tego świetną muzykę, która dobrze podkreśla tempo rozgrywki i możemy śmiało zanurzać się w przemierzaniu kolejnych lokacji nie patrząc na zegarek. Szczególnie w ucho wpadają te utwory, które przygrywają podczas większych bitew, zagrzewając całą drużynę do zaciętej walki z Upadłymi lub Vexami. Przede mną jeszcze sporo trybów gry i czasami zastanawiam się, czy zdążę dobrze poznać wszystkie lokacje, na szczęście misje z patrolem pozwolą mi zwiedzić je w bardziej skrupulatny sposób. Na razie gram na luzie, skupiając się wyłącznie na kampanii dla pojedynczego gracza, mając na uwadze, że tryb multi to zupełnie inna para kaloszy, którą prędzej czy później będę musiał założyć. Tutaj chciałbym pozdrowić parę osób z naszej strony, które nie bojąc się stanąć ramię w ramię z redaktorem, przemierzali bezkresne tereny Marsa i Wenus strzelając i wskrzeszając podczas wielu misji fabularnych i Strike’ów, których nie przeszedłbym bez ich pomocy.
Po parunastu godzinach z grą nie wszedłem jeszcze do trybów PvP z jednej prostej przyczyny – chcę przejść kampanię każdą postacią, poznać ich najlepsze umiejętności, słabe i mocne strony, poczuć jak to jest być prawdziwym łowcą, tytanem lub czarnoksiężnikiem i maksymalnie przygotować się na starcia na śmierć i życie, kiedy przeciwnikiem nie będą bezmyślne roboty sterowane przez sztuczną inteligencję, ale myślące istoty, które trzeba przechytrzyć, by zwyciężyć. Prawda jest jedna – by zrecenzować Destiny, wypadałoby spędzić w grze co najmniej 100 godzin próbując wszystkich trybów, ogrywając każdą postać i kładąc łapki na najlepszym sprzęcie w grze, więc proszę o wyrozumiałość w terminie pojawienia się recenzji, ale nie czułbym się dobrze, pisząc tekst i wystawiając ocenę, mając na uwadze, że nie sprawdziłem dokładnie każdej z dostępnych opcji rozgrywki.
Interesuje Cię ten tytuł? Sprawdź nasz poradnik do Destiny.