Pierwszy kwartał 2021 to trochę bieda dla graczy. No chyba, że macie Switcha
Rok 2021 jeśli chodzi o premiery dużych hitów AAA w pierwszych 3 miesiącach będzie biedny. Zwłaszcza jeśli porównamy go z analogicznymi okresami z czterech poprzednich lat.
Osobiście pamiętam czasy, gdy początek roku i wiosny nie były uważane za dobre terminy do debiutu dużych gier AAA. Można wręcz powiedzieć, że był to okres ogórkowy, w którym przede wszystkim nadrabialiśmy zaległości growe. Z czasem jednak coraz większa liczba uznanych producentów gier decydowała się skorzystać z tego okienka wydawniczego, a dobre wyniki sprzedaży w okresie, gdzie konkurencja była mniejsza niż późną wiosną i gorącą jesienią, zachęcały kolejnych twórców do takich działań.
Czas dobrobytu
Przeanalizowałem ostatnie cztery lata pod kątem głośnych premier w pierwszych trzech miesiącach danego roku i okazało się, że 2021 wygląda pod tym względem naprawdę biednie. No chyba, że posiadacie Switcha i lubicie produkcje o japońskim rodowodzie, to wówczas jesteście w domu. Ale o tym za chwilę. Przenieśmy się na początek do stycznia 2017 roku. To czasy, w których 3DS jeszcze nie był zapomnianym systemem, więc osobiście wspominam ten okres z ostrego ciorania w Dragon Quest VIII: Journey of the Cursed King w handheldowej wersji. Ale w tym samym miesiącu premiery miała przecież niezwykle chwalona, anglojęzyczna wersja Yakuza 0, niezła Tales of Berseria i kolejny exclusive na PS4 - Gravity Rush 2. Prawdziwą styczniową bombą okazało się jednak Resident Evil 7: Biohazard, a był to też pierwszy styczeń w historii, w którym w magazynie drukowanym PSX Extreme dostaliśmy dwie okładkowe propozycje – Gravity Rush i Resident Evil właśnie.
W lutym było jeszcze lepiej zwłaszcza jeśli było się szczęśliwym posiadaczem PS4. Pierwszy Nioh okazał się znakomitą produkcją czerpiącą bardzo dużo z serii Souls, za to Horizon Zero Dawn to jeden z największych blockbusterów Sony ostatnich lat, który dał życie zupełnie nowej marce zrodzonej w głowach ojców Killzone’a. Na rynek trafiły też gry nieco mniejszego kalibru jak Sniper Elite 4, For Honor, Halo Wars 2 czy Torment: Tides of Numenera (pamięta jeszcze ktoś jak zabugowana to była produkcja na premierę?), ale nie ulega wątpliwości, że było w co grać. A kolejna fala hitów z najwyższej półki przyszła w marcu, miesiącu, który równie dobrze mógłby być listopadem. To wówczas zadebiutowały dwie produkcje, które wymieniane są za jedne z najlepszych na poprzedniej generacji - The Legend of Zelda: Breath of the Wild i Nier: Automata. Już tylko te dwa tytułu to lekką ręką wiele godzin zabawy na najwyższym poziomie, a przecież marzec nie oszczędzał naszych portfeli, bo na rynek trafiły też Tom Clancy's Ghost Recon Wildlands i Mass Effect: Andromeda. Osobiście dorzucę do tego zestawienia I Am Setsuna od Square Enix i port Zero Escape: The Nonary Games na PS4, w którym wbiłem platynę. Tak, to był naprawdę piękny początek roku.
Przystawka z japońszczyzny
Przenosimy się do stycznia 2018 roku, który serwuje nam solidną porcję japońszczyzny w najlepszym wydaniu i jedną z najlepiej sprzedających się gier ostatnich lat - Monster Hunter: World. Mnie porwała jednak inna gra, w której dostałem łomot na turnieju organizowanym przez Cenegę. W sumie eventy w styczniu nigdy nie były stałym elementem naszego lokalnego krajobrazu, ale debiutowało w końcu Dragon Ball FighterZ, rewelacyjnie wyglądająca bijatyka oparta na marce tak bliskiej wielu osobom wychowanym w latach 90. Styczeń to w ogóle był czas bijatyk, bo debiutowały też przecież Street Fighter V Arcade Edition i Dissidia Final Fantasy NT. Dzięki The Inpatient nie kurzyło się moje PS VR, przyzwoite Lost Sphear przypomniało mi dlaczego tak lubię jRPG, a Celeste (choć nie był to tytuł AAA) stało się potem jednym z najlepszych indyków 2018 roku.
W lutym również nie mogliśmy się nudzić. Znakomity remake Shadow of the Colossus, obijanie mordek w EA Sports UFC 3, przebijanie się przez zabugowany, ale skierowany w stronę realizmu Kingdom Come: Deliverance, śmiganie za kierownicą w Gravel czy opłakiwanie Metal Gear Survive również pamiętam jak dziś. Tak, nowy Metal Gear był produkcją co najwyżej przeciętną, ale jednak budził ogromne zainteresowanie fanów. W końcu co marka, to marka. A jako posiadacz PS VR odpaliłem też z przyjemnością urocze Moss. W marcu 2018 roku królowały początkowo remastery (Assassin's Creed Rogue, Burnout Paradise), ale swoje premiery miały też trzy produkcje AAA, na promocję których wydano sporo zielonych (w PSX Extreme ponownie mieliśmy okładkowy kłopot) - Sea of Thieves, Far Cry 5 i Ni no Kuni II: Revenant Kingdom. To w tym miesiącu zadebiutowała też gra „tego pijanego gościa z The Game Award, co pokazywał fucka” – kooperacyjne A Way Out. Do kolekcji trafiła też kolejna część przygód Kirby’ego o podtytule Star Allies na Switcha.
Zabójca świnek
Początek 2019 ponownie nie brał jeńców i nawet się z tym nie krył. New Super Mario Bros. U Deluxe, remaster Onimusha: Warlords, Ace Combat 7: Skies Unknown i Travis Strikes Again: No More Heroes to tylko styczniowe przystawki do dwóch produkcji, które z miejsca wskoczyły na szczyty list sprzedażowych. Mowa o remake’u Resident Evil 2 (zauważcie - kolejna odsłona Residenta debiutująca w styczniu) oraz wyczekiwane ponad 6 wówczas lat Kingdom Hearts III. Dla mnie – piękny styczeń. Luty na papierze również wyglądał bardzo mocno, ale nie nasza wina, że deweloperzy Far Cry New Dawn, Crackdown 3 i Anthem nie dowieźli wszystkich obietnic.
Zapić żale mogliśmy grając w Dirt Rally 2.0, Metro Exodus (choć niektórzy twierdzą, że „twórcy” tutaj również nie dowieźli) i Trials Rising, a prawdziwą bombą i niespodzianką okazało się dla fanów gier battleroyale Apex Legends, które na jakiś czas zbiło z panteonu nawet PUBG-a. Nie byłbym sobą, gdyby nie wspomniał o japońskich dziwadłach pokroju God Eater 3 i Jump Force, ale to tylko dlatego, że już marcu odpakowałem kolekcjonerkę kolejnej produkcji mistrzów z From Software i byłem zachwycony tym w jakim stylu po raz piąty zapłakał diabeł. Marzec nosił bowiem dla mnie dwa imiona - Devil May Cry 5 i Sekiro: Shadows Die Twice. Oczywiście nie każdy podzielał moje zdanie, bo przecież Wojtek zagrywał się w tym czasie w debiutujące Tom Clancy's The Division 2, w redakcji sprawdzaliśmy czy fizyka piersi faktycznie odeszła do lamusa w Dead or Alive 6, a jak ktoś nie miał co zrobić ze Switchem to odpalał świeżutkie Yoshi's Crafted World. Zdecydowanie jeden z najlepszych początków roku ostatnich lat.
Czas pandemii
Rok 2020 mimo wybuchu pandemii okazał się dla branży gier bardzo owocny, choć część twórców ze względu na ciężką sytuację na świecie tudzież chęć dopieszczenia produkcji przesuwała swoje premiery. I jak zapewne pamiętacie - The Last of Us 2 miało zadebiutować pierwotnie pod koniec lutego. Nie da się ukryć, że początek roku nie był tak mocny jak w trzech poprzednich latach, ale mimo wszystko w remasterach Yakuzy, Dragon Ball Z: Kakarot i konsolowej wersji Pillars of Eternity II: Deadfire trochę czasu w styczniu spędziłem. A w okresie luty-marzec znowu obrodziło w hity, które często zbierały maksymalne noty i walczyły o tytuły gry 2020 roku. Ori and the Will of the Wisps, Animal Crossing: New Horizons, Half-Life: Alyx, Nioh 2 i Doom Eternal zdecydowanie umilały nam okres narastającej na świecie paniki i kolejnych lockdownów. O Dreams i Call of Duty: Warzone już nie wspominam, bo to jednak tytuły nie tak udane jak te powyżej. Jak widzicie ostatnie cztery lata trochę nas rozpieściły. Branża nieco wystrzelała się z hitów, więc nie dziwi fakt, że teraz mamy lekki przestój.
I choć premiery nowych konsol za nami, w pierwszym kwartale 2021 roku wielkich zapowiedzi na PS5 I XSX na razie próżno. Nie tylko tytułów ekskluzywnych, ale również produkcji największego kalibru od deweloperów third-party. Na nowe systemy dostajemy więc głównie podrasowane wersje starych gier jak Nioh 2, Control Ultimate Edition, Samurai Shodown czy Yakuza: Like a Dragon. Prince of Persia: Piaski Czasu Remake nie wygląda zbyt okazale, przynajmniej na razie, a Disco Elysium: Final Cut planowane na marzec to gra doskonale znana z pecetów. Czym więc postraszyć może 1 kwartał 2021 roku? Debiutującym właśnie Hitmanem 3 oraz polskim The Medium, które w tej sytuacji uchodzi za jednego z większych killerów początku roku, co może dobrze wróżyć sprzedaży. Swoich fanów znajdzie zapewne druga odsłona Little Nightmare czy kooperacyjne It Takes Two (tak, to od tego pana, co krzyczy „fuck Oscars”). I nawet Sony, które potrafiło zaskoczyć czymś grubym na początek roku póki co promuje przede wszystkim Destruction Allstars (sieciowa młócka, raczej przeciętniak) oraz Returnal (tutaj może być lepiej, ale gra twórców Resogun nie będzie tytułem kalibru Horizon Zero Dawn czy God of War).
Switch na ratunek
Narzekałem pod koniec roku na Nintendo, że Switch praktycznie nie podjął żadnej walki z next-genami Sony i Microsoftu oddając im jesienią pole, ale za to początek roku szykuje się zacnie. Monster Hunter Rise sprzeda zapewne kolejne miliony Switchów i umocni i tak już silną markę Capcomu. Fani gatunku jRPG od miesięcy wypatrują Bravely Default II i jestem pewien, że będzie to tytuł ponadprzeciętny. Doczekamy się też anglojęzycznego wydania Persona 5 Strikers (choć tutaj trzeba oddać, że gra zawita też na PS4) oraz kolejnego odgrzewanego, ale jakże smakowitego kotleta w postaci Super Mario 3D World + Bowser’s Fury. Ghosts 'n Goblins Resurrection, czyli odresturowana wersja klasyka Capcomu na Switcha wydaje się tu już tylko wisienką na torcie, a przecież już w kwietniu czeka nas też premiera nowego Pokemon Snap.
Osobiście nie wierzę, że żadna z dużych firm nie wykorzysta pierwszego kwartału by spieniężyć grową posuchę wypuszczając swój hit. Jeśli miałbym obstawiać to pewnie strzelałbym w kierunku takich gier jak Far Cry 6, Resident Evil Village lub Ratchet & Clank: Rift Apart. Bo przecież nie w Gran Turismo 7. O nim pogadamy za rok w kontekście premiery w kolejnym roku. Pozostaje więc nadrabiać zaległości i szykować konsole na drugą połowę roku, kiedy ofensywa firm będzie już konkretna.
Przeczytaj również
Komentarze (114)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych