WandaVision (2021) – recenzja pierwszych 3 odcinków serialu [Disney]. Miodowe Lata?
Świeżo upieczone małżeństwo, Wanda Maximoff i Vision wprowadzają się do bardzo typowej, niewielkiej mieściny gdzieś w Stanach Zjednoczonych lat 50. Marzy im się normalne życie - praca, dom, dzieci, żadnych nadprzyrodzonych sytuacji. Jeśli oglądałeś ostatnie dwie części Avengers to wiesz, jak dziwnie to brzmi.
Czwarta faza Marvela zaczyna się tak oryginalnie, jak to tylko możliwe. Zupełnie jakby Kevin Feige usłyszał marudzenie malkontentów twierdzących, że wszystkie produkcje Marvela są takie same i postanowił krzyknąć "sprawdzam!". Muszę przyznać, że szanuję twórców "WandaaVision" za odwagę. Ten serial to kompletnie odjechany eksperyment, który nie każdemu musi się spodobać.
Sitcom w stylu starusieńkich "Honeymooners" (pierwowzór naszych "Miodowych Lat"), albo "Bewitched", stylizowany na lata 50., może 60., z całym dobrodziejstwem inwentarza – bardzo podstawowymi efektami specjalnymi, malowanymi tłami, suchymi dowcipami z brodą sięgającą do podłogi, widownią śmiejącą się na zawołanie z offu. Od początku zdajemy sobie sprawę, że coś tu mocno nie gra i prędzej, czy później pewnie dowiemy się co dokładnie, ale na razie jest to w 90% zwykły sitcom. Jak więc go ocenić? Przez pryzmat pozostałych produkcji studia, czy jako samodzielną komedię? Będzie ciężko...
WandaVision (2021) – recenzja pierwszych 3 odcinków serialu [Disney]. Z wierzchu
Serial otwiera tytułowa piosenka, która opowiada nam o tym jak to nowożeńcy Wanda i Vision wprowadzają się do małego miasteczka, aby uciec przed zgiełkiem wielkiego miasta i wieść spokojne, pozbawione przygód życie na przedmieściach. Wanda będzie zajmowała się domem, Vision znajduje pracę w, nie wiem, banku? Biurze rachunkowym? Bardzo zależy im na tym, aby nikt nie dowiedział się o ich niezwykłości, więc Vision przed wyjściem z domu musi pamiętać aby się zakamuflować, a Wanda stara się w ogóle nie używać swoich mocy. Naturalnie, wścibscy sąsiedzi, upierdliwi szefowie i branie udziału w życiu miasteczka będą im w tym bardzo przeszkadzać, skąd bierze się lwia część humoru serialu. Każdy odcinek to inna stresująca sytuacja, z którą nasz duet musi sobie poradzić – w pilocie szef Visiona przychodzi na obiad, w drugim przygotowują pokaz magii na festyn, w trzecim Wanda zachodzi w ciążę, która posuwa się w tempie 18 miesięcy na godzinę.
Humor z premedytacją pisany jest tak, jakby pochodził z tamtej epoki. Oznacza to, że żarty są tak przestarzałe jak to tylko możliwe, a puentę czuć na kilometr do przodu. Ma to swój urok i przyznaję bez bicia, że śmiałem się prawdopodobnie częściej niż by wypadało, ale nie jest to raczej uniwersalny humor, który każdemu podejdzie tak samo. Wanda przez przypadek uderzająca talerzem o Visiona, odwracanie uwagi gościa, aby nie zobaczył czarów dziejących się w kuchni, pijany Vision robiący czary, bo połknął gumę do żucia i pozaklejały mu się kółka zębate, dom odzwierciedlający aktualny stan Wandy. Nie ma się tu raczej czym zachwycać i gdyby oceniać "WandaVision" jako taki tam sobie zwykły serial komediowy, to raczej szybko zdjęliby go z anteny. Ale przecież wszyscy wiemy, że to nie będzie tylko zwykły sitcom. Pamiętamy w jakim stanie zostawiliśmy naszych głównych bohaterów w ostatnim filmie. W jakich czasach. Już od pierwszego odcinka serial wyraźnie komunikuje nam, że to co widzimy to tylko fasada.
WandaVision (2021) – recenzja pierwszych trzech odcinków serialu [Disney]. Pod powierzchnią
W rzeczywistości serial otwiera nie piosenka, a włączenie telewizora. Za pierwszym razem można go nie zauważyć, ale kiedy już na koniec odcinka wyraźnie widzimy, że ktoś ogląda to samo co my na ekranie starego telewizora, staje się to oczywiste. Każdy z trzech wypuszczonych do dzisiaj odcinków zawiera mniej lub bardziej subtelne wskazówki co do prawdziwej natury tego, co oglądamy. A tu nagle zdaje się jakby postać nie mówiła już do osoby z którą rozmawia, a do zupełnie kogoś innego. A to w ogrodzie państwa Vision pojawia się zabawkowy helikopter, o tyle dziwny, że jako jedyny obiekt do tej pory jest normalnie nasycony kolorami. Na koniec drugiego odcinka Wanda dosłownie sprzeciwia się temu co widzi i "cofa taśmę". A już największy przełom następuje w trzecim odcinku... ale nie będę mówił o co dokładnie chodzi.
Tak, czy siak twórcy informują nas od samego początku, że nie oglądamy prawdziwych wydarzeń. Co więc widzimy? Wizję Wandy, która nie potrafi poradzić sobie ze śmiercią ukochanego? Eksperyment przeprowadzany przez S.W.O.R.D.? A może przez Hydrę? Kto jest dobry, a kto zły? Komu można ufać? Sam Kevin Feige podczas prezentowania serialu zdradził prawdziwą tożsamość jednej z postaci, co pomaga w ułożeniu sobie teorii na temat tego co naprawdę się dzieje, ale po mojemu jest to trochę zbyt duży spoiler, zwłaszcza, że po trzech odcinkach tożsamość ta wciąż jest tajemnicą, więc nie będę dzielił się tutaj z wami swoimi przemyśleniami, coby nie psuć nikomu radości z odkrywania tych tajemnic samodzielnie.
"WandaVision" to na razie serial-zagadka. Może okazać się być czarnym koniem Marvela, produkcją która wywróci dotychczasowe spojrzenie na to czym jest kino superbohaterskie do góry nogami, a może okazać się być relatywnie zabawną wydmuszką, nieudanym eksperymentem utwierdzającym wszystkich w przekonaniu, że filmy o superbohaterach powinny być robione na jedno kopyto. Po pierwszych trzech odcinkach jeszcze nie da się stwierdzić, w którą stronę to wszystko pójdzie. Same w sobie nie są to produkcje przesadnie świetne. Na rynku znajdują się dziesiątki zabawniejszych seriali komediowych. Lecz jeśli potraktować je jako obietnicę czegoś nowego, jako wstęp do prawdziwie niebanalnej historii, jeśli skupić się na szukaniu wskazówek, symboliki, nawiązań, okaże się, że ten niby prosty serial wciąga jak bagno, a trzydziestominutowe odcinki (a pierwszy nawet 20 minutowy) kończą się zdecydowanie za szybko.
Naprawdę cieszę się, że nie muszę jeszcze dzisiaj wystawiać żadnej oceny. Wszystko w tym serialu krzyczy: "taniocha!", ale wiem przecież, że jest to celowy zabieg. Do czegoś to zmierza. Tylko do czego? I czy okaże się, że warto było czekać? Przekonamy się już w marcu. Daję im kredyt zaufania - przecież wszyscy chcieliśmy czegoś nowego! No to mamy.
Przeczytaj również
Komentarze (31)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych