Raya i Ostatni Smok (2021) - recenzja filmu [Disney]. Sprzeczne sygnały

Raya i Ostatni Smok (2021) - recenzja filmu [Disney]. Sprzeczne sygnały

Piotrek Kamiński | 07.06.2021, 21:00

Kraina Kumandry rozrywana jest przez zazdrość jej mieszkańców. Wszyscy pragną posiąść Duszę Sisu - magiczny klejnot, strzegący Kumandrę przed złem. Sześć lat temu kamień został rozbity. Zdrada ta pochłonęła życia wielu ludzi, w tym ojca Rayi. Teraz dziewczyna musi odnaleźć Sisu, ostatniego smoka na świecie, i z jego pomocą przywrócić porządek.

Filmy animowane Disneya zawsze robią wrażenie. Jeśli nie jakością opowiadanej historii, to chociaż warstwą audiowizualną. Pięknie zaprojektowane, kolorowe, żwawo animowane postacie i tła niezmiennie oczarowują widzów od przeszło 80 lat. W kwestii fabuły większość ich produkcji ma o tyle ułatwione zadanie, że bazuje na istniejącym materiale i jedynie dostosowuje go do swoich (oraz młodego widza) potrzeb. Wszystkie "Królewny Śnieżki", "Alladyny", czy "Piotrusie Pany" były znanymi i lubianymi historiami na długo przed tym jak Disney przemielił je i uformował w odpowiednio ugrzecznione, zamerykanizowane filmy "dla całej rodziny". Można się wręcz zdziwić, jak bardzo niepodobne do oryginałów potrafią być te ich wersje. Nie żeby przenoszenie niektórych z tych historii jeden do jednego było dobrym pomysłem. "Dzwonnik..." Viktora Hugo za Chiny nie przeszedłby jako produkcja dla dzieci.

Dalsza część tekstu pod wideo

Od czasu do czasu scenarzyści Domu Myszki Miki postanawiają jednak stworzyć coś oryginalnego. Czasami trafią w dychę i stworzą "Ralpha Demolkę", czasami brakuje mocniejszej charakteryzacji i ciekawego pomysłu jak w przypadku "Vaiana i Skarb Oceanu". Jak wyszło w przypadku "Rayi"? Zaskakująco podobnie do tego drugiego przykładu. Chociaż może nie aż tak zaskakująco, biorąc pod uwagę, że reżyser dzisiejszego filmu napisał "Vaianę" oraz pomógł ją wyreżyserować.

Raya i Ostatni Smok (2021) - recenzja filmu [Disney]. Nijaka fabuła

Raya i Ostatni Smok (2021) - recenzja filmu [Disney]. Sprzeczne sygnały

Raya mieszka w Kumandrze, magicznej krainie swoim kształtem przypominającej smoka. Dawniej, kiedy po świecie chodziły jeszcze smoki, Kumandra była jednym, wielkim królestwem. Lecz różnice między poszczególnymi miastami stały się na tyle duże, że ostatecznie kraina podzielona została na obszary nazwane za fragmentami smoczego ciała, które przypominają - Serce, Kręgosłup i tak dalej. Rodzina Rayi od setek lat pilnuje magicznego klejnotu zwanego Duszą Sisu, którego niezwykła moc strzeże Kumandrę przed złem. Zdradziecki atak sąsiadującego miasta-państwa kończy się rozbiciem klejnotu. W tej samej chwili spod ziemi wydostają się złe duchy zwane Druun, które wiele lat wcześniej zostały tam zamknięte przez Sisu, i zaczynają siać spustoszenie wśród mieszkańców Kumandry. Sześć lat później Rayi udaje się odnaleźć Sisu, tytułowego Ostatniego Smoka. Teraz, z jej pomocą, być może uda jej się uratować swojego ojca i raz jeszcze zjednoczyć wszystkie ludy Kumandry.

Fabuła najnowszej produkcji Disneya przypomina swoją konstrukcją grę. Po krótkim levelu tutorialowym przychodzi pora na główny wątek - zbieranie fragmentów Duszy Sisu. Każdy kolejny element znajduje się w innym, mocno charakterystycznym miejscu (pustynia tuż obok śniegu? Czemu nie!), a jego zdobycie pozwala Sisu posiąść nową moc, która przyda się w kolejnym levelu. Takie polowanie na MacGuffiny nie jest złe samo w sobie, lecz połączone z faktem, że pomiędzy zdobywaniem kolejnych kryształów brakuje fabularnego mięsa, sprawia, że "Raya" jest dosyć płytkim filmem. Kolejni członkowie grupy głównej bohaterki są boleśnie jednowymiarowymi, nawet jeśli czasami zabawnymi, bohaterami i w zasadzie tylko sama główna bohaterka ma w fabule na tyle dużo miejsca żeby można było mówić o jakiejś jej wewnętrznej przemianie.

Raya i Ostatni Smok (2021) - recenzja filmu [Disney]. Zaufać, czy lepiej nie?

Raya i Ostatni Smok (2021) - recenzja filmu [Disney]. Sprzeczne sygnały

Tylko, że nawet ta jej przemiana jest szyta nićmi tak grubymi, że można nimi statki cumować. Otóż główna bohaterka musi nauczyć się ufać innym, ponieważ tylko wzajemne zrozumienie i zaufanie pozwolą nam naprawić ten podzielony - tak dosłownie, jak i w przenośni - świat. Ogólnie całkiem elegancki morał, lecz sposób jego podania zupełnie nie trzyma się kupy. Raya wie, że świat pełen jest ludzi, którzy myślą tylko o sobie, a innych sprzedaliby w sekundę nawet za miskę ryżu. Ostatecznie przekonuje się jednak, że aby zmienić świat trzeba najpierw samemu wykonać pierwszy krok. I tak dokładnie się dzieje! Magia tego jednego aktu bezinteresownej pomocy i zaufania odczarowuje setki lat nieszczęść. Tak o. Z tym, że dosłownie wszystko, co do tej pory wydarzyło się w filmie sugeruje, że to ta nieufna postawa jest tą właściwą. Ojciec Rayi zaprosił pozostałe plemiona na uroczystość nadania swojej córce tytułu strażnika kryształu - został zamieniony w kamień, a Dusza Sisu rozbita i skradziona. Raya chciała pomóc małemu dziecku - natychmiast została okradziona. I to właśnie przez to dziecko! Sisu podchodzi pod bramę miasta - wpada w pułapkę. Raya próbuje dogadać się z wrogiem - nie powiem nawet jak to się kończy, lecz możesz być pewien, drogi czytelniku, że zależność z poprzednich przykładów zostaje zachowana. Ta jej nagła ufność pod koniec bierze się znikąd, bo Sisu opowiedziała jej jakiś czas wcześniej, że zaufanie jej braci dało kiedyś siłę jej. I to tyle. Logicznie cała ta historia nie trzyma się kupy.

Na szczęście chociaż obrazki, jak zawsze u Disneya, pomogą dotrwać do napisów końcowych w miarę bezboleśnie. Nie ma co liczyć na wybijającą się ponad standard w tym temacie stylistykę, lecz nie ma też co narzekać. Po prostu trzeba pogodzić się z faktem, że czasy, w których sama kreska pozwalała ponad wszelką wątpliwość stwierdzić z którym dokładnie filmem mamy do czynienia, bezpowrotnie minęły. Aktorzy też spisują się całkiem poprawnie. Kelly Marie Tran (Rose Tico z Gwiezdnych Wojen) wypada całkiem przekonująco w roli nastoletniej wojowniczki. Partnerująca jej Awkwafina ma fenomenalnie irytujący głos, lecz w ustach lekko dziwacznego smoka nie brzmi wcale źle, a Gemma Chan jako Namaari doskonale pasuje na rywalkę głównej bohaterki. Pozostali bohaterowie to niewiele ponad ruchome tło, więc nie ma się co o nich rozpisywać.

"Raya i Ostatni Smok" nie stanie się kolejnym klasykiem, do którego dzieciaki wraz z rodzicami wracać będą jeszcze latami. "Vaianę" ratowała jeszcze chociaż sympatyczna ścieżka dźwiękowa i chwytliwe teksty autorstwa Lin Manuela Mirandy. Tutaj natomiast cały ciężar odpowiedzialności spoczywa na barkach fabuły i postaci, a te są w najlepszym wypadku tylko okej. Jeśli i tak opłacasz Disney plusa, to można niby obejrzeć z ciekawości. Mój syn bawił się nienajgorzej. Lecz gdyby przyszło mi do głowy zapłacić za seans 30 dolarów, które do niedawna platforma kasowała dodatkowo za możliwość obejrzenia "Rayi", byłbym nią srogo zawiedziony.

Atuty

  • Ładna animacja;
  • Kilka niezłych żartów;
  • Ładny morał...

Wady

  • ...ale kiepsko zaprezentowany;
  • Płytka fabuła.

"Raya i Ostatni Smok" to bardzo prosty film. Dla młodego widza może być w porządku, lecz ich rodziców raczej zawiedzie. Niewybaczalne, biorąc pod uwagę dziedzictwo Walta Disneya.

6,0
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper