Małe rzeczy (2021) – recenzja filmu (Warner Bros.). Trudy śledztwa
Kina w Polsce rozkręciły się na dobre. W zasadzie co tydzień na wielki ekran trafia sporo filmów, które mogą pochwalić się zarówno uznanymi twórcami na stołku reżyserskim, jak i znakomitą obsadą. A czasem też nagrodami lub przynajmniej nominacjami do nich. Innymi słowy – jest co oglądać, do tego pogoda sprawia, że człowiek tym chętniej spędza czas w klimatyzowanej sali. Oto recenzja filmu Małe rzeczy (2021) w reżyserii Johna Lee Hancocka.
Joe Deacon pracuje obecnie jako skromny funkcjonariusz na północy Kalifornii. Pewnego dnia zostaje jednak wysłany do Los Angeles, które przed laty opuścił. Tam poznaje nową gwiazdę swojego byłego posterunku, Jima Baxtera, który stara się złapać seryjnego mordercę młodych dziewczyn. Jako że jest to sprawa, którą zajmował się również Deacon, mężczyźni postanawiają połączyć siły.
Małe rzeczy (2021) – recenzja filmu (Warner Bros.). Gra w kotka i myszkę
John Lee Hancock to naprawdę niezły reżyser, do tego mocno wszechstronny, bowiem bierze na warsztat najróżniejsze historie i gatunki. To on nakręcił między innymi Wielki Mike. The Blind Side, Ratując Pana Banksa, McImperium, a niedawno dla Netflixa zrealizował udany western The Highwaymen. Tym razem postanowił zrobić thriller kryminalny.
I wyszło mu to naprawdę dobrze. Historia w zasadzie od samego początku jest wciągająca, jest tu umiejętnie budowane napięcie – chociaż mogłoby być go nieco więcej. Całość można zresztą podzielić na dwie części. Pierwsza poświęcona jest na zbudowanie relacji między Deaconem i Baxterem, wzajemne poznanie metod pracy, jak również szczegółowe śledztwo i ewaluację informacji, które już udało się zgromadzić w jego toku. Druga, gdy pojawia się główny podejrzany, zamienia się w swoistą grę w kotka i myszkę, psychologiczną rozgrywkę między dwoma zdeterminowanymi detektywami oraz bardzo inteligentnym psychopatą. Starcie to jest poprowadzone bardzo dobrze, nie zawsze przewidywalnie. I tylko do finału pewnie wiele osób będzie miało „ale”. Rzeczywiście może ono być – w porównaniu do tego, co twórcy zdawali się obiecywać – nieco rozczarowujące. Moim zdaniem jednak jest dość przewrotne i całkiem nieźle koresponduje z głównym tematem filmu Małe rzeczy.
A tym są koszty tego typu pracy. Tytułowe Małe rzeczy, to – jak mówi Deacon – zarówno te detale, które sprawiają, że sprawcy przestępstw popełniają błąd i zostają złapani, jak również kwestie nie dające spokoju detektywom. By złapać seryjnego mordercę, trzeba być gotowym na długą, ciężką i wymagającą – zarówno fizycznie, ale przede wszystkim psychicznie – pracę. To, co widzi się w toku śledztwa, a także wszystkie porażki (a tą jest każda kolejna ofiara) zostają w człowieku na długo i nie pozwalają o sobie zapomnieć nawet na chwilę.
Małe rzeczy (2021) – recenzja filmu (Warner Bros.). Wybitne aktorstwo
Jeśli ktoś jeszcze zastanawia się, czy iść do kina na Małe rzeczy, to może ostatecznie przekona go obsada. A w niej znaleźli się Denzel Washington, Rami Malek i Jared Leto (czyli trzech zdobywców Oscara), na drugim planie obecni są jeszcze Chris Bauer (którego można kojarzyć na przykład z The Wire albo Kronik Times Square) oraz Natalie Morales.
Oczywiście najważniejsza jest wspomniana trójka, która daje prawdziwy koncert aktorstwa. Washington bezbłędnie portretuje zmęczonego, ale wciąż gotowego do ciężkiej pracy Deacona, który jest trapiony przez demony przeszłości i chyba tym bardziej chce dorwać mordercę. Malek jako nieco mniej doświadczony, ale bardzo zdolny, momentami nieco arogancki Baxter również jest znakomity. I chociaż nie lubię za bardzo Leto, to nie mogę mu odmówić doskonałego występu. Wygląda na to, że jeśli tylko reżyser powściągnie jego zapędy do szarżowania, efekty będą znakomite. Jako Sparma zagrania dla siebie ekran za każdym razem, gdy się pojawia. Ma w sobie coś niesamowicie niepokojącego (zwłaszcza w oczach), a jednocześnie widać, że doskonale bawi się w związku ze wszystkim, co się dzieje, jest przygotowany na niemal każdą okazję. Można by powiedzieć, że to w sumie kwintesencja zła, tyle że – co też jest zaletą – do samego końca nie można chyba mieć 100% pewności, czy Sparma rzeczywiście jest psycholem i mordercą.
Jakby tego było mało Małe rzeczy mają jeszcze dwie zalety – zdjęcia, które doskonale budują klimat oraz idealnie współgrającą z nimi muzykę autorstwa uznanego kompozytora, Thomasa Newmana. Jest to po prostu kawał dobrego filmu, który w wielu elementach stoi na wysokim poziomie, a w niektórych – jak wspomniane aktorstwo – wręcz zachwyca.
Atuty
- Wciągająca, dobrze poprowadzona historia;
- Sprawna reżyseria;
- Wybitne aktorstwo;
- Zdjęcia i muzyka
Wady
- Przydałoby się nieco więcej napięcia w niektórych momentach;
- Dla wielu zakończenie może być dość rozczarowujące
Małe rzeczy (2021) to bardzo udany thriller kryminalny – dwie godziny w kinie nie będą stratą czasu.
Przeczytaj również
Komentarze (13)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych