Katla (2021) - recenzja serialu [Netflix]. Ciche Wzgórze lite

Katla (2021) - recenzja serialu [Netflix]. Ciche Wzgórze lite

Piotrek Kamiński | 21.06.2021, 21:00

Znajdujący się pod islandzkim lodem wulkan Katla wybucha. Jeszcze rok później wielka chmura dymu i pyłu wydostaje się na powierzchnię, a wraz z nią na ląd wychodzą ukryci pod lodem ludzie. Ich tożsamość wywróci do góry nogami życia miejscowej ludności.

Stworzenie dobrego serialu nie jest prostym zadaniem. Pod wieloma względami nawet trudniejszym niż zrobienie równie dobrego filmu. Nie dość, że trzeba obsadzić całą masę ról, utrzymać jednakowo wysoki poziom scenografii, reżyserii i całej reszty na przestrzeni całego sezonu, napisać porządny scenariusz, to do kompletu staje się przed wyzwaniem rozpisania swojej historii na określoną liczbę odcinków i skrojenie każdego tak, aby dodawał coś do szerszej narracji i jednocześnie sprawiał, że chce się oglądać dalej. Miło by też było aby każdy odcinek sam w sobie stanowił jakąś tam względnie zamkniętą historię, ale tu akurat nie ma co się czepiać jeśli tak nie jest, pod warunkiem, że główna oś fabularna jest wystarczająco mocna sama w sobie. "Katla" z jednej strony intryguje i ostatecznie oferuje mocne zakończenie, z drugiej droga do tego zakończenia potrafi solidnie wymęczyć, nawet jeśli kolejne odcinki kończą się w sposób wyraźnie zachęcający do dalszego seansu.
Dalsza część tekstu pod wideo
 
Katla (2021) - recenzja serialu [Netflix]. Ciche Wzgórze lite

Katla (2021) - recenzja serialu [Netflix]. Cztery dramaty

Bohaterami serialu są cztery rodziny. Każda z nich w jakiś sposób skrzywdzona - czy to przez wybuch wulkanu, czy w jakiś inny sposób. Bolesna przeszłość zatruwa ich teraźniejszość. Grima nie potrafi pogodzić się ze stratą siostry, która zaginęła po erupcji wulkanu i najpewniej nie żyje. Powątpiewa również w siłę uczucia, jakim darzy swojego męża. Gunhild wini się za stan zdrowia swojego dziecka. Darri i Rakel nie mogą przestać myśleć o zmarłym synu, co ostatecznie zabiło ich małżeństwo. Gisli zajmuje się chorą na raka żoną. Każde z nich radzi sobie ze swoimi demonami na swój sposób i każde robi to raczej nieudolnie. Kiedy spod popiołu wyjdzie pierwsza osoba, a wkrótce po niej następne, ich życia odmienią się na zawsze. Czy na lepsze, czy na gorsze? Ciężko wyrokować. Kim są ludzie umazani sadzą? Czy to możliwe aby byli tymi, za których się podają?
 
Najnowsza propozycja z północy nie jest lekką opowiastką na niedzielne popołudnie. Pełno tu scen najzwyczajniej w świecie przerażających, na które ciężko wręcz patrzeć. Tajemniczy ludzie wychodzący z lodowca to tak naprawdę jedynie narzędzie pozwalające scenarzystom przedstawić interesujący ich motyw. A tymi, w przeważającej większości sytuacji, są żałoba oraz depresja. Z początku widz może czuć się nieco zagubiony oglądając kolejne elementy tej układanki układające się na swoich miejscach. Zdaje się, że bohaterowie rozumieją temat lepiej niż my, choć nawet po seansie całości mam zastrzeżenia co do niektórych podjętych przez nich decyzji. Można czuć z tego tytułu lekką irytację, ale cierpliwy widz otrzyma ostatecznie odpowiedzi na większość dręczących go pytań. Geneza całego fenomenu to wciąż otwarty temat, choć twórcy podsuwają jedno, czy dwa możliwe rozwiązania, ale cel w końcu stanie się jasny.

Katla (2021) - recenzja serialu [Netflix]. Piękno zniszczenia

Nie można autorom "Katli" odmówić dobrego oka. Cały serial spowity jest w mroku, przykryty cieniem erupcji wulkanicznej, wyrzucającej do atmosfery tony wymieszanego z dymem popiołu, przykrywającego wszystko warstwą niszczycielskiego "śniegu". Skojarzenia z filmowym Silent Hillem Christophe'a Gansa są tu jak najbardziej na miejscu i to z więcej niż jednego powodu. Szczególne wrażenie robią ujęcia ukazujące majestat aktywnego wulkanu. Nie są może prawdziwe (Katla nie przebił pokrywy lodowej już od ponad stu lat), lecz w połączeniu ze scenami odnajdywanych pod pyłem ludzi i tak działa na wyobraźnię. Całości obrazu dopełnia niepokojąca, oparta na instrumentach smyczkowych ścieżka dźwiękowa, dodająca nawet tym mniej żwawym scenom aury tajemniczości.
 
 
Przez pierwszych kilka odcinków czułem, że oglądam kolejną nijaką kopię niemieckiego "Dark". Dziwne wydarzenia, przeszłość mieszająca się (w pewnym sensie) z teraźniejszością, specyficzny, mocno wspomagany ścieżką dźwiękową klimat. Ostatecznie muszę jednak przyznać, że "Katla" jest swoim własnym tworem i skupia się na zupełnie innych rzeczach. Prawdopodobnie wyszłoby mu na dobre gdyby skrócić go o jakieś dwa odcinki, bo bez tego tempo potrafi być iście żółwiowe, ale jeśli komuś nie przeszkadzają "slow burnery", to nowa propozycja Islandczyków warta jest grzechu. Wątpię aby "Katla" stał się czyimś ulubionym serialem, ale zdecydowanie można sprawdzić.

Atuty

  • Piękne zdjęcia;
  • Intrygująca fabuła;
  • Ciekawy temat.

Wady

  • Za mało materiału aby usprawiedliwić aż osiem odcinków;
  • Dziwne decyzje niektórych postaci.

Ciekawa, choć dosyć powolna metafora radzenia sobie z problemami natury psychologicznej.

6,5
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper