Ósma Noc (2021) – recenzja filmu [Netflix]. Karma zawsze wraca
Dwóch buddyjskich mnichów musi powstrzymać pradawne zło przed powrotem do pełni sił. Krwawa zabawa w kotka i myszkę właśnie się rozpoczęła. Biorąc pod uwagę fakt, że to film koreański, nie można mieć pewności jaki będzie finał tej historii.
Debiuty reżyserskie na wielkim ekranie to zawsze wielka niewiadoma. W zależności od wielu czynników na świat może zostać wypuszczony kompletny szrot, kino nadające się co najwyżej do pokazywania studentom szkół filmowych jak NIE kręcić filmów, albo natychmiastowy klasyk, zwiastujący świetlaną przyszłość autora. Świat widział oba przypadki nie raz i nie dwa razy. Pierwszym filmem Franka Darabonta (twórcy serialowego "The Walking Dead") był mało znany dramat pod tytułem... "Skazani na Shawshank". Tarantino zaczął od razu z grubej rury swoimi "Wściekłymi Psami", a Chris Nolan na dzień dobry dał światu kultowe "Śledząc". Z drugiej strony pierwsze filmy reżyserów takich jak Oliver Stone, czy Francis Ford Coppola nie były, delikatnie mówiąc, ponadczasowymi dziełami sztuki, a wszyscy wiemy, jak ikoniczne są to dzisiaj nazwiska. Nie ma więc zasady. Ale to dobrze. Dzięki temu oglądanie czyjegoś debiutu reżyserskiego to zawsze ciekawe przeżycie - kompletnie nie wiadomo czego się spodziewać. Dzisiejsza "Ósma Noc" to właśnie debiut reżyserski Tae-Hyung Kima. Przynajmniej według informacji, do których udało mi się dotrzeć. Jak wyszło?
Ósma Noc (2021) – recenzja filmu [Netflix]. Dwóch mnichów
Dwa i pół tysiąca lat temu pewien demon chciał otworzyć bramy piekła, by skrzywdzić mieszkających na ziemi ludzi. Przeszkodził mu w tym Budda - zabrał i ukrył oczy demona, pozbawiając go tym samym siły. Jedno oko zostało ukryte w piaskach pustyni, drugie trafiło pod opiekę buddyjskich mnichów. Teraz jedno z oczu zostało odnalezione i demon morduje po kolei osoby, które według przepowiedni stoją na jego drodze do drugiej gałki. Młody mnich, Cheong-seok dostaje zadanie opieki nad okiem i odnalezienia niejakiego Park Jin-soo, który został wyznaczony na następnego opiekuna artefaktu. Razem będą musieli spróbować przerwać krwawy pochód demona i uratować świat. Nie będzie to zadanie ani lekkie, ani przyjemne. Ich droga usłana jest krwią i czekają na niej również demony przeszłości, z którymi przyjdzie im się zmierzyć. Bo karma zawsze w końcu wraca...
Jeszcze chyba nigdy nie spotkałem się z horrorem o tak, nazwijmy to, przygodowym zacięciu. Fabuła "Ósmej Nocy" to w zasadzie taki brutalny popcornowiec rodem z lat dziewięćdziesiątych, wymieszany z kinem detektywistycznym. Niemało tu scen humorystycznych, główni bohaterowie wyruszają na poszukiwanie przedmiotów o wielkiej mocy, od których zależą losy świata (w tym konkretnym przypadku pod postacią naznaczonych przez demona ludzi), ich śladami podąża dwóch detektywów, przez cały film przewija się piękna oraz tajemnicza nieznajoma, a w finale dochodzi do ostatecznej konfrontacji dobra ze złem.
Gdyby nie to, że wspomniany już kilkukrotnie demon lubi sobie czasami kogoś opętać, po czym zamordować parę osób i uciec, to można by wręcz pokusić się o obejrzenie nowego filmu Koreańczyków z nastoletnim dzieckiem. Dodatkowo, znaczna część przemocy dzieje się poza kadrem, więc nie ma mowy o niewiadomo jakim gore, flakach, krzykach i wystających kościach. Ale to nie tak, że film nie jest brutalny. Widzowi przyjdzie zazwyczaj oglądać pokłosie tych demonicznych ataków i choć najbardziej zmasakrowane fragmenty ciała są zazwyczaj strategicznie zasłonięte, to i tak usmarowane krwią zwłoki i otoczenie działają na wyobraźnię. Podobnie jak trochę wystające z kadru efekty specjalne (standard w koreańskim kinie, nie ma o czym rozmawiać). Ponieważ cała fabuła zasadza się na magicznych oczach, to nie raz przyjdzie nam oglądać tak demoniczne, jak i po prostu nadprogramowe oczy w różnych niestandardowych miejscach - niekoniecznie na ludziach. Jeśli ktoś ma trypofobię, to kilka scen może zjeżyć mu włosy na karku.
Ósma Noc (2021) – recenzja filmu [Netflix]. Długa podróż
Największym problemem "Ósmej Nocy" zdaje się być jej długość. Dwie godziny to niby taki obecny standard, który nikogo już nie dziwi, ale to przecież nie tak, że każdy film powinien właśnie tyle trwać i kropka. Właściwie cały drugi akt obrazu Tae-Hyung Kima opiera się na tym samym, powtarzalnym motywie, przez co zanim widz dotrze do wielkiego finału, może zacząć czuć już lekkie zmęczenie. Wciekający się w poszczególne postacie aktorzy są dobrzy - poważni kiedy trzeba, zabawni w innych sytuacjach, choć trzeba pamiętać, że mowa tu o standardach kina azjatyckiego, a więc zupełnie innej szkole, niż ta, do której większość polskich widzów jest przyzwyczajona. Jeśli zna się i lubi koreańskie kino, to i "Ósma Noc" powinna pod tym względem się spodobać. Jeśli natomiast miałby to być czyjś pierwszy kontakt ze wschodnim stylem, to może być różnie. W zasadzie jedynym występem, którego albo nie zrozumiałem, albo po prostu mi nie podszedł była Park Se-hyun jako opętana przez demona uczennica. Kiedy jedynie stała i patrzyła na bohaterów pustym wzrokiem, było w niej coś niepokojącego. Natomiast kiedy tuż przed atakiem przywoływała na twarz szeroki uśmiech, który w teorii miał pewnie być jeszcze straszniejszy, cały czar gdzieś pryskał, a ja śmiałem się, zamiast trząść.
Jak to często bywa w azjatyckim kinie, fabuła jest mocno zagmatwana i pełna bardziej, lub mniej nieoczekiwanych zwrotów akcji. Twórcy często korzystają z bardzo popularnego w ichnim kinie montażu równoległego, co tylko plącze poszczególne wydarzenia jeszcze bardziej, ale przy tym również nadaje im dobre, szybkie tempo. Przydałoby się więcej tego typu scen w drugim akcie. Ostatecznie jednak całość łączy się zgrabnie w pełnym emocji finale. Cała historia bardzo mocno opiera się na założeniach buddyzmu, z bardzo wyraźnie zarysowanymi wątkami karmy, cierpienia, niekończącej się wędrówki. Przedstawiona na samym początku historia demona, przepowiednia - wszystkie ich elementy ostatecznie zobaczymy urzeczywistnione na późniejszym etapie filmu. Można powiedzieć, że to niejako twórcy mówiący widzom, co wydarzy się dalej, trochę jak w filmach Edgara Wrighta. Tyle, że za pierwszym razem odbiorca nie wie jeszcze jak interpretować ich poszczególne elementy. Jak na dłoni widać, że prócz tych kilku wymienionych wcześniej niedociągnięć, "Ósma Noc" jest filmem bardzo przemyślanym, zasługującym na uwagę. Pod warunkiem, że tolerujesz koreańskie kino!
Atuty
- Przemyślana, wielowątkowa fabuła;
- Zabawny, klimatyczny i angażujący - wszystko kiedy trzeba;
- Miłe dla oka ujęcia i dobry montaż;
- Większość aktorów robi bardzo dobrą robotę.
Wady
- Drugi akt trochę się ciągnie;
- Efekty specjalne stoją na typowym dla kina koreańskiego poziomie, który może być dla kogoś niewystarczający;
- Demon miejscami bardziej bawi, niż straszy.
"Ósma Noc" to kolejny przykład na to jak przemyślane i złożone kino gatunkowe kręcą Koreańczycy. Tylko mógłby być deko krótszy.
Przeczytaj również
Komentarze (17)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych