Poziom mistrza (2020) – recenzja filmu [Amazon]. Git gud
Roy budzi się codziennie rano w towarzystwie pięknej kobiety i maczety wbijającej się w łóżko tuż nad jego głową. Unieszkodliwia jej właściciela, unika ognia ciężkiego karabinu maszynowego, wyskakuje na przejeżdżającą pod oknami ciężarówkę, kradnie auto i jedzie na chińczyka. I tak codziennie od blisko 150 dni...
Jak można było wziąć tytuł taki jak "Boss level", w filmie tak wyraźnie czerpiącym z estetyki gier wideo, w którym pojawiają się one nawet jako element fabuły i upuścić piłkę tłumacząc tenże tytuł na "Poziom mistrza"? Na szczęście sam film prezentuje poziom (no pun intended) znacznie wyższy niż ta początkowa wpadka.
Poziom mistrza (2020) – recenzja filmu [Amazon]. Dzień świstaka
Kapitan Roy Pulver (Frank Grillo) jest byłym komandosem, specjalistą od przetrwania, alkoholikiem, seksoholikiem i nieobecnym ojcem. Lecz jak istotne i palące nie byłyby to problemy, w tej chwili ma na głowie zupełnie inne zmartwienie. Od ponad 140 dni budzi się codziennie tego samego dnia - dziewiątego maja - i od samego rana musi walczyć o życie, ponieważ garstka mocno specyficznych, ale jakże unikalnych morderców na zlecenie próbuje to życie zakończyć. Za każdym razem budzi się jednak znowu w swoim łóżku i zaczyna całą walkę o przetrwanie od nowa. Jak na razie najdalej udało mu się dotrwać do 12.47, lecz każde kolejne podejście przynosi nowe doświadczenie, które można wykorzystać, aby dotrzeć dalej, w kierunku rozwiązania zagadki, o co tu właściwie chodzi.
Jeśli pomyślałaś/eś sobie, że to trochę jak niekończący się dzień świstaka, z którym męczył się Phil Conners w klasyku z 1993 powiedziałbym, że to całkiem dobre porównanie, chociaż ze względu na charakter produkcji myślę, że "Poziomowi mistrza" bliżej do jednej z wariacji na temat "Dnia świstaka", jak "Na skraju jutra", czy "Kod nieśmiertelności". Tak, czy siak, być porównywanym do takich produkcji to żaden wstyd.
Reżyser i jeden ze scenarzystów, Joe Carnahan, wziął koncept powtarzającego się w kółko dnia i zauważył, że przypomina on kontynuowanie gry po stracie życia. Wokół tego porównania zbudowana jest cała fabuła filmu. Niczym w grach From Software, Roy za każdym razem staje się coraz lepszy w radzeniu sobie z kolejnymi przeszkodami i udaje mu się dojść kawałek dalej. Czasami zaczyna go irytować potrzeba powtórzenia po raz kolejny tego samego "fragmentu", więc popełnia głupie błędy (sentyment znany chyba każdemu graczowi). Początek "etapu" ma już tak obcykany, że zaczął się nim bawić, ustawiać wszystko co do sekundy, powtarzać "dialogi" innych postaci. Z czasem uda mu się oczywiście dojść dalej, choć nie obejdzie się bez odrobiny grindu, a nawet na tyle daleko, aby przekonać się, ze monologu "ostatniego bossa" (żujący scenę do granic możliwości Mel Gibson) nie da się pominąć. Nie cierpię, kiedy twórcy nie dają tej możliwości!
Poziom mistrza (2020) – recenzja filmu [Amazon]. Prosty, przyjemny, miejscami poruszający
Gdyby dzisiejszy film faktycznie był grą, pewnie robiłoby ją jakieś małe, ale całkiem ambitne studio. Wiesz, mają fajny pomysł, całkiem zabawny, a w paru momentach szczerze poruszający scenariusz, ale brakuje im pieniędzy na stworzenie grafiki, która wyrwie ludzi z kapci. Bo tak jak efekty specjalne w "Poziomie mistrza" stoją na poziomie wystarczającym do kupienia ich i czerpania z nich radochy, tak za każdym jednym razem widać, że dany element został jedynie wklejony w scenę. Czy to helikopter, czy eksplozja, czy wleczone za samochodem ciało. Za każdym razem jesteśmy boleśnie świadomi, że widzimy efekt stworzony w komputerze. Lecz nie jest to tak naprawdę przesadnie ważne, ponieważ groteskowość kolejnych sytuacji jest zazwyczaj tak komiczna, że sztuczność efektów specjalnych nie razi. Dosłownie jeden raz, kiedy podczas niesamowicie - jak na tego typu film - emocjonalnej sceny bohaterów zmiotła nagle gigantyczna eksplozja, nie mogłem pogodzić się z tym jak sztuczna jest fala uderzeniowa, na którą patrzę.
Nigdy nie spodziewałbym się, że Frank Grillo, którego znam w zasadzie jedynie z ról bydlaków (może niekoniecznie stricte złych, ale zawsze nieprzyjemnych) może być tak sympatycznym głównym bohaterem. Facet ma charyzmy pod dostatkiem, tego byłem pewien od zawsze, lecz przez tę jego zakapiorską twarz żyłem w błędnym przeświadczeniu, że nie dałby rady udźwignąć głównej roli. Rasowego komedianta raczej nikt z niego nie zrobi, lecz nawet z takimi osobami da się robić zabawne rzeczy, jeśli tylko pisze się specjalnie pod nich. Na szczęście Carnahan zdaje sobie z tego faktu sprawę i przepisał rolę Roya specjalnie pod Franka, kiedy ten został już obsadzony. W efekcie dostaliśmy postać zabawną w taki maczo-sztywny sposób, ale najważniejsze, że po prostu działającą w kontekście całego filmu. Filmowego syna Roya gra Rio Grillo, a więc prawdziwy syn Franka, dzięki czemu ich relacja jest jak najbardziej szczera i stanowi jeden z filarów trzymających "Poziom mistrza", czy nawet windujących go ponad zwykłego średniaka. Nie miejmy złudzeń, dzisiejszy film nie jest dziełem wybitnym, ale też nie stara się takim być. To prosta rozrywka, nakręcona z pompą i dobrym pomysłem na siebie. W sam raz żeby odstresować się po pracy.
Atuty
- Wysokooktanowa akcja;
- Zabawnie brutalny;
- Prosta, ale dobrze pomyślana fabuła;
- Miejscami zaskakująco poruszający;
- Czerpie garściami ze świata gier.
Wady
- Efekty specjalne z nie najwyższej półki;
- Zamierzenie, czy nie, składa się niemalże wyłącznie z oklepanych motywów.
"Poziom mistrza" to zaskakująco sympatyczne, proste kino akcji, pokazujące, że Frank Grillo ma potencjał na głównego bohatera. Film jest głupi i przerysowany, ale taki właśnie ma być.
Przeczytaj również
Komentarze (24)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych