Playtest Test Drive: Ferrari Racing Legends

Playtest Test Drive: Ferrari Racing Legends

Roger Żochowski | 29.03.2012, 11:45

Wraz z SoQiem mieliśmy okazję przetestować najnowszą odsłonę Test Drive, która jak wiecie, skupi się tym razem tylko na marce Ferrari. Wygląda na to, że nie będzie to pozycja z najwyższej półki, co wcale jednak nie oznacza, że musimy skazywać ją pożarcie.

Wraz z SoQiem mieliśmy okazję przetestować najnowszą odsłonę Test Drive, która jak wiecie, skupi się tym razem tylko na marce Ferrari. Wygląda na to, że nie będzie to pozycja z najwyższej półki, co wcale jednak nie oznacza, że musimy skazywać ją pożarcie.

Dalsza część tekstu pod wideo
xxxxx

 

Grę testowaliśmy zarówno na kierownicy (sporo opcji konfiguracji w ustawieniach) jak i na padzie. Pierwsze co rzuca się w oczy, to bardzo fajnie odzworowane modele samochodów, choć same zniszczenia wypadają dość marnie. Czasem urwie się spoiler, czasem lusterko, czasem zbije reflektor czy odpadnie koło, ale zapomnijcie o latających częściach po trasie, jak to było chociażby w Shifcie. Przedstawiciel firmy, która wyda grę na nasz rynek (IQ Publishing) wspomniał o tym, że wina leży nie tyle w samym deweloperze, co w Ferrari, które nie lubi, gdy produkowane przez nich samochody sypią się w drobny mak. Gorsze jest jednak to, że kolizje wypadają bardzo biednie, a samochody lubią przyklejać się do band. Mimo iż w opcjach można włączyć symulacyjny model jazdy (wówczas samochód ciężko jest utrzymać na trasie), fizyka w dalszym wypadku wypada po prostu słabo. Wprawdzie czuć wyraźnie różnicę w prowadzeniu poszczególnych modeli a wyjechanie poza tor przeważnie kończy się dla nas źle, przyznacie, że branie zakrętów na poślizgu w przypadku Formuły 1, to bardzo arcade'owe podejście do tematu. Tym bardziej, że przy niektórych kolizjach auta potrafią wykonać 5 piruetów w powietrzu, wrócić na trasę i jechać dalej. Warto dodać, że ścigamy się rano, po południu i wieczorem (zabrakło niestety nocy), z kolei warunki atmosferyczne ograniczają się do 2 opcji: "sunny" i "cloudy". Zapomnijcie więc o rzęsistym deszczu.

 

 

Elegancko brzmią za to silniki (można się zakochać w ich ryku), choć już sam dźwięk uderzenia o bandę czy inny pojazd woła o pomstę do nieba i przypomina bardziej odgłos pioruna, który właśnie uderzył w stodołę. Możliwe jest też dachowanie, ale wówczas na wierzch wychodzi inna niedoróbka - brak odwzorowania jakichkolwiek elementów podwozia. Podobają mi się za to kokpity samochodów (wszystkich aut jest ponad 50, ale większość trzeba wpierw odblokować) - każda fura została pieczołowicie odwzorowana, a korzystając z kamery zza samochodu, z boku ekranu pojawia się charakterystyczny dla danego typu auta licznik. Poza samochodami grafika jest jednak dość przeciętna. Tło bardzo często dorysowuje się na naszych oczach, a i elementy pokroju drzew czy trybun mogłyby wyglądać lepiej. Jest poprawnie, ale dupy nie urywa. Brakuje też efektów znanych z Shifta (latający ekran, stosowne filtry ekranu po solidnym dzwonie), co przyznam szczerzę troszeczkę mnie zawiodło. Torów naliczylismy 16 (możemy zapoznać się z ich historią), choć dochodzą do tego ich rożne wariacje. Na przykład Silverstone jest aż w 5 wersjach - z roku 1958, 1975 oraz 2010 (długa, średnia i krótka wersja). Fajnie za to, że na poboczu można odnaleźć obiekty kojarzące się z danym okresem historii.

 

 

Jeśli chodzi o tryby gry mamy quick play (możliwość pobijania rekordów), multiplayer (ten niestety jeszcze nie działał). oraz karierę. I to ona jest chyba najjaśniejszym punktem programu. Podzielono ją na trzy części odpowiadające danym okresom z historii: Golden (1947 - 1973), Silver (1974 - 1990) oraz Modern (1990 - 2009). W każdym z nich ścigamy się oczywiście samochodami, które dostępne były w danych latach (w historycznych wyścigach fajnym bajerem jest czarno-biały filtr al'a stara klisza filmowa, załączający się na początku każdego wyścigu). Łącznie do ukończenia jest ponad 200 eventów (ścigamy się przypisanymi samochodami, bez możliwości wyboru). Zadania w nich są rożne: czasem trzeba wygrać wyścig (maksymalnie 15 oponentów), czasem dogonić uciekającego rywala, a czasem zwyciężyć w pojedynku 1 na 1. Dodatkowo każdy event oferuje jeszcze swoiste subquesty pokroju "bądź przez dwa okrążenia na prowadzeniu". Za to wszystko dostajemy rożnego rodzaje nagrody i medale, dzięki czemu fani żyłowania wszystkich rekordów będą mieli co robić.
 

Test Drive: Ferrari Racing Legends powinni zainteresować się przede wszystkich fani włoskiej marki, gdyż będzie to dla nich istna kopalnia wiedzy. To przyzwoite wyścigi, ale niestety na chwilę obecną (testowaliśmy niepełną wersję, która ma jeszcze doczekać się szlifów), zbyt dużo elementów kuleje, a sami producenci stoją chyba w rozkroku, nie wiedząc, czy iść w kierunku arcade czy symulacji. Na ten moment nasza ocena nie może być więc inna. Fakt, że data premiery przesunięta została na 31 maja może świadczyć o tym, że finalna wersja będzie lepsza. Oby.
 

Ocena wstępna: 6

 

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Test Drive: Ferrari Racing Legends

Atuty

  • Grywalność, grywalność i jeszcze raz grywalność.

Wady

  • Minusów wyczuwalnych brak. Może dlaczego nie da się iść w lewo?

Gra ponadczasowa, bawiąca dalej mimo tylu lat na karku.

Roger Żochowski Strona autora
Przygodę z grami zaczynał w osiedlowym salonie, bijąc rekordy w Moon Patrol, ale miłością do konsol zaraziły go Rambo, Ruskie jajka, Pegasus, MegaDrive i PlayStation. O grach pisze od 2003 roku, o filmach i serialach od 2010. Redaktor naczelny PPE.pl i PSX Extreme. Prywatnie tata dwójki szkrabów, miłośnik górskich wspinaczek, powieści Murakamiego, filmów Denisa Villeneuve'a, piłki nożnej, azjatyckiej kinematografii, jRPG, wyścigów i horrorów. Final Fantasy VII to jego gra życia, a Blade Runner - film wszechczasów. 
cropper