Reklama
Spawn - niewykorzystany potencjał!

Spawn - niewykorzystany potencjał!

Roger Żochowski | 18.08.2012, 00:21

Czasy TM-Semic, które zajmowało się wydawaniem w Polsce kolejnych serii komiksów wspominam z łezką w oku. Choć Spider-Man nigdy jakoś specjalnie do mnie nie przemawiał, tak serie takie jak Batman czy Spawn zaszczepiły we mnie miłość do komiksów. Tyle, że potencjał "Pająka" i "Gacka" wykorzystany został należycie zarówno w filmach jak i grach, podczas gdy Spawn może mówić praktycznie o samych porażkach...

Dlaczego tak się stało? Spora w tym "zasługa" potencjalnego odbiorcy komiksu. Spawn kierowany był do dojrzałego "czytelnika", emanował brutalnością, erotyką, ostrym językiem, a i można było dopatrzeć się w nim elementów religijnych. Bohaterem tej jakże mrocznej serii był niejaki Al Simmons, członek amerykańskich służb specjalnych. Choć udało mu się ocalić życie prezydenta swojego kraju, został zamordowany przez osoby, które zlecały mu kolejne zadania. Śmierć była jednak dla niego tylko początkiem. Kierowany rządzą zemsty i miłością do swojej żony powrócił do świata żywych, zawierając wcześniej pakt z samym diabłem (Malebolgia). Nowe ciało stworzone z nekroplazmy dawało mu nadnaturalne zdolności, ale szybko okazało się, że nie wszystko jest tak piękne i kolorowe jak mogłoby się wydawać.

Dalsza część tekstu pod wideo

 

Po pierwsze Simmons wrócił na ziemię 5 lat po swojej śmierci, a ukochana żona ułożyła sobie już na nowo życie z jego... najlepszym przyjacielem. Co więcej, nasz bohater cierpiał na częściową amnezję, więc dotarcie do osób odpowiedzialnych za jego śmierć nie było łatwe.  Na domiar złego jego losy na ziemi śledził wysłany przez szatana demoniczny klaun (Violator). Simmons był bowiem tylko trybikiem w wielkiej machinie i miał wkrótce poprowadzić piekielną armię na padół ziemski. Dodajmy, że dużą rolę w tym wszystkim odgrywała psychika głównego bohatera, która była jednym z jego największych wrogów. Simmons stał się więc tak naprawdę (nie do końca świadomie) wysłannikiem ciemności, walcząc z całym otaczającym go światem.

 



Temat jak widzicie wdzięczny zarówno na film jak i grę. W obu jednak przypadkach nie doczekaliśmy się godnych pierwowzoru produkcji. Komiks został zekranizowany w roku 1997, jednak film nawet w niewielkim stopniu nie był w stanie oddać specyficznej atmosfery i wrażeń jakie towarzyszyły nam podczas lektury komiksowej serii. Reżyseria do dupy, odwzorowanie najbardziej charakterystycznych postaci do dupy (Violator to jakiś żart), aktorstwo i dialogi do dupy, tak jak zresztą cały ten film. Praktycznie żaden z jego elementów nie udźwignął ogromnych oczekiwań fanów. Wyszła z tego niestrawna papka,. o której należało jak najszybciej zapomnieć.

 

 

Co gorsza, gra wideo również utrzymała żenujący poziom kinowego odpowiednika. Spawn: The Eternal, bo tak nazywał się ten crap na pierwsze PlayStation, mogła poszczycić się rozpikselowaną grafiką, masą bugów i tragicznym systemem walki. Jednym słowem - bida z nędza. Trochę lepiej wypadł Spawn: Armageddon wydany nieco później na PS2, Xboksa i GameCube'a (prace nadzorował sam Todd McFarlane, twórca komiksu). Gra była wprawdzie dość schematyczna, jednak udało się częściowo przemycić klimat pierwowzoru i udanie przedstawić główne postacie tego makabrycznego spektaklu. Nie zabrakło efektownych combosów z wykorzystaniem łańcuchów, walk z bossami, możliwości udoskonalenia naszych mocy i broni, którą również doskonale kojarzyli fani komiksu. Nie był to tytuł z najwyższej półki o czym może świadczyć choćby średnia ocen oscylująca w granicach 50-60%, jednak gra miała swoje momenty. Szkoda jedynie, że przez ograniczone możliwości konsol nie udało się przenieść należycie jednego z największych atrybutów Spawna - peleryny.

 



Z innych tytułów jakie pojawiły się na przestrzeni lat warto wspomnieć przyzwoite choć nie zrywające czapek z głów Todd McFarlane's Spawn: The Video Game (SNES), oraz Spawn: In the Demon's Hand na Dreamcasta i automaty, w którym to do dyspozycji gracza oddano ponad 30 grywalnych postaci. Zresztą tytuł ten wielu fanów uważa za najlepszy jeśli chodzi o przeniesienie przygód Spawna na konsole wideo. Niestety mimo planów gra nigdy nie została wydana na PS2 i wraz ze śmiercią Dreamcasta została bardzo szybko zapomniana.

 

 

Jako ciekawostkę dodam, że Spawn pojawił się jako bonusowa postać w Soul Calibur II, i chyba ten występ trzeba uznać za najbardziej udany jeśli chodzi o gry wideo. Szkoda, że tylko epizodyczny...

 



Żeby jednak nie było zbyt pesymistycznie. Osobiście najbardziej cenię sobie animowany serial pod tytułem Todd McFarlane's Spawn, wyświetlany pod koniec lat 90-tych na HBO (3 sezony, 18 epizodów), a to z prostego względu - był najbliższy kultowemu oryginałowi i potrafił zauroczyć mrocznym i brudnym klimatem. Zresztą - rzućcie okiem na pierwszy epizod.

 

 

A co czeka nas w przyszłości? Już w 2009 roku Todd McFarlane zapewniał, że pracuje nad Spawn: The Animation (kolejną, animowaną serią), sporo mówi się też o sequelu bądź restarcie kinowego Spawna. Ja tymczasem marzę o tym, by za growe przygody wysłannika piekieł zabrała się ekipa z Rockstedy Studios. Szkoda, że na marzeniach zapewne się skończy... [roger]

 

Źródło: własne
Roger Żochowski Strona autora
Przygodę z grami zaczynał w osiedlowym salonie, bijąc rekordy w Moon Patrol, ale miłością do konsol zaraziły go Rambo, Ruskie jajka, Pegasus, MegaDrive i PlayStation. O grach pisze od 2003 roku, o filmach i serialach od 2010. Redaktor naczelny PPE.pl i PSX Extreme. Prywatnie tata dwójki szkrabów, miłośnik górskich wspinaczek, powieści Murakamiego, filmów Denisa Villeneuve'a, piłki nożnej, azjatyckiej kinematografii, jRPG, wyścigów i horrorów. Final Fantasy VII to jego gra życia, a Blade Runner - film wszechczasów. 
cropper