Reklama
Kącik filmowy #13

Kącik filmowy #13

Łukasz Kucharski | 02.10.2012, 22:32

Pechowy trzynasty Kącik filmowy już na Was czeka. A w nim przycumował jeden okręt wojenny (Battleship) wypchany efektami specjalnymi oraz dwóch Dreddów jeden z dwudziestego wieku, a drugi z dwudziestego pierwszego i dodatkowo w 3D. Zapraszam!

Wiadomości ze świata filmu

Dalsza część tekstu pod wideo


 

 

 

Ted na rozdaniu Oskarów

 

 

 

 

Wielu prowadziło najbardziej prestiżową galę filmową. Nikt nie był jednak autorem takich seriali jak Family Guy, The Cleveland Show czy American Dad!. Tak Panie i Panowie - Seth MacFarlane poprowadzi nadchodzącą 85. odsłonę rozdania Oskarów. Może być ciekawie i nieklasycznie, ale czas pokaże.

 

A w ten sposób MacFarlane obwieścił tę radosną nowinę swojemu ojcu.

 

 

 

 

***

 

 

Marvel kontra DC

 

 

 

 

Zanim w czytnikach naszych konsola zakręcą się płyty z bijatyką pt. Marvel Vs. DC zapewne upłynie jeszcze trochę wody w ubikacji. Do tego czasu oba studia zbierają worki z pieniędzmi z ekranizacji przygód swoich bohaterów. Poniżej znajdziecie zestawienie prezentujące to starcie adaptacji komiksowych tytułów.

 

 

 

 

***

 

 

Mroczny Rycerz na dwóch płytach

 

 

 

 

27 listopada do sprzedaży w Polsce trafi film The Dark Knight Rises. Dzieło Christophera Nolana dostępne będzie na DVD i Blu-ray w specjalnych 2-płytowych wydaniach. Przynajmniej tym razem rodzimy dystrybutor zadbał o odpowiednią ilość materiałów dodatkowych. Oto co wejdzie w skład edycji.

 

 

BLU-RAY DODATKI SPECJALNE (ponad 3-godzinny materiał):

 

  • BATMOBIL – Po raz pierwszy pięć modeli Batmobila jednocześnie. Poznaj dogłębnie każdy aspekt najbardziej inspirującej broni w arsenale Batmana i zobacz ewolucję tego technologicznego cudu i ikony kulturowej.

  •  

  • KONIEC RYCERZA – Szerokie spojrzenie na pracę reżysera Christophera Nolana i jego ekipy przy tworzeniu filmu Mroczny Rycerz powstaje, epickiego zakończenia legendy Mrocznego Rycerza.

  •  

  • I WIELE WIĘCEJ!


 

DVD DODATKI SPECJALNE:

 

  • PODRÓŻ BRUCE’A WAYNE’A  – Twórcy odkrywają kulisy powstawania oszałamiającego zakończenia historii Bruce’a Wayne’a.

  •  

  • BATMOBIL – Po raz pierwszy pięć modeli Batmobila jednocześnie. Poznaj dogłębnie każdy aspekt najbardziej inspirującej broni w arsenale Batmana i zobacz ewolucję tego technologicznego cudu i ikony kulturowej.

  •  

  • KONIEC RYCERZA – Szerokie spojrzenie na pracę reżysera Christophera Nolana i jego ekipy przy tworzeniu filmu Mroczny Rycerz powstaje, epickiego zakończenia legendy Mrocznego Rycerza.

  •  

  • I WIELE WIĘCEJ!


 

***

 

 

Mass Effect w kinach...

 

 

 

 

...a przynajmniej na plakatach autorstwa Miri Strahovski oraz Benjamina Huena. Zresztą ekranizacja trylogii BioWare to też tylko kwestia czasu. Niedługo Hollywood zwęszy, że trzeba poszerzyć możliwości wyciągania z ludzi pieniędzy i rzuci się na gry tak jak teraz czyni to z komiksami.

 

 

 

 

 

 

***

 

 

 

W rękach fanów

 

 

 

 

 

De-Pixelated : Borderlands

 

 

 

 

De-Pixelated powracają i serwują nam starcie w iście westernowym stylu, którego wynik nie jest z góry przesądzony. Wszystko to w świecie Bordelands. Z odpowiednią dawką czarnego humoru.

 

 

 

 

A na filmowy deser materiał zza kulis.

 

 

 

 

***

 

 

G.I. Joe Initiate

 

 

 

 

Premiera drugiej części G.I. Joe została na razie przesunięta, więc fani mobilizują swe siły i tak powstał Choca...ten serial fanowski, którego pierwszy odcinek możecie znajdziecie poniżej. Twórcy szczycą się tym, ze większość obsady składa się z byłych wojskowych.

 

 

 

 

***

 

 

Plot Device

 

 

Nie sposób zliczyć ile razy marzyłem, aby móc „wejść” do filmu i przeżywać rożne niemożliwe przygody. Młody filmowiec, którego zobaczycie w tej krótkiej produkcji, miał to szczęście w nieszczęściu, że naw ofercie jednego ze sklepów internetowych trafił na magiczne urządzenie pozwalające na wizytę w ekranie. Cała produkcja to hołd dla wielu gatunków kina. Warto zobaczyć!

 

 

 

 

A na dokładkę materiał zza kulis.

 

 

 

 

***

 

 

 

Kino Świat prezentuje...

 

 



JESTEŚ BOGIEM w zaledwie 10 dni pobiło wynik frekwencyjny SALI SAMOBÓJCÓW!



Nic nie jest w stanie przerwać imponującej passy „Jesteś Bogiem”. Po spektakularnym pierwszym weekendzie (trzecie najlepsze otwarcie polskiego filmu na przestrzeni ostatnich 20 lat), film Leszka Dawida nie tylko nie traci widowni i statusu lidera box office, ale może pochwalić się kolejnym wyczynem. W zaledwie 10 dni od premiery obejrzało go 871 452 tysięcy widzów. To więcej niż wyniosła łączna frekwencja przebojowej „Sali samobójców” (827 820 widzów)!

 

Przed tygodniem informowaliśmy o historycznym wyczynie frekwencyjnym „Jesteś Bogiem”. 373 796 widzów w trzy dni przełożyło się na najwyższy wynik ostatnich dwóch dekad, osiągnięty przez polski film, który nie jest ekranizacją lektury, ani komedią romantyczną. Lepiej od obrazu Leszka Dawida radziły sobie tylko „Pan Tadeusz” (424 895 widzów w weekend otwarcia) i „Kochaj i tańcz” (393 803 widzów).

 

Dziś wiadomo już, że choć historia „paktu przy dźwiękach głośnika" nie zdołała wyprzedzić „Kochaj i tańcz” w premierowy weekend, to w ogólnym rozrachunku radzi sobie znacznie lepiej niż hitowy film taneczny z 2009 roku, którego w porównywalnym czasie zobaczyło 799 781 widzów. Co więcej wydaje się, że „Jesteś Bogiem” nie będzie miał problemów z pobiciem całkowitego wyniku „Kochaj i tańcz”, jeśli potrzebował zaledwie dziesięciu dni, by zgromadzić większą widownię niż łączna frekwencja „Sali samobójców”.

 

Film ma już 173 tysiące fanów na Facebooku, jego zwiastun w serwisie Youtube obejrzało ponad 1 500 000 osób, zaś teledysk promujący „Jesteś Bogiem" - ponad 410 tysięcy osób w 10 dni. I liczby te stale rosną!




***

 

 

Tom Hanks i Halle Berry u twórców MATRIX. Nowy zwiastun ATLASU CHMUR

 



Twórcy „Matrix” powracają, by na nowo wytyczyć granice współczesnego kina science fiction. Ich najnowsza superprodukcja - „Atlas chmur”, obraz który oczarował publiczność Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Toronto, wejdzie na polskie ekrany 9 listopada.

 

 

 



„Atlas chmur” to imponująca rozmachem (ponad 100 milionów dolarów budżetu, gigantyczne plany zdjęciowe na Balearach, w Edynburgu i Berlinie) ekranizacja bestsellerowej epopei Davida Mitchella, której podjęli się mistrzowie kina - Tom Tykwer („Pachnidło: Historia mordercy”) oraz Andy i Lana Wachowski (trylogia „Matrix”). Łączy ona europejską wrażliwość w ukazywaniu zmagań jednostki z niezgłębioną zagadką losu i życia we wszechświecie z hollywoodzką sprawnością, najnowocześniejszymi efektami specjalnymi oraz przełomowymi, godnymi Oscara, osiągnięciami w charakteryzacji czołowych gwiazd współczesnego kina. W obsadzie laureaci Oscarów - Tom Hanks („Filadelfia”, „Forrest Gump”), Halle Berry („Czekając na wyrok”), Jim Broadbent („Iris”) i Susan Sarandon („Przed egzekucją”), a także największe aktorskie sławy Europy - Hugh Grant (Złoty Glob za „Cztery wesela i pogrzeb”), Jim Sturgess (gwiazda „Niepokonanych” Petera Weira), Ben Whishaw („Pachnidło”), Antypodów - Hugo Weaving (agent Smith w „Matriksie” i Elrond we „Władcy Pierścieni” Petera Jacksona) oraz Azji - Doona Bae ( „Pan Zemsta”, „Ring”).

 

W filmie śledzimy losy postaci z różnych epok i zakątków świata, których najbardziej błahe decyzje i czyny mają daleko idący wpływ na teraźniejszość, przyszłość, a nawet przeszłość naszej planety. „Atlas chmur” jest ucztą nie tylko dla wielbicieli zapierających dech w piersiach opowieści przygodowych, ale także spostrzegawczych miłośników X Muzy. Każda z gwiazd występuje w filmie w kilku nierozpoznawalnych na pierwszy rzut oka wcieleniach, dając popis wirtuozerskiej gry i ironicznego dystansu do swojego dotychczasowego wizerunku.

 



***

 



Rosati bez makijażu i charyzmatyczny egzekutor Dorociński w zwiastunie OBŁAWY (19 października w kinach)

 

 

 



19 października na ekrany kin wejdzie „Obława”, największe odkrycie tegorocznego festiwalu w Gdyni, obraz zakwalifikowany przez jury 36. Edycji Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Montrealu do grona 16 najlepszych produkcji świata.

 

Finezyjnie skonstruowany, nieprzewidywalny i doskonale zagrany thriller wojenny, w którym Marcin Dorociński - jako egzekutor polskiego ruchu oporu - zmaga się z Niemcami, zdrajcami i - co najtrudniejsze - własną, mroczną przeszłością. U boku charyzmatycznego Dorocińskiego, w zaskakującej i zrywającej z dotychczasowych wizerunkiem aktora roli czarnego charakteru, wystąpił Maciej Stuhr (nominowany do Polskiej Nagrody Filmowej Orzeł za „33 sceny z życia” i „Przedwiośnie”), a jego filmową żonę gra specjalistka od błyskotliwych, charakterystycznych kreacji Sonia Bohosiewicz („Wojna polsko-ruska”, „Rezerwat”, „80 milionów”). Ważnymi uczestnikami wielopiętrowej rozgrywki między głównymi bohaterami są dziewczyna o pseudonimie Pestka (Weronika Rosati, w kreacji skrajnie odmiennej od jej aktorskiego emploi) i porucznik Mak (Andrzej Zieliński). W doborowej obsadzie „Obławy” pojawiają się też - trudni do rozpoznania - Anna Guzik i Alan Andersz.

 

„Obława" to opowieść o zdradzie i zemście, o winie, karze, poczuciu honoru i wierności. Nie ma tu martyrologicznego patosu i pomnikowego bohaterstwa. Są za to krwiste postaci i mocna intryga.” – mówi Marcin Krzyształowicz, scenarzysta i reżyser, obiecując widzom finał, którego nikt nie zdoła wcześniej przewidzieć.

 

Autorem zdjęć do „Obławy" jest Arkadiusz Tomiak („Zero", „Daas", „Symetria”, „Kołysanka”), scenografię opracował Grzegorz Skawiński („Cisza", „Katyń”, „Generał. Zamach na Gibraltarze"), za kostiumy odpowiedzialna była Magdalena J. Rutkiewicz („Boisko bezdomnych”, „Róża”), za charakteryzację Ewa Drobiec („Śluby panieńskie”, „Róża”, „Pułkownik Kwiatkowski”), dźwięk przygotowali Piotr Domaradzki („Ostatnia misja”, „Rysa”, „Egoiści”) i Barbara Domaradzka, a montaż Adam Kwiatek („Czas surferów”) i Wojciech Mrówczyński („Pręgi”, „Galerianki”).


 

***

 

 

 

 

***

 

 

 

Z nowości DVD/Blu-ray...

 

Battleship: Bitwa o Ziemię / Battleship (2012)

 

 

 

 

 

 

 

Reżyseria: Peter Berg

Scenariusz: Jon Hoeber, Erich Hoeber

Produkcja: USA

Czas trwania: 131 minut

Obsada:

 

 

Taylor Kitsch - Alex Hopper

Alexander Skarsgård - Stone Hopper

Rihanna - Cora 'Weps' Raikes

Brooklyn Decker - Sam

 

 

Coś się zbliża – naukowiec

 

 

Zabawki to część życia każdego dziecka. Niezależnie od tego czy składają się z toksycznego plastiku czy też kawałka drewna i przypominają patyk. Firma Hasbro wie jak zarabiać na tego typu produktach, czego znakomitym przykładem są Transformersy. Trylogia o robotach z kosmosu zarobiła mnóstwo pieniędzy i zapewniła rozrywkę milionom osób. Teraz przyszedł czas na kolejną kurę znoszącą złote jajka. Nic więc dziwnego, że ktoś inteligentny postanowił zainwestować w prawa do gry w statki, która narodziła się w 1931 roku, a zna ją chyba każdy posiadacz kartki w kratkę.

 

Dziś walczące okręty mogłyby nie przyciągnąć do kin wielu osób. Należało więc uatrakcyjnić historię wzbogacając ją o kosmitów. Oto bowiem, po nadaniu z ziemi sygnału do odległej galaktyki, pojawiają się jej mieszkańcy, którzy gdzieś mają pokojowe zamiary i chcą nas usunąć. Od tej pory najbardziej lekkomyślny i porywczy żołnierz marynarki musi przejść wewnętrzną przemianę niczym najlepsi bohaterowie polskiej prozy. Wszystko to otoczone symfonią efektów komputerowych.

 

Jeśli pamiętacie, trylogia Michaela Baya była peanem na część wojska amerykańskiego – jakie ono wspaniałe, cudowne i nigdy się nie rezygnujące. Tym razem jest jeszcze bardziej...patetycznie. Świetnie rozumiem zatrudnienie prawdziwych weteranów drugiej wojny światowej, ale cała reszta sprawia, że mam ochotę wybuchnąć śmiechem. Może Amerykanie potrzebują takich laurek w czasie kryzysu finansowego i osobowościowego, ale widza spoza to jedynie nuży.

 

Nie lepiej jest z głównym bohaterem. Wcielający się w niego Taylor Kitsch nie ma szczęścia do filmów, choć uważam, że John Carter wcale nie zasłużył na tyle gromów ile zebrał. W Battleship musiał się wcielić w kompletnego palanta, którego nie sposób lubić, a szczerze wątpię, by takie było założenie twórców. Wolałbym już supertwardziela o nadmiarze masy mięśniowej i deficycie koszulek. Reszta obsady – poza Liamem Neesonem, który tak naprawdę pojawia się tylko kilka razy – nie zachwyca równie mocno. Debiutująca na kinowym ekranie Rihanna spróbowała swoich sił w Hollywood, co może odhaczyć z listy marzeń i lepiej niech wróci do nagrywania płyt sprzedających się w wielomilionowym nakładzie.

 

Najlepszy element tej przeciętnej produkcji to bez wątpienia efekty komputerowe, które ogląda się z przyjemnością. Projekty statków obcych i ich broni nie są rewolucyjne, ale dobrze wykonane. Sami kosmici z kolei nie zdołali mnie zachwycić – nie wspominam już nawet o ich dziwnych zachowaniach. Doskonale rozumiem zachowanie w stylu „zabijamy tylko jednostki stwarzające zagrożenie”, ale przydałaby się konsekwencja i lepsze umotywowanie.

 

Koniec końców wolę Transformersy, bo przynajmniej roboty były świetne i często lepsze od aktorów z krwi i kości. Film da się obejrzeć (ledwo), ale radzę Wam poczekać na emisję telewizyjną.

 

 

Ocena końcowa:

 

 

***

 

 

 

Powiew starości...

 

Sędzia Dredd / Judge Dredd (1995) 

 

 

 

 

 

 

 

 

Reżyseria: Danny Cannon

Scenariusz: Carlos Ezquerra

Produkcja: USA

Czas trwania: 96 minut

Obsada:

 

 

Sylvester Stallone - Sędzia Joseph Dredd

Armand Assante - Rico

Rob Schneider - Herman 'Fergee' Ferguson

Diane Lane - Sędzia Hershey

 

 

Prawo...nie popełnia błędów - Dredd

 

 

Kiedyś adaptacje komiksów były taką rzadkością, że niemal każdą wypadało oglądać z namaszczeniem. Sędzia Dredd ze Stallonem został namaszczony przez krytyków błotem, ale kilku osobom się spodobał. Wśród nich byłem i ja. Dziś po kilkunastu latach po premierze i przed pojawieniem się nowej wersji, postanowiłem sprawdzić jak zestarzał się ten policjant przyszłości – swoją drogą z chęcią przeczytałbym komiks, w którym spotyka Robocopa.

 

W świecie przyszłości przestępczość to codzienność. Na straży sprawiedliwości stoją więc sędziowie, którzy mają prawo do ogłaszania i wykonywania wyroku za pomocą broni palnej i wszelkich innych środków. Jedną z legend ulic jest Sędzia Dredd, dla którego przestrzeganie prawa to podstawa. Co jednak gdy system którego bronił obróci się przeciwko niemu wskutek niesłusznego oskarżenia? Joseph może tylko chwycić za większą niż zwykle broń i zaprowadzić porządek raz na zawsze...a przynajmniej na kilka godzin.

 

Postać Sędziego Josepha Dredda pierwszy raz pojawiła się w antologii z 1977 roku zatytułowanej 2000 AD (a dokładniej w drugim numerze). Po dziś dzień stanowi jedną z głównych ikon brytyjskiego komiksu. Siłą rzeczy wzbudził zainteresowanie Hollywood. Droga na kinowy ekran była jednak wybrukowana przez jedną duża przeszkodę. Podczas kręcenia ekranizacji głośno było bowiem o konflikcie między głównym aktorem a reżyserem Dannym Cannonem. Sly żądał wielu zmian i koniec końców niewiele pozostało z oryginalnego scenariusza. A Cannon stwierdził, że już nigdy nie będzie współpracował z żadną gwiazdą i słowa jak na razie dotrzymał, skupiając się na serialach telewizyjnych.

 

Z tego co pamiętam dodatkowym zarzutem był brak szacunku dla znaku rozpoznawczego Dredda, czyli hełmu – w komiksie prawie nigdy go nie zdejmował. A tu biegał, skakał i strzelał bez niego przez większość filmu. Trzeba jednak pamiętać, że Sly był wtedy wielką gwiazdą i zapewne chciał się pokazać. Karl Urban raczej nie będzie miał z tym problemu.

 

Dziś Dredd bardzo mocno uwiera w oczy głównie jakością scenariusza. Główny bohater przeskakuje z miejsca na miejsce, a konflikt jest niedopracowany w kilku kluczowych momentach. Nadal jednak oprawa wizualna i ukazanie Mega-City One jest w stanie się podobać. W 1995 roku tego typu efekty i szeroko zakrojone wizje robiły duże wrażenie, aktualnie tak różowo już nie jest, ale nie można jednak odmówić temu filmowi stylizacyjnego uroku.

 

Poza tym, co było rzadkością w tamtym czasie, Stallone stanął naprzeciw godnego przeciwnika. Armand Assante wcielający się w postać Rico – sędziego, który przeszedł na Ciemną Stronę – z należytą dozą psychozy oddał ognisty charakter swego bohatera.

 

Nic wielkiego Was nie ominie jeśli przed seansem Dredda z Urbanem nie obejrzycie produkcji z 1995 roku. Możecie potraktować ten film jako ciekawostkę, którą można zobaczyć w ramach powtórki telewizyjnej, bo Sylvester Stallone ma w swoim dorobku o wiele więcej lepszych ról.

 

 

Ocena końcowa:

 

 

***

 

 

W kinach...

 

Dredd 3D / Dredd (2012)

 

 

 

 

 

 

 

Reżyseria: Pete Travis

Scenariusz: Alex Garland

Produkcja: Wielka Brytania, USA, Indie

Czas trwania: 95 minut

Obsada:

 

Karl Urban - Joseph Dredd

Olivia Thirlby - Anderson

Lena Headey - Ma-Ma

Warrick Grier - Caleb

 

 

Nadszedł czas sądu - Dredd

 

 

W niedalekiej przyszłości – tak na oko 10 do 15 lat – wszystko jest „mega”. Począwszy od miasta (Mega-City One), przez megabloki, po megaprzestępczość. Na straży sprawiedliwości stoją jednostki, które są ławą przysięgłych, i katami w jednym. Oto Sędziowie. Jednym z najsłynniejszych jest Dredd. Samotny wilk otrzymuje nową partnerkę z ponadnaturalnymi zdolnościami – Anderson. Ich pierwsza wspólna akcja, która miała być zwyczajnym śledztwem, okazuje się przemienić w regularną wojnę z Klanem Ma-Ma. A wszystko to w szczelnie zamkniętym megabloku o jakże przyjemnej nazwie – Brzoskwiniowy Gaj.

 

Byłem zaskoczony informacją, że „nowy” Dredd powstał jedynie za 45 milionów dolarów. Zwłaszcza, że prezentuje tak wysoki poziom pod względem widowiskowości. Niesamowicie poetycko wykonano spowolnienia czasu (mające podstawę w fabule) wyglądają zaskakująco świeżo i to nawet nie ze względu na efekt 3D, który jak zwykle jest zbędny.  W przypadku filmu Pete'a Travisa mamy do czynienia z podobnym zabiegiem stylistycznym jaki miał miejsce przy drugiej części Ghost Ridera. Pierwszy film to błyszcząca Hollywoodzka laurka, gdzie brud i trud życia stanowi tło. Z kolei w drugiej wersji dominuje kurz, szarość oraz surowość.

 

Od razu muszę zaznaczyć, że twórcy zdecydowali się interesujący zabieg. Zamiast eksplorować wyniszczony świat i miotać Josephem jak w przypadku filmu Danny'ego Cannona. Zabierają nas w podróż po wyniszczonym budynku, składającym się dwustu poziomów. Tak duża konstrukcja sprawia, że bohaterowie niczym w grze wideo podróżują ku górze, gdzie czeka ich konfrontacja z głównym bossem. Nie mam im tego za złe, bo to świetne posunięcie i na dodatek wykonane w niesztampowy sposób. Eksplorację uniwersum Dredda zostawią sobie na kolejną część. Teraz chcieli pokazać głównego bohatera w standardowej dla niego sytuacji...no prawie standardowej. Nie liczcie więc na kosmitów czy latające pojazdy. Po drogach wciąż jeżdżą VW i żółte taksówki. Mam wrażenie, że to celowy zabieg, by ukazać początki kariery sędziego.

 

Karl Urban wywiązuje się z powierzonego mu zadania, a puryści na plus zaliczą fakt, że nie zdejmuje hełmu przez cały film. Jego jednozdaniowe komentarze dopełniają obrazu sędziego, który nie cofnie się przed niczym, by wymierzyć sprawiedliwość. Podejście aktora znakomicie opisał w jednym z wywiadów reżyser, mówiąc iż „(Urban) trained like a motherf&*$#@” - co mam nadzieję nie wymaga tłumaczenia. Widać to na pierwszy rzut oka jak tylko postać wkracza do akcji. Nie jest tajemnicą, że Dredd wzorowany był na legendzie ekranu, którą sportretował Clint Eastwood w serii filmów o Brudnym Harrym. Kto wie może następnym etapem kariery Nowozelandczyka będzie wcielenie się w nową wersję Callahana?

 

Partnerująca Urbanowi Olivia Thirlby pasuje do tego świata jak ulał. Jej delikatna uroda podkreśla to, że jako „świeże mięso” musi się jeszcze wiele nauczyć, ale widać od razu, że posiada spory potencjał. Duże uznanie należy się temu kto wybrał Lenę Headey do roli Ma-Ma, bo to idealna przeciwniczka dla Dredda. Aktorka po mistrzowsku łączy zdzirowatość z bezwzględnością i pewną dozą znużenia otaczającym ją światem.

 

Nie myślcie też, że to ugrzeczniona wersja dla wypełnionych cukrem nastolatków. Jest tu wszystko za co pokochano papierowy oryginał, czyli krew flaki i masakra, posypana często czarnym humorem. W porównaniu z dziełem Cannona Travis dokonał dużego skoku jakościowego i napełnił mnie chęcią na ponowne zanurzenie się w Mega-City One i oby do tego doszło.

 

 

Ocena końcowa:

 

 

***

 

 

W tym tygodniu to tyle wieści z filmowego świata, który jak zawsze czeka na Was z otwartymi ramionami. Do przeczytania za tydzień!

Łukasz Kucharski Strona autora
cropper