Reklama
To już nie to samo, co kiedyś...

To już nie to samo, co kiedyś...

redakcja | 25.03.2013, 14:45

Wyznanie skwaśniałego malkontenta, któremu nic się nie podoba? Skąd? Słowa te pisze ktoś, kto swoją przygodę z grami zaczął jeszcze na handheldach produkcji radzieckiej, a zakończył (tak, tak, dowiecie się, czemu) na obecnej generacji. Generacji, która powoli chyli się ku końcowi.

Nie zamierzam ukrywać, że do napisania tego tekstu skłoniła mnie nie tylko obecna sytuacja w branży, ale też artykuł Ściery w jubileuszowym numerze PE. Artykuł ex-naczelnego przeczytałem kilkanaście razy i ze zdumieniem stwierdziłem, że moje poglądy w dużym stopniu pokrywają się z Ścierskim punktem widzenia. Branża mocno się zmieniła, jednak twierdzę, że zmiany te stanowią zaledwie preludium do tego, co zacznie się podczas następnej generacji konsol.

Piękne, ale krótkie

Maj 2009. Za kasę zarobioną za granicą sprawiłem sobie niezłe combo: 42’’ LCD Full HD, do tego bundle pak PS3 + Killzone2. Nie ukrywam, że zdecydowałem się na maszynkę Sony, choć kilka miesięcy wcześniej niewiele brakowało, bym zakupił 360tkę. Gry? Graficzny rozmach KZ2 zrobił na mnie ogromne wrażenie. Strzelankę Guerillasów skończyłem w dwa wieczory… I tu zatrzymam się po raz pierwszy, chcąc zwrócić uwagę na stały trend, który wraz z upływem czasu będzie się pogłębiał. Zanim obecna generacja rozkręciła się na dobre, redaktorzy cytujący znanych developerów obwieszczali, że produkcja gier – ze względu na ich złożoność wynikającą ze skomplikowanej architektury konsol – będzie trwać dłużej i stanie się coraz bardziej kosztowna. Nietrudno wydukać też, że coraz większe koszty produkcji gier będą przekładały się na żywotność produkcji. Wychodzi co wychodzi: powalające wykonaniem, ale nie długością rozrywki produkcje, które można skończyć w kilka godzin. A już wszyscy podniecają się, gdy na ukończenie topowej gry potrzeba „poświęcić” ponad 10h. Wspaniale. To ciężko zarobioną forsę mam wydawać na grę, którą „zaliczę” w max 20h?!

Dalsza część tekstu pod wideo

 


Dawno temu, gdy jeszcze ukazywał się Secret Service, Gulash denerwował się na przeniesioną z automatów na Saturna (cóż za wspaniała konsola…) ścigałkę ManxTT. Dokładniej, na ilość tras, po jakich można było pośmigać ścigaczami: całe… dwie trasy i dwie dodatkowe będące lustrzanymi odbiciami dostępnych miejscówek w trybie podstawowym. W tamtych czasach, a był to maj 1997 roku, nawet nie myślałem, że po 10 latach gry staną się naprawdę krótkie: ot, skandaliczna ilość tras spowodowana lenistwem Segi (nawet 4 - 5 tras np. w Daytona USA czy Sega Rally dało się jeszcze przeboleć). Programistom nie chciało się wzbogacić konsolowego portu o kilka atrakcyjnych, przedłużających żywot dodatków, toteż zaserwowali posiadaczom Saturna produkcję, w którą wielu wcześniej ciorało na maszynach arcade. Dziś krótkie gry to ponura rzeczywistość rynku. Są natomiast naprawdę piękne. I sądzę – w przeciwieństwie do Ściery – że wyobraźnia wcale nie jest spychana na margines. Musiała być przecież poruszona w procesie twórczym, którego rezultaty widzimy na ekranie. Poza tym, po to producenci hardware’u co kilka lat wypluwają kolejne generacje konsol, by serwowały coraz wyższy poziom grafiki, by w końcu osiągnęły to, o czym pisałem 6 lat temu w artykule opublikowanym N+: fotorealizm. Pisząc ten tekst, naiwnie wierzyłem, że current geny będą w stanie wyświetlić fotorealistyczną grafikę, którą trudno będzie odróżnić od widoków zza okna. Dzisiaj jestem bardziej ostrożny w ocenie i pokuszę się o stwierdzenie, że i nowy Xbox i PS4, niezależnie ile będą posiadały RAMu, rdzeni czy shader unitów, nie wygenerują fotorealizmu, co najwyżej się do niego zbliżą. Szkoda tylko, że wszystko odbywa się kosztem żywotności gry. Ale, przecież są jeszcze…

Popierdółki za 1800MSP, gry serialowe, DLC, reedycje w HaDe, czyli czego nie robi się dla kasy?

Nie, dzięki. Nie łykam tego. Niezależnie, czy Live czy PSN. Zawsze mi się wydawało, że konsola kosztująca ciężkie pieniądze, przeznaczona jest do gier, które do czerwoności mają doprowadzać obwody i kości graficzne. Po to w ciągu mego życia wydawałem gruby szmal na sprzęty, by na własne oczy ujrzeć, do czego są zdolne. I aby maksymalnie długo cieszyć się każdą grą. I tak było. Do obecnej generacji. Nie po to, by ściągać na dysk jakieś tałatajstwo za 1800MSP, będące: albo jakąś popierdółką skleconą przez małe studio, albo remake’m starszej produkcji. Banjo Kazooie na Live? Kto frajer, niech ściąga. I płaci. Super Stardust HD? Sorry, grałem w to na Amidze. Inną kwestią są tzw. gry serialowe, wydawane w odcinkach. Jakiż uroczy sposób na wyciąganie pieniędzy z kieszeni graczy, prawda panowie z Telltale Games? Uroczy, acz zarazem genialny w swojej prostocie, przyznać trzeba. Daję sobie odrąbać łapę, że inni pójdą tym tropem. Będziemy więc niebawem ściągać kolejne epizody do Uncharted, Killzone’a, Gearsów. Nie dodatkowe mapy, bronie czy przeciwników. Bo tą „przyjemność” mamy od kilku już lat. Ale, kolejne, pojedyncze rozdziały do gier, nie za friko, of koz. Czy na sali jest chętny na KillzoneHD? A może God of WarHD? Frajerzy dadzą się nabrać na odgrzewane kotlety. Ja nie. Brzydzi mnie naciągactwo. Niezależnie, czy jest to sięganie łapskami do portfeli graczy w wykonaniu Sony, M$ czy kogokolwiek.

Do bani z takimi „niespodziankami”

Nie wydaje mi się, żeby Wielki Brat, który patrzy, a więc Internet, był winien sytuacji, że gra jest „obcykana” jeszcze przed swoją premierą. Jak kto potrafi, to umie dotrzymać tajemnicy. Tajemnice, zwłaszcza te, które okrywają płaszczem najbardziej wyczekiwane produkcje, zawsze zwiększały apetyty graczy, budowały napięcie i wywoływały gorączkę w pozytywnym znaczeniu tego słowa, rzecz jasna. Jeszcze za czasów za poprzedniej generacji o nadchodzących produkcjach wiedziało się tylko z rubryk „Nowości” „Co nowego?”. To miało graczom wystarczyć. I wystarczyło. W każdym bądź razie mnie wystarczyło, by podjarać się nadchodzącymi produkcjami, które wyrywały dni z mego życiorysu. Wyznam szczerze, że opuszczałem portale typu PPE, PS3Site itp. w sytuacji, gdy jednego dnia podawano do wiadomości publicznej informacje na temat wdzianka, w jakim Connor będzie zabijał Brytyjczyków, scenerie, w jakich Connor będzie zabijał Brytyjczyków, chwyty i bronie, za pomocą których Connor będzie zabijał Brytyjczyków. Ciekawe, czy gdyby Connor miał możliwość „wypacykania się” na ekranie TV, to też wszyscy by się tak podniecali? Kurwa! I gdzie tu miejsce na niespodzianki?! Halo4. Odcinek 1. Halo4. Odcinek 2. Medal of Honor Warfighter, bronie. MOH W: jednostki. MOH W: sraty-taty… To po to mam wydawać przeszło 180 zeta? By zaliczać questy, o których od miesięcy wałkują nam autorzy, a których cytują portale? By zabijać kreatury, które od miesięcy prezentują wydawcy? Co następne? Aha, już wiem: pojazdy w GTAV. Miejscówki w GTAV, bohaterowie w GTAV. Pieprzę takie „niespodzianki”! DOŚĆ!

 



Po 20 latach obcowania z grami na wielu sprzętach, które zalegają u mnie na półkach: od dziwadła o nazwie Radofin po PS3 i po zgromadzeniu i  przeczytaniu przeszło 700 gazet obejmujących okres 1985 – 2009 (jubileuszowy PE kupiłem z sentymentu i tylo) mówię dość. Mówię dość z powodu w/w nieuniknionych czynników: krótkich, ale niezmiennie drogich gier; magii niszczonej przez samych developerów, a chętnie łykanych i przekazywanych na zasadzie: podaj dalej przez media, czy po prostu zwykłego grzebania w portfelach graczy. Złośliwcy zarzucą mi w tym miejscu: a czy same gry to nie sposób na zarabianie na graczach? A czy piekarnie nie zarabiają na wypiekaniu i sprzedawania chleba? Czy mleczarz nie trzyma w oborze krowy po to, by potem sprzedać konsumentom wydojone mleko? Fakt, trzeba z czegoś żyć. Branża się zmieniła, ale czy do tej pory było źle? Do tej pory wystarczyły mi jedynie recenzje w gazetach. Nie potrzebowałem informacji na temat miejscówek, przeglądu bestiariusza czy narzędzi do wytępienia inwentarza rodem z piekła na miesiące przed premierą. Sam wolę odkryć w trakcie rozgrywki, z czym przyjdzie mi się zmierzyć, jakie światy podziwiać. A jako, że przyszłość gier video rysuje się w sposób, jaki w powyższym tekście nakreśliłem (wiem, że mam sporo racji, ostatnio często mam rację, co nie zawsze mnie raduje), mówię: ja wysiadam. Pieprzę taką „rozrywkę”. W tych okolicznościach słowo „rozrywka” jest puste jak bęben. Nie zamierzam bulić ciężkiej forsy na tytuły, które da się skończyć w jeden wieczór tylko dlatego, że będą to Gears of War 5, Killzone 4, Uncharted któryś tam z rzędu. Nie zamierzam teza kolejne ciężkie pieniądze ściągać po jednej mapie do każdej kolejnej gry. Nie oglądam też z wywalonym jęzorem teaserów, trailerów i innych srutów – pierdutów.

Wiele osób twierdzi, że dziś „to już nie to samo, co kiedyś”. Ja też tak twierdzę. Nie mam nic przeciwko postępowi technicznemu. Mówię za to „NIE” totalnej komercjalizacji gier, obdarciu ich z ducha czystej rozrywki i tajemniczości, który do niedawna był ich nieodłącznym kompanem. Z tych oto powodów stwierdzam, że PS3 jest ostatnią konsolą, jaką kupiłem w życiu. PS4 ani X720 czy jak go tam nazwą, na pewno nie kupię. Jestem pewien, że wiele osób podziela moje spojrzenie na tę kwestię i ma podobne odczucia.

Rozżalony

Marcin Kołodziej, czytelnik

Źródło: własne
redakcja Strona autora
Wszechstronny autor – a to przygotuje materiał sponsorowany, a to komunikat redakcyjny. Znajdziecie go w każdym zakątku portalu jak to na szefa wszystkich szefów przystało. Nie tylko pisze, ale coś naprawi i wysłucha - piszcie na [email protected].
cropper