Playtest gry: Tearaway

Playtest gry: Tearaway

Wojciech Gruszczyk | 26.10.2013, 23:45

Po serii LittleBigPlanet przedstawiciele z Media Molecule zaskoczyli graczy zapowiadając w 2012 roku nowy projekt. Już pierwsze informacje pokazały, że także tym razem autorzy chcą stworzyć bardzo oryginalny produkt – dość nietypowa postać, zaskakująca grafika i natrętne wykorzystanie funkcji PlayStation Vity... Czy to może się udać? Zapraszamy na zapowiedź Tearaway – kolejnej próby walki Sony o przyszłość swojego handhelda.

Mały chłopiec o wielkich marzeniach i duży bóg, obserwator

Dalsza część tekstu pod wideo

 

Jest to historia o tworzeniu opowieści. Nietypowa postać – koperta – ma do dostarczenia wiadomość. To od nas zależy, czy będzie to chłopczyk, czy dziewczynka i jaki będzie miał odcień kartonu. Zadanie, które bohater otrzymał jest dla niego niezwykle ważne, jednak już na samym początku coś idzie nie tak i zamiast wykonać misję została otwarta luka z krainy Tearaway  do świata ludzi. Tak, dokładnie – Tearaway już w tym miejscu zaprasza gracza do wielkiej interakcji z produkcją. Przez całą historię gdzieś tam u góry, w roli słońca widać dzierżącego sprzęt, który jest przedstawiany w historii jako Istota. To do Ciebie Drogi Czytelniku, a w przyszłości graczu, Iota – męski odpowiednik kartonowego dostarczyciela wiadomości – musi dostarczyć wiadomość. Opowieść jest ciekawie budowana – od początku poznajemy krainę i zapoznajemy się z postaciami, a zarazem wszystkimi innowacjami, które przyszykowali twórcy.

 

 

Twoje palce, Twoja moc

 

Istota ma duży wpływ na prowadzenie fabuły i tak czasami należy stuknąć w tylni panel konsoli, innym razem dmuchnąć, a jeszcze w innej sytuacji po prostu pomazać przedni ekran. Cała interakcja z konsolą i Iotą sprawia wiele frajdy – autorzy w niezwykle staranny sposób przygotowali opowieść tak, aby i Istota i dostarczyciel wiadomości musieli ze sobą kooperować. W zasadzie współgramy ze samym sobą, bo nie ma tutaj drugiego gracza, ale zostało to przygotowane tak sprytnie, że czasami można się zagubić. Produkcja dała mi poczucie, że jestem częścią gry. Sprawia to mnóstwo zabawy. 

 

Chodź, pomaluj mój świat…

 

Media Molecule, jak na twórców LittleBigPlanet przystało, nie zapomnieli o swoim rodowodzie. Od samego początku można przemienić Iotę – dodać mu dodatkowe oczy, zmienić uśmiech, czy po prostu wrzucić na głowę wielki karton. Wszystko odbywa się za pomocą przedniego ekranu. Podobnie zresztą jak z niektórymi sekwencjami, gdzie należy wykazać się umiejętnością malowania – wyobrażacie sobie krainę śniegową bez śniegu? Tutaj nie jest to problem, ponieważ Istota namaluje paluchem śnieg, wytnie, a następnie cała plansza zostanie ozdobiona latającym czymś. To coś jest dość istotne, bo gracz ma swobodę w tworzeniu – mogą to być gwiazdki, piłki, uśmiechy, a nawet zielone fallusy. Serio.

 

Innym razem trzeba stworzyć rękawice, które później bohater będzie nosił albo upiększyć świnkę, która potrzebuje poprawić swoją samoocenę. Podczas przygody zdobywamy konfetti, które są typową walutą – za jej pomocą można kupować różnorodne dodatki do strojów, czy też inne potrzebne gadżety.

 

 

Muszę jeszcze wspomnieć, że w trakcie jednej z misji Kopertka dostaje aparat – dzięki temu urządzeniu świat nabiera kolorów!  Do teraz zastanawiam się, czy łoś, którego ozdobiłem motywem z mojej poduszki – zrobiłem zdjęcie, które następnie zostało przerzucone na łosia – nie ma mi tego za złe, bo choć uśmiechał się szeroko, to wyglądał dziwnie. Zdjęcia trzeba także robić elementom, które zostały obrabowane z kolorów – w tej sytuacji dobre fotki dają dostęp do papierowych modeli. Takowe możemy pobrać ze strony producentów i złożyć w domowym zaciszu. Gra wychodzi ze świata konsoli i wpada na nasze biurko, czy też szafkę. Ciekawy patent.

 

To nie jest historia, w której tylko chodzimy, dotykamy ekran i przechodzimy kolejne poziomy. Na drodze głównego bohatera stają Pudłaki  – są to rywale, którzy chcą przeszkodzić w dostarczeniu wiadomości. Z przeciwnikami czasami walczy Iota, a czasami Istota. Pojedynki są ciekawe, ponieważ pomyślano nad wykorzystaniem obu uczestników zabawy – są momenty, w których wystarczą interwencje Kopertki, jednak innym razem gracz musi użyczyć swojego palucha i wprost zmiażdżyć niegodziwe pudełka. 

 

Kartony są ładne

 

Ciekawie również prezentuje się oprawa graficzna – twórcy stworzyli bajeczny, kartonowy świat, który po spotkaniu z naszym nabiera naprawdę soczystych kształtów. Pełne 3D zadowala, a niektóre obiekty wykonane z papieru mogą się podobać. Nie ma zachwytu, ale wszystko jest przyjemne i przejrzyste dla oka. W tle cały czas słychać urocze utwory, które w idealny sposób wpisują się w zaproponowany przez twórców schemat. Jest sympatycznie. 

 

 

Gdybyśmy mieli więcej takich problemów…

 

Największym problemem, z którym aktualnie muszę sobie poradzić jest fakt, że gra pojawi się na rynku dopiero za 25 dni. Dostarczony przez Sony fragment rozgrywki pozwolił mi zapoznać się z podstawowymi elementami, liznąć cukierek, ale gdy wszystko zaczęło smakować niestety skończyła się wersja testowa.

 

Gra urzeka rozwiązaniami i nie pozwala o sobie zapomnieć. Dawno nie miałem przyjemności uczestniczyć w tak wyśmienitej przygodzie – tutaj nie ma jednego aktora, bo przecież jest bohater i jestem ja. Twórcy wykonali kawał dobrej roboty ryzykując z tak ciekawymi i zarazem innowacyjnymi rozwiązaniami, jednak myślę, że nie będą żałować. Tak samo nie będą żałować gracze, którzy po premierze otrzymają kolejny niezwykle ciekawy tytuł. Przynajmniej tak wygląda Tearaway po kilku pierwszych godzinach gry.       

Wojciech Gruszczyk Strona autora
Miał przyjść do redakcji zrobić kilka turniejów, ale cytując klasyka „został na dłużej”. Szybko wykazał się pracowitością, dzięki której wyrobił sobie pozycję w redakcji i zajmuje się różnymi tematami. Najchętniej przedstawia wiadomości ze świat gier, rozrywki i technologii oraz przygotowuje recenzje gier i sprzętu. Jeśli jest zadanie – Wojtek na pewno się z nim zmierzy. 
cropper