Kącik Filmowy: Recenzje
Sukces! Udało mi się powrócić bez opóźnień, przesunięć, teleportacji, machinacji itp. We wtorkowej odsłonie Kącika czeka na Was krótki werdykt na temat filmu Pompeje oraz porcja twórczości fanów. Zapraszam!
Krótki werdykt
Pompeje / Pompeii (2014)
Reżyseria: Paul W.S. Anderson, Scenariusz: Janet Scott Batchler, Lee Batchler, Produkcja: Kanada, Niemcy, Czas trwania: 105 minut, Obsada: Kit Harington, Emily Browning, Kiefer Sutherland, Jared Harris.
Mitologia zawsze była mi bliska. Czy to pod postacią przefiltrowanych opowieści od Jana Parandowskiego, komiksów, gier czy roku spędzonego na filologii klasycznej. Co jakiś czas Hollywood dopada moda. Aktualnie podziwiamy triumf ekranizacji komiksów. Innym nurtem są klasyczne bajki, powracające w wersji z aktorami i tonami efektów specjalnych. Kolejną ścieżkę zaczynają (ponownie) wyznaczać dzieła traktujące o pradawnych herosach i wydarzeniach. Po niezwykle nieudanej Legendzie Herkulesa, chwyciłem za mit o Pompejach. Celowo używam słowa "mit", ponieważ nigdy do końca nie dowiemy się nic poza to, że wulkan zrobił bum, a ludzie zginęli. Lubujący się w zombie, Paul W.S. Anderson opóźnił prace nad szóstą częścią filmowego Resident Evil właśnie na rzecz tego tytułu. Czy postąpił słusznie? Z punktu widzenia karierowego – tak, ponieważ warto próbować różnych rzeczy. Problem w tym, że stworzył dzieło, które mogłoby trwać 10 minut. Na hasło „Pompeje” co pojawia się w Waszych głowach? Wybuch wulkanu? Ogromna fala śmiercionośnej lawy i pyłu? A może romans między dwoma osobami pochodzącymi z różnych sfer - niewolnik i szlachcianka - któremu sprzeciwiają się wszyscy? Jeśli to ostatnie, nie będziecie zawiedzeni i zawiedzone, bo tak prezentuje się większość scen. Dla mnie, już opowieść o dwóch lesbijkach lub gejach byłaby świeższa. Od pierwszych ujęć czekałem na wulkaniczny armageddon, a on raczył się zjawić dopiero pod koniec filmu. Taki trik o wiele lepiej udał się w najnowszej opowieści o Godzilli, choć i tak czułem niedosyt. Tutaj, zabieg w stylu "ukryć to co najważniejsze", nie ma racji bytu. Nie pomaga również fabuła opierająca się na schemacie - facet kocha dziewczynę, która podoba się czarnemu charakterowi, a ten z kolei wymordował wioskę faceta z początku zdania. Jak to dobrze, że wszyscy znaleźli się akurat w pobliżu wielkiej góry, która uległa przebudzeniu... Słysząc pierwsze zapowiedzi od razu miałem wizję walki o przetrwanie, w sytuacji niemal bez wyjścia (co udało się oddać w Residentach). Dwadzieścia, góra trzydzieści minut szwendania się po ekranie i lokacja, a potem godzina ucieczki, oto wersja dla mnie. I gdyby nie zaskakujące zakończenie wystawiłbym o wiele niższą ocenę. Miło, że zdecydowano się na takie rozwiązanie, ponieważ spodziewałem się standardowej amerykańskiej kanapki posypanej cukrem (mimo, iż to dzieło kooperacji Kanady i Niemiec). Na plus zaliczam jeszcze świetne efekty specjalne. Jest jednak jedno "ale". Wszystkie sceny ukazujące demolke w planach totalnych wyglądają bosko – pierwszy wybuch Wezuwiusza w kinie prezentował się zapewne wypasiastycznie. Problem polega na tym, że gdy zbliżamy się do bohaterów na poziomie ulicy, efekty prezentują się coraz gorzej – zapewne trudniej połączyć żywe i ruchome postacie z materiałem z tła. Aktorzy również się nie popisali. Kiefer Sutherland nie jest stereotypowo przerażający a obrzydliwy, lecz liczyłem na większy popis jego aktorskich umiejętności. Kit Harrington przeszedł niezłą przemianę cielesną, ale zgubił to co czyni jego kreację w Grze o tron godną zapamiętania. O kobiece role nawet nie pytajcie, bo są tragiczne. Reasumując, jeśli natraficie na Pompeje w telewizji, możecie rzucić okiem – jednym wystarczy – biorąc pod uwagę, że to co najlepsze zacznie się dopiero pod sam koniec seansu.
Werdykt: 5.5/10
Fani w akcji
Przeczytaj również
Komentarze (17)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych