Comix Zone – W sieci kłamstw
Nowy Jork doszczętnie zniszczony, Peter Parker nie żyje. W obliczu zagrożenia, ostatni z wrogów Pająka przyodziewa maskę poległego bohatera. Mądrzejszy, silniejszy, ale czy lepszy?
Na początku 2013 roku byliśmy świadkami wydarzenia, które wstrząsnęło całym środowiskiem komiksowym. Jeden z najbardziej ikonicznych i kultowych śmiałków Marvela, Spider-Man, został uśmiercony w morderczej walce z szalonym naukowcem – Otto Octaviusem, szerzej znanym pod pseudonimem „Octopus”. Na przestrzeni ostatnich lat wielokrotnie mieliśmy okazję prześledzić agonalne chwile klasycznych herosów („The Death of Superman”, „Fallen Son”), jednak tym razem sprawa prezentowała się kompletnie inaczej niż zazwyczaj. Trwający nieprzerwanie od 1963 roku cykl „The Amazing Spider-Man” został zastąpiony nowym dwutygodnikiem o przedrostku „The Superior”, w założeniach mając przedstawić losy odświeżonego, lepszego bohatera. Jeżeli nie śledzicie na bieżąco świata „Domu Pomysłów”, pewnie zapytacie, kto przywdział strój Człowieka-Pająka?
W finałowym, siedemsetnym numerze „ASM” Doktor Octopus zakończył wieloletnią krucjatę Ścianołaza, uprzednio zamieniając się z nim własnym organizmem. W skrócie – Peter Parker umarł w ciele niedołężnego Octaviusa, zaś jego przeciwnik na nowo zyskał siłę oraz witalność. Brzmi jak kolejny scenariusz „Szalonego Szkota” Granta Morrisona i tak zresztą wygląda to w praktyce. Dan Slott zerwał jednak z kilkoma schematami trzymającymi się świata komiksów od dawien dawna. Śmierć Pająka nie została zakończona epicką walką o przetrwanie ani ofiarą dla innej osoby. Niczym w filmach Quentina Tarantino, heros skończył swój żywot w naturalny, nieprzystający super-bohaterowi sposób. Sekwencje walk Doc Ocka i Petera trwały zaledwie kilka stron...
Przejdźmy jednak do meritum naszego wywodu. Octopus, poza wysportowaną sylwetką, przejął również wspomnienia Parkera. Zobaczył jego cierpienie, rozpacz oraz największe porażki – śmierć bliskich osób, w szczególności wujka Bena i Gwen Stacy. Jak się później okazało, Otto także doświadczył w swoim życiu wielu traumatycznych przeżyć. Właśnie dlatego postanowił kontynuować misję dawnego wroga oraz odkupić swoje winy.
O ile sam koncept w formie streszczenia prezentuje się dość absurdalnie, tak na kartach komiksu dało się go przeczytać bez uśmiechu politowania. Co więcej, historia wielokrotnie trzymała wysoki poziom i stanowiła ostatnią deskę ratunku dla słabnących z roku na rok zeszytów Człowieka-Pająka. Opinie komiksiarzy były podzielone – jedni pokochali nowe oblicze Stawonoga, inni zaś znienawidzili je i przestali czytać jego przygody.
Pierwszym grzechem „The Superior Spider-Mana” jest częstotliwość, z jaką seria trafiała na sklepowe półki. Standardowe, konkurencyjne cykle pojawiały się na rynku w odstępie miesięcznym, zaliczając niekiedy poważne opóźnienia, ale zyskując przy tym na jakości. Sprawa Pajęczaka wyglądała zupełnie inaczej – tytuł od początku był dwutygodnikiem, co prawdopodobnie stanowiło jeden z głównych powodów ciągłej rotacji rysowników. Kolejne przewinienia popełnił zaś sam scenarzysta, prowadząc serię w dość nierówny sposób – raz ukazując zapierającą dech w piersiach walkę z Vulturem, innym razem porażając czytelnika infantylizmem takich bohaterów jak Octopus czy Green Goblin.
„The Superior Spider-Man” okazał się niesamowicie odważną, głupią, ale i szczerą w intencjach historią, która pokazała, jak niewykorzystany potencjał drzemie jeszcze w postaci Człowieka-Pająka. Był to swego rodzaju pastisz całego rynku komiksowego, co rusz puszczający oko do czytelnika oraz na każdym kroku wyśmiewający konkurencję. Scenarzysta serii, całkowicie świadomy tego co robi z ponad pięćdziesięcioletnim uniwersum Pajęczaka, nie uniknął zresztą autoironii. Doskonale podsumowuje to postać Spidey'ego 2099, Miguela O'Hary, który opowieść o zamianie świadomości z Octopusem kwituje krótko: „Brzmi to na tyle głupio, by było prawdziwe”.
Czas na gorzką prawdę. Zbliża się kwiecień 2014 roku. W tym czasie na ekranach kin debiutuje druga część „Niesamowitego Spider-Mana” w reżyserii Marca Webba. Sprawdza się najczarniejszy scenariusz czytelników historii obrazkowych – Peter Parker powraca na karty komiksów, a wydarzenia przedstawione w ostatnim roku nie miały najmniejszego sensu. „Nadchodzi wielka filmowa produkcja. Wszędzie widnieją reklamy, zabawki pojawiają się w sklepach, a Spider-Man widnieje na koszulkach. (…) Jak mógłbyś nie popłynąć na tej fali?”– tłumaczy się w jednym z wywiadów Dan Slott.
Trzynaście lat temu J.M. Straczynski pokazał, w jak niekonwencjonalny sposób można pisać przygody Człowieka-Pająka. Zaprezentował klasyczne wcielenie Ścianołaza, okrasił je odrobiną mistycyzmu, a wszystko to doprawił nutą przygody. Jego cykl nie ustrzegł się wprawdzie wielu wad (m.in. radykalne zmiany w uniwersum), ale w oczach miłośników komiksu jest najlepszą serią, poświęconą Pajęczakowi ostatnich kilkunastu lat. Autorowi udało się zawrzeć wszystko, co najlepsze w historiach Spidey'ego – humor, inteligentne dialogi oraz wyraziste postacie. Jest to doskonały przykład, jak powinny wyglądać zeszyty dedykowane temu bohaterowi.
Cykl Dana Slotta od początku był splątany siecią kłamstw... Kwestią czasu okazało się przywrócenie do świata żywych Petera Parkera, wznowienie miesięcznika „The Amazing Spider-Man” oraz powrót serii do korzeni. Zbliża się nowa era dla miłośników Człowieka-Pająka. Jednak czy jej twórca zasłużył sobie na kredyt zaufania?
Grafiki zamieszczone w artykule pochodzą z oficjalnej strony wydawnictwa Marvel Comics. Ich autorami są Dan Slott (scenariusz) oraz Giuseppe Camuncoli (rysunki). Wywiad, przytoczony w publikacji, został przeprowadzony przez serwis Comic Book Resources. Cytat w przekładzie własnym.
Tomek „Tommy Gun” Grodecki
Przeczytaj również
Komentarze (12)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych