Perełki z Szaraka: Level 08
Pół roku po premierze pierwszej konsoli Sony na sklepowe półki trafiła gra Loaded. Studio Gremlin Interactive, które do tej pory znane było chociażby z wyścigowej serii Lotus, zadebiutowało tym tytułem na PlayStation. Wkładając płytę do napędu nie wiedziałem, że czeka mnie totalne rycie beretu
Loaded
Wydawca: Interplay
Producent: Gremlin Interactive
Data Premiery: 1996
Przez bardzo długi czas nie miałem nawet pojęcia, że Loaded miało swoją fabułę. Ludzkość znalazła sposób na podróżowanie z prędkością światła i zaczęła kolonizować wszystkie planety w galaktyce. Wśród żołnierzy był niejaki F.U.B. (Fat Ugly Boy) – wojskowy kuchcik, który popadł w szaleństwo. Podczas jednej z licznych walk wylądował z kompanami na pustyni i nie mogąc znaleźć żadnego mięsa uciął sobie nogi i zrobił z nich pyszny posiłek. Został za to skazany na banicję. Poprzysiągł zemstę. Skonstruował sobie dwie, mechaniczne nogi i został kosmicznym piratem. Na planecie Raulf zbudował strzeżone więzienie, w którym umieścił najbardziej niebezpiecznych przestępców, którzy trafili tam za zbrodnie popełnione właśnie przez F.U.B.-a. Czub miał pecha, ponieważ wśród nich znalazła się szóstka największych popaprańców, która nie zamierzała do końca życia gnić w więziennych murach. Najpierw postanowili wydostać się z pułapki, a następnie dorwać tego, który ich tak urządził.
Pokręcona ekipa
Loaded był prawdziwą plejadą psychicznie chorych gwiazd. Do dyspozycji graczy oddano sześć grywalnych postaci, różniących się statystykami, dzierżoną w łapach giwerą i atakiem specjalnym, zwanym zwyczajnie Ultra Bomb (kiedyś wszystkie ataki specjalne nazywano „bombą”). Mamma była spaślakiem strzelającym z pistoletu plazmowego, Vox niebezpieczną laską z bronią soniczną, Fwank klaunem walącym z ciężkiego karabinu, Butch czubkiem w damskich fatałaszkach wyposażonym w miotacz płomieni, Bounca dryblasem z wyrzutnią rakiet, a Cap’N Hands kowbojem z dwoma flintami. Ich ataki specjalne były równie popaprane. Za przykład niech posłużą samonaprowadzające się, wybuchowe misie pluszowe Fwanka.
Grę charakteryzował mocno pokręcony, chory wręcz klimat. Na drodze do F.U.B.-a bohaterowie spotykali setki, jeśli nie tysiące przeciwników, a każdy z nich umierał szybko i krwawo, będąc dosłownie rozsmarowanym po podłodze. Spusty broni nie stygły nawet na moment. Sama rozgrywka polegała na odnajdywaniu specjalnych kart magnetycznych dających dostęp do dalszych części poszczególnych leveli. W międzyczasie trafiały się power-upy dające dodatkową „bombę”, albo zwiększające skuteczność posiadanej broni. Najwięcej frajdy dawała gra w kooperacji. Wówczas to, co działo się na ekranie momentami ciężko było w ogóle ogarnąć. Trup słał się gęsto, wszędzie pełno było krwi, a elementy otoczenia zmieniły się w ruinę.
Rzyganie w rytmach popu, który sam się zeżre
Oprawa graficzna nie powalała. No dobra – była beznadziejna. Poziomy robione metodą kopiuj-wklej mogły szybko się znudzić, a ubogi zestaw przeciwników dodatkowo pogarszał sprawę. Efekty świetlne również nie były najwyższych lotów. Natomiast to, co na zawsze zostanie mi w pamięci, to muzyka. Na potrzeby gry zmiksowano dwa utwory genialnego zespołu Pop Will Eat Itself – „R.S.V.P.” (przygrywający w menu głównym) oraz „Kick to Kill”. W trakcie samej gry przygrywająca w tle muza też dawała radę. Co ciekawe, po załadowaniu każdego z 15 poziomów, można było wyciągnąć płytę z grą i na jej miejsce włożyć dowolny CD z muzyką. Tylko sobie wyobraź, ile frajdy dawało masakrowanie wrogów w rytmach ulubionych zespołów. W moim przypadku była to płyta „Chaos A.D.” Sepultury.
Stay Loaded!
Siłą Loaded był gameplay, który nigdy się nie nudził, szczególnie w trakcie zabawy ze znajomymi. Grafika i momentami słabo zaprojektowane poziomy nie miały znaczenia – liczyła się zadyma. Jest to jeden z nielicznych tytułów, do których wracam nawet dzisiaj, szczególnie podczas imprez.
Galeria
Przeczytaj również
Komentarze (27)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych