Wrocławska Apokalipsa rozmachem dorównała imprezie premierowej PlayStation 4
Gdy jadąc do Wrocławia na "Apokalipsę" zapytałem Kaliego na ile osób planowana jest impreza, ten rzucił tekstem - "900 osób". Znając jego poczucie humoru nie spodziewałem się, że nasza branżowa impreza faktycznie przyciągnie tylu chętnych. Ale w końcu było co świętować.
Na samym początku chciałbym zaznaczyć, że nie będzie to suchy opis wydarzenia, a swoista relacja zza kulis. Bez cenzury i "pijarowskiej" gadki - takimi relacjami chcemy Wam pokazać, jak wygląda to wszystko od zaplecza, choć jak pokazała historia mieliśmy w takich momentach zarzuty o brak profesjonalizmu. PSX Extreme zawsze jednak podchodził do wyjazdów nieco inaczej niż większość mediów i z tego też względu podobną politykę chcemy kontynuować na portalu.
Na Dying Light Party wyruszyliśmy sporą ekipą. Z Warszawy podstawionym przez Techland autokarem wystartowaliśmy z Placu Defilad z SoQiem i Sobkiem, z Opola swoim Mercedesem klasy S śmigał Butcher, a z Gdańska pociągiem PKP (choć podobno nie wszystkie pociągi to PKP!) - Monika. Na miejscu był już JaMaJ i Kali. W autobusie nie brakowało też redaktorów innych redakcji. To zdecydowanie był wesoły autokar i dość szybko słychać było strzały pierwszych puszek z piwem, a niektórzy sięgnęli nawet po trunki cięższego kalibru. Redaktorom nie brakowało też obowiązkowego wyposażenie na takie wycieczki, czyli handheldów. Pojawiły się też niewybredne dowcipy (-Wiesz czym różni się kobieta od lodówki? Do lodówki możesz włożyć jajka.), nucenie utworu "dziewczyny lubią brąz" (w odniesieniu do słynnej już afery z Szejkami), snucie wizji o konsolach kolejnej generacji (PlayStation Stream) oraz określanie czym dzisiaj jest dla niektórych retro (Crash Bandicoot). W takim klimacie doczłapaliśmy się do Łodzi. Brak obwodnicy spowodował, że spędziliśmy tu w korkach ponad 40 minut, a ktoś z tyłu autobusu rzucał tekstami w stylu - "Co to za szare miasto. Czy to już Sosnowiec?".
Na kolejnych stacjach benzynowych można było zaopatrzyć się w złocisty trunek, albo niezdrowe jedzenie z McDonaldsa. Pani, która nadzorowała wycieczkę za każdym razem liczyła wszystkich osobników i pytała się czy mamy swoją parę. Czuliśmy się jak w gimnazjum, choć z racji wieku nie mieliśmy okazji nigdy do niego uczęszczać. Tak - większość branżowców to już starsi panowie :) Do Wrocławia, który przywitał nas deszczową pogodą, dotarliśmy około 18:30. W autokarze można było usłyszeć pewną panią, która zamawiała pizzę dla syna z Warszawy. "A to żeby była darmowa dostawa trzeba coś dorzucić? To pan dorzuci jakieś kurczaczki takie jak w KFC". To był sygnał, że czas wysiadać. Zameldowaliśmy się w hotelu jako "dziennikarze inni", cokolwiek to oznaczało. Pokój hotelowy był z widokiem na dźwig, więc z miejsca skojarzyliśmy to z Haram. Póki co jednak pomysł wspinaczki na żurawia sobie darowaliśmy. Gdy wrzuciliśmy na Facebooka zdjęcie z hotelu z kawką w tle - pojawiły się pierwsze głosy niezadowolenia - "Tak bezalkoholowo chłopaki, przez te 18lat czytania nauczyliście mnie innej postawy". Cóż, doszliśmy do wniosku, że nie możemy zawieść naszych czytelników!
Kilka minut po 19 zmierzaliśmy już na Apokalipsę mijając po drodze klub Sogo, w którym część ekipy miała ochotę się rozgrzać. Naszym celem był jednak Times Event Center Wrocław. Ten nowoczesny, kilkupiętrowy budynek zlokalizowany w ścisłym Centrum Wrocławia i charakteryzujący się przeszklonym dachem i antresolami, został wystylizowany na miejscówkę z gry. Przed wejściem można było zobaczyć charakterystyczną scenografię, gostków paradujących w znanych z gry strojach (SoQ chciał strzelać im w butle), oraz specjalny tunel prowadzący na event oznaczony jako strefa kwarantanny. Nyska z napisem "Good Night, Good Luck", przypominała, że zapowiadany open bar zamieni w kilka godzin niejednego redaktora w człapiącego zombiaka.
Okazało się też, że większość osób zawinęła się autokarem o 1 i wracaliśmy do Stolicy w zaledwie 7 osób. "Bierzemy tył" - krzyknęliśmy rozsiadając się jak królowie i otwierając przygotowany przez Kaliego prowiant. To była długa podróż, bo Paweł z Gamezilli urządził sabotaż chcąc dostać się do Katowic na IEM. Tym sposobem do Warszawy jechaliśmy na około. Ale przynajmniej można się było porządnie wyspać. Przeglądając zdjęcia natrafiliśmy też na dość jednoznacznie wyglądającego Sobka. Mamy nadzieję, że będzie to nowy hit internetowych memów!
A co z Moniką i Butcherem? Monia wróciła do Gdańska swoim pendolino o 7 rano, z kolei Grzegorz zastał przy samochodzie prezent od panów policjantów. Naczelny to ma te przywileje – nie ma co!
Galeria
Przeczytaj również
Komentarze (28)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych