Z małym opóźnieniem, ale wkońcu najnowszy Kącik filmowy z recenzjami ląduje przed Waszymi oczyma. Tym razem, będziemy ćwiczyć struny głosowe podczas Igrzysk śmierci z Kosogłosem. Część 1 oraz poznamy prawdę o tym Jak dogonić szczęście. Zapraszam!
Igrzyska śmierci: Kosogłos. Część 1 (2014)
Dalsza część tekstu pod wideo
Ilość powieści dla młodzieży, które lądują na srebrnym ekranie jest z roku na rok coraz większa. Są takie tragiczne – „Zmierzch”, są takie przeciętne – „Niezgodna” (może druga część jest lepsza, jeszcze jej nie widziałem), a także takie ponad przeciętne – „Igrzyska śmierci”. Pierwszy film z serii obejrzałem przypadkiem i nie żałowałem. Zaraz po seansie zapragnąłem poznać dalsze losy bohaterów. Wybór padł na książki w wersji audio. Pochłonąłem je w tempie przyśpieszonym. Drugi film tak jak i powieść nie wniosła dla mnie zbyt wiele nowego. Za to trójka to już klasa sama w sobie. Oczywiście w Hollywood ktoś wpadł na pomysł podzielenia ostatniego tomu na dwie części filmowych doznań. Nie łykam tłumaczeń, że w finale jest tyle wątków, iż należy tak czynić. Przecież można stosować taki podział od pierwszych książek. Wtedy jednak nie wiadomo jeszcze czy film pochwyci miliony widzów na całym świecie. Rozumiem chęć zarobienia dwa razy, ale tylko gdy dzieło „trzyma poziom”.
W przypadku „Kosogłosa część pierwsza” jestem rozdarty. Podoba mi się atmosfera i zmiana obserwowanego świata. To nie jest już tylko „zabawa” w zabijanie na arenie, a otwarta wojna między dystryktami, a Kapitolem. Skala konfliktu wzrosła bardzo szybko i rozumiem zagubienie głównej bohaterki. Całkowicie jednak nie mogę znieść tego jak prowadzona jest Katniss. Przez większość czasu ekranowego nic tylko zawodzi i siedzi. Gdy już miałem nadzieję na zmianę nastawienia – atak na szpital, po jakimś czasie ponownie wróciła do stanu poprzedniego. Wyobrażam sobie w jak trudnej jest sytuacji, ale taka postawa ukazywana przez cały film powoduje odrzucenie, a nie współczucie. Oby od pierwszych scen części drugiej była bardziej...katnissowata. Dodatkowo, miałem jakiś podświadomy opór względem Pani Lawrence, który zrozumiałem dopiero po internetowych poszukiwaniach. Okazuje się, że wystąpiła na planie w peruce. Może to drobiazg, ale dla mnie znaczący. Widać nie ufam sztucznym włosom. Twórcy wprowadzają kilka nowych postaci. Prymat wiedzie hipnotyzująca jak zawsze Julian Moore w roli szefowej rebeliantów Almy Coin. Poza tym, nikt inny nie wybija się z tłumu, a szkoda, bo skoro Panna Everdeen jest lekko... niedysponowana, przydałaby się jakaś silna postać. Przykro mi, ale Gale nie robi nam nie wrażenia. Hemsworth znacznie lepiej wypadł w "Niezniszczalnych 2". Osobiście najbardziej cierpię na chroniczny brak Haymitcha i z chęcią zobaczyłbym jego losy na ekranie w jakiejś historii pobocznej. Lub przynajmniej poczytał o tym jak został zwycięzcą Igrzysk śmierci. Woody Harrelson rządzi nawet gdy pojawia się na ekranie tylko w kilku scenach.
Wszystko rozbija się o czas. Dwugodzinny seans jest zbyt rozwleczony. Znaczną część ukazanych wydarzeń można było spokojnie usunąć i stworzyć 45-minutową esencję. I ten kawałek filmowego dania uzupełnić dalszymi losami bohaterów z części drugiej. Całość mogłaby mieć około dwóch i pół godziny, ale za to byłaby znacznie bardziej strawna i wciągająca. Będąc kilka dni po seansie nabieram przekonania, że odbiór polepszyłoby kompletne usunięcie Katniss – niech na przykład leży sobie w ambulatorium i przezywa wewnętrzne rozterki. W tym czasie oglądalibyśmy losy innych postaci. A protagonistka wróciłaby tylko na finał tej odsłony. Byłoby to świeże i o wiele bardziej satysfakcjonujące. Ogólnie pisząc, "Kosogłos. Część 1" nie rozczarowuje, ale oceniam go na poziomie poprzedniej odsłony, która z kolei jest tuż za pierwszą wizytą w Panem.
Autor: Łukasz Kucharski
Ocena: 7.0
###
Jak dogonić szczęście (2014)
Wypalenie zawodowe w przypadku bycia psychiatrą to ciężki orzech do zgryzienia. Jak pomagać ludziom gdy samemu potrzebuje się wparcia i nowego otwarcia? Hector, którego świat jest prosty, schludny i poukładany znajduje się pod ścianą, gdy dociera do niego, że nie jest w stanie dłużej pomagać swoim pacjentom. Postanawia wyruszyć w podróż, która pomoże mu zrozumieć istotę szczęścia i na nowo obudzi w nim pasję do pomagania ludziom.
Podróż Hectora, Clara (tym razem pozostawiona, a nie zaginiona dziewczyna, czyli Rosamund Pike) i poszukiwanie szczęścia to mieszanka, która wypada dość miałko i stereotypowo. Kolejne miejsca i ludzie na drodze granego przez Simona Pegga psychiatry to swego rodzaju motywacyjne klisze, których w dzisiejszych czasach wszędzie pełno. „Szczęście to bycie bardzo żywym” wpisane do notatnika po wyrwaniu się z rąk porywaczy, to banał których jest tutaj niestety sporo. Trailer filmu sugeruje mocno komediowy charakter produkcji, jednak śmiesznych sytuacji jest tutaj niewiele, produkcja ma charakter dramatyczny, z nieco baśniową narracją i stylistyką. Wątek Clary, dziewczyny Hectora, jest w moim odczuciu niedostatecznie rozwinięty, dlatego nie czuje się dramaturgii ich związku i ciężaru jego wyjazdu. Wielka niewiadoma jaką jest jego podróż i to kiedy i czy w ogóle z niej powróci wydaje się łatwe do przewidzenia, co psuje przyjemność z oglądania. Niestety, jako fan nietypowej urody Rosamund Pike, również nie jestem usatysfakcjonowany - scen z jej udziałem jest niewiele co jest dziwne, biorąc pod uwagę, iż Hector twierdzi że cały czas o niej myśli.
Zdjęcia w "Jak dogonić szczęście" mogą się podobać, jednak plenery Afryki i Azji pojawiają się ledwie w kilku krótkich ujęciach a ich większa ilość zdecydowanie podniosłaby walory wizualne filmu Petera Chelsoma. Ogólnie mam wrażenie że film z Simonem Peggiem jest mocno rozcieńczoną wersją "Sekretnego życia Waltera Mitty" Bena Stillera. Występuje tu podobieństwo wątków pogoni za szczęściem, pojawia się miłość i spełnienie zarówno zawodowe jak i osobiste. Hector i jego przygody są niemal sterylną wersją prawdziwych przeżyć jakich pożąda bohater. Brakuje tutaj pazura, który przykułby widza do ekranu i ewentualnie wprawił w chwilę zadumy nad życiem i szczęściem. Wszelkie przeciwności losu na jakie natrafia Hector wydają się albo problemami pierwszego świata, albo jego wewnętrznym zagubieniem, które nie zostało dostatecznie zobrazowane i poparte jakimikolwiek głębszym uzasadnieniem. Bohater i jego historia wydają się oderwane od widza ciężko jest się do tego ustosunkować emocjonalnie. Kolejne postacie na jego drodze to niemal duchu bezwiednie przesuwające się po ekranie, z których niemal każdy ma dla Hectora coś do powiedzenia o tym jak być szczęśliwszym.
Autor: Szymon Szeliski
Ocena: 5.0
###
Do przeczytania za kilka dni!