Manager od czołgów pod ostrzałem pytań - rozmawiamy z Konradem Rawińskim z Wargaming.net
Wypytaliśmy PR managera firmy Wargaming.net o sprawy związane z organizacją finałów, ale nie tylko! Porozmawialiśmy również o podejściu mainstreamowych mediów do gier komputerowych, e-sporcie i współpracy z Muzeum Wojska Polskiego.
Mateusz Gołąb: Skąd wziął się pomysł, aby mistrzostwa ligi World of Tanks odbywały się w Polsce?
Konrad Rawiński: Pomysł w zeszłym roku wziął się stąd, że w Polsce mamy bardzo dużą bazę graczy. Jest to ponad milion zarejestrowanych użytkowników, co przekłada się na wyjątkowo oddaną i wymagającą społeczność. W Polsce jest duża aktywność, jeśli chodzi o World of Tanks. Bardzo dużo dzieje się zarówno na poziomie społeczności, jak i zaangażowania samej firmy w postaci różnorodnych spotkań i zlotów. Myślę, że to był główny powód. To tutaj bije, jedno z wielu, ale bardzo duże i ważne serce World of Tanks. Okazało się to, wydaje mi się, strzałem w dziesiątkę, bo zeszłoroczne mistrzostwa były udane pod względem frekwencji. Przemyśleliśmy, co można zrobić lepiej w stosunku do poprzedniego roku i teraz jesteśmy tu ponownie. W hali Expo XXI, która jest wypełniona ludźmi bardzo żywiołowo dopingującymi zmagające się drużyny.
MG: Rzeczywiście jesteśmy tu już drugi rok z rzędu. Zwykle takie wydarzenia wędrują z kraju do kraju. Dlaczego Wargaming.net postanowiło ponownie zorganizować mistrzostwa w Polsce?
KR: Za każdym razem, gdy podejmujemy decyzję o tym, gdzie mają się odbyć finały, to jest to ona podyktowana wieloma czynnikami. Jest to decyzja podjęta po głębokich analizach tego, co wydarzyło się w roku ubiegłym. Braliśmy pod uwagę wiele miejsc i wiele różnych miast. Warszawa miała taką przewagę, że byliśmy tu rok temu i wszystko wyjątkowo się udało. Szefostwu bardzo podobały się zeszłoroczne finały i teraz również są zachwyceni tym, jak one przebiegają, jaka jest frekwencja i jak reaguje publiczność. Wydaje mi się, że nawet od strony widzów jest lepiej, niż w zeszłym roku. Ludzie przychodzą tu bardziej świadomi, by ponownie poczuć ten dreszczyk e-sportowych emocji.
MG: Jest to ciekawe, zwłaszcza że żyjemy w kraju, w którym e-sport nie urósł jeszcze do tak ogromnej skali, jak w innych miejscach świata, a gry nadal postrzegane są przez media jako coś szkodliwego.
KR: Mówisz, że media głównego nurtu traktują gry bardzo niesprawiedliwie. Jestem trochę w kontrze do tego typu stwierdzenia, bo powiem szczerze, że media wykazują coraz większe zainteresowanie, a materiały z roku na rok stają się bardziej rzetelne i profesjonalne. Oczywiście na 10 materiałów naprawdę dobrze zrobionych trafi się jakiś jeden, nie do końca przemyślany. Wtedy wszyscy na tym jednym przykładzie budują sobie opinię. Nie zgadzam się z tym, bo współpracuję z wieloma redakcjami głównego nurtu i uważam, że też profesjonalnie piszą o grach komputerowych. Oczywiście tak, żeby trafić do swojego odbiorcy, czyli nie zawsze zagłębiając się w szczegóły. Osobiście nigdy nie spotkałem się z przekręcaniem słów czy faktów. Wiadomo, że musi być do tego oddelegowana właściwa osoba, która wie o grach cokolwiek. Takie kwiatki wychodzą, gdy zleca się zrobienie materiału osobie, która nie ma z tym styczności. Na zasadzie – to jest gra, zrób materiał. Wtedy taki redaktor przygotuje go jak uważa za słuszne lub na podstawie obiegowych opinii. Prawdopodobnie gdyby ktoś nas poprosił o przygotowanie tekstu o betoniarkach, to zrobilibyśmy to równie nieprofesjonalnie, a branża betoniarska by na nas narzekała.
MG: Widziałem tu dzisiaj wielu przedstawicieli mediów mainstreamowych. Rozumiem, że nie spotkałeś się z nikim, kto przyszedłby do ciebie z gotową tezą na tendencyjny materiał?
KR: W tym roku zainteresowanie było ogromne. Przed mistrzostwami pojawiało się już wiele artykułów, które zapowiadały to wydarzenie. Teraz na miejscu również obecnych jest wielu przedstawicieli mainstreamowych mediów. Nie spotkałem się jeszcze, żeby ktoś przyszedł do mnie z gotową tezą mówiąc, że gry to zło i dopasowując pod nią treść materiału.
MG: Jak odbierają nasz kraj profesjonalni gracze, którzy przyjechali tu z różnych zakątków świata?
KR: Część z nich jest tu po raz pierwszy, a część pojawiła się już na zeszłorocznych finałach. Wydaje mi się, że zarówno Warszawa, jak i cała Polska odbierana jest bardzo pozytywnie. Cenią sobie to, że ludzie są przyjemni i otwarci. Starają się pomóc nawet, jeśli nie znają języka angielskiego. Samo miasto jest jedną z prawdziwych światowych stolic. Nie przyjeżdżają tutaj, jak na jakieś pustkowie, ale jak do prawdziwej europejskiej metropolii. Po pobycie bardzo chwalą sobie tutejszą infrastrukturę, choć wcześniej być może spodziewali się niedźwiedzi polarnych biegających po ulicy. <śmiech>
MG: Pomimo tego, że maraton blokuje miasto? <śmiech>
KR: To, że odbywa się maraton nie jest niczym dziwnym. Takie wydarzenia mają miejsce w różnych miastach świata. Gorzej, jakby skakali nam nad głowami linoskoczkowie.
MG: To może następnym razem czołgi przyblokują ulice?
KRi: Nawet na chwilę zablokowaliśmy Aleje Jerozolimskie, gdy czołgi wyjeżdżały z Muzeum Wojska Polskiego. Było sporo wojskowych, którzy tym dyrygowali i specjalne samochody pilotujące. Ludzie byli bardzo zaskoczeni tym co się dzieje. <śmiech> Specjalnie zorganizowaliśmy to w nocy, żeby nikomu nie zaszkodzić. Takie rzeczy trzeba robić w sposób przemyślany.
MG. Jak wyglądała współpraca z Muzeum Wojska Polskiego?
KR: Bardzo sobie cenię tę współpracę. Dzięki umowie, jaką mamy z muzeum te czołgi zostały specjalnie odświeżone i przygotowane na finały. Powymieniane zostały również mechanizmy eksploatacyjne. Z pewnością będą one cieszyć potem odwiedzających placówkę. Koledzy z muzeum spisali się perfekcyjnie. Transport tych maszyn nie jest prostym zadaniem. Są to przecież kilkudziesięciotonowe kolosy. Każdy, najmniejszy błąd przy ładowaniu ich na platformę może kogoś kosztować zdrowie, a nawet życie. Na szczęście wszystko się powiodło dzięki profesjonalistom z muzeum. Mam nadzieję, że oni również są zadowoleni. Ta współpraca jest dosyć naturalna. Tu czołgi wirtualne, a tu prawdziwe. W zeszłym roku również współpracowaliśmy przy okazji specjalnego eventu dla dziennikarzy. Czołgów nie było w Złotych Tarasach głównie dlatego, że nie było gdzie ich postawić. Pod halą EXPO jest o wiele więcej miejsca, wiec udało się je zorganizować. Myślę, że jest to również fajna promocja dla samego muzeum.
MG: Sam również jesteś graczem. Powiedz mi zatem z perspektywy gracza, który siedzi również za kulisami sceny e-sportowej, jak według ciebie rozwija się ona w Polsce? Ostatnio robi się coraz głośniej za sprawą zarówno finałów World of Tanks, jak i mistrzostw Intel Extreme Masters, które także kolejny raz odbyły się w naszym kraju.
KR: Generalnie parę lat temu nie bardzo ktoś jeszcze wiedział z czym to się je. Przynajmniej ja odnosiłem takie wrażenie, że gdy mówiło się o World of Tanks, League of Legends, czy innych grach e-sportowych, to mało kto rozumiał o co chodzi. W zeszłym roku już ta świadomość była większa, ale nawet obserwując kibiców, to nie do końca znali oni chociażby drużyny biorące udział w zawodach. Trochę trudno było im się odnaleźć. Wydaje mi się, że w tym roku publika jest bardziej świadoma, zarówno jeśli chodzi o zasady panujące w grach, jak i chociażby mają swoje ulubione zespoły, którym kibicują. Ta świadomość jest coraz większa i myślę, że nadal będzie prężnie rosła. Następnym krokiem będzie to, że sami gracze staną się rozpoznawalni. Pomału będą wyrabiać swoje nazwiska i tworzyć „własne marki”. Doskonale to widać chociażby na tych finałach.
MG: Czy możemy się spodziewać, że kolejne finały również odbędą się w Polsce?
KR: Zobaczymy! To wszystko jest kwestią analiz. Tego, co się dzieje i tego, co inne lokacje mają do zaoferowania. Dopiero będziemy podejmować decyzję co do przyszłego roku. Osobiście, jako urodzony Warszawiak, bardzo bym chciał. Czas pokaże.
MG: Dzięki za rozmowę!
Zapraszamy również do przeczytania naszej relacji z tegorocznych mistrzostw świata ligi World of Tanks.
Interesuje Cię ten tytuł? Sprawdź nasz poradnik do World of Tanks.
Przeczytaj również
Komentarze (9)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych