Graliśmy w Assassin’s Creed: Syndicate - wspaniały klimat, stara mechanika
Pierwszy zwiastun wydał mi się bardzo młodzieżowy, co z jednej strony trochę mnie odrzuciło, z drugiej dało nadzieję na jakiś powiem świeżości w serii. Czy wyprawa do niezwykle ostatnio Londynu faktycznie "robi różnicę"?
Jacob i ponętna Evie Frye to bohaterowie, którzy będą starali się przejąć kontrolę nad Londynem. Jeśli znużyło Was skakanie po dachach w kolejnych odsłonach serii, Syndicate może okazać się w pewnym stopniu remedium. Wszystko za sprawą specjalnej linki (Rope Launcher), którą odpalamy przyciskiem L1. Linka naturalnie nasuwa skojarzenia z serią Batman, ale tutaj wszystko jest jakby bardziej naturalne. Wystrzeliwując linę do góry, możemy podciągnąć się na budynek, ale już w poziomie poruszamy się, trzymając linę rękoma i zwisając w dół. Przytrzymując bieg, możemy też po niej zjeżdżać niczym po tyrolce. To wszystko ułatwia poruszanie się po mieście i dla mnie osobiście jest to bardzo miłą odskocznią od biegania po dachach, co bardzo mocno nużyło w Unity.
Nie liczcie jednak na rewolucyjne zmiany w mechanice. W Syndicate gra się jak w poprzednie Asasyny. Wprowadzono kilka usprawnień ułatwiających życie graczom, ale koncepcja zabawy niewiele się zmieniła. Fajnie, że zabijając wroga, otrzymujemy automatycznie nie tylko experience, ale też zawartość jego ekwipunku, nie musząc przeszukiwać ciała. Po naciągnięciu na głowę kaptura, stajemy się bardziej niewidoczni dla wroga. Gdy tkwimy w miejscu w bezruchu, postać staje się półprzezroczysta, dzięki czemu wrogowie mają jeszcze większe trudności z wykryciem naszej obecności. Niestety – to ponownie ułatwiło i tak niezbyt wymagającą rozgrywkę. Przynajmniej w zaprezentowanym demie.
Cieszy za to postawienie jeszcze większego nacisku na swobodę w sposobie przejścia danych misji. Nowością jest choćby opcję False Kidnapping, czyli pozorowane uprowadzenie. Możemy wykorzystać ziomka przebranego za strażnika, by wprowadził nas do strzeżonej lokacji, udając, że... prowadzi więźnia. Dużo więcej na planszach jest też elementów interaktywnych. Rzucając nożami w zawieszone beczki, możemy zrzucić je na patrolujących teren strażników.
Cały czas bardzo pomocne jest eagle vision, dzięki czemu widzimy choćby poziom doświadczenia i zaalarmowania przeciwników. Muszę też przyznać, ze klimat wiktoriańskiego Londynu naprawdę daje radę. Postacie wypadają przekonywająco, nie są jednowymiarowe i mają całkiem fajnie napisane dialogi. Wspinaczka na Big Bena czy inne charakterystyczne miejscówki są gwarantem niezapomnianych wrażeń. Naprawdę pasuje mi ten klimat, choć zdaje sobie sprawę z tego, że Londyn jest ostatnio mocno eksploatowany.
Nowością w serii jest zabawa w gangstera i zbieranie ekipy oprychów w ogarniętym wojnami gangów Londynie. Gdy chcemy przejąć daną dzielnice organizujemy ustawkę na środku ulicy i zaczynamy regularną bitwę niczym kibole Legii z Wisłą. Niestety w systemie walki próżno szukać rewolucyjnych zmian - mamy wprawdzie nowe animacje ataków i naprawdę soczyste finishery, ale całość w dalszym ciągu opiera się na kontrach i doskakiwaniu do rywali. W mojej opinii poziom trudności w dalszym ciągu jest zbyt niski. To samo zresztą tyczy się bitw na pięści w barach - jest kilka szlifów, czuć, że całość wypada bardziej płynnie, ale fanów serii nic nie jest tu w stanie specjalnie zaskoczyć.
Nieco wcześniej mieliśmy też okazję sprawdzić reklamowane przez producenta pościgi karocami. Póki co pozostawiają lekki niedosyt. Smyrganie konia pejczem w celu przyspieszenia i manewrowanie ulicami Londynu za pomocą gałki jest bardzo uproszczone. Urozmaica rozgrywkę, ale nijak się ma do rajcujących eskapad morskich w Black Flag. Mimo iż tytuł podoba mi się bardziej niż Unity, do niezwykle udanych przygód Kenwaya na Karaibach póki co trochę brakuje.
Interesuje Cię ten tytuł? Sprawdź nasz poradnik do Assassin's Creed: Syndicate.
Przeczytaj również
Komentarze (31)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych