Poznań Game Arena 2015 - Gamingowy raj Wielkopolski
Coraz prężniej rozwijająca się w naszym kraju branża elektronicznej rozrywki, otwiera Polsce drzwi do pierwszej ligi gamingowych potęg, dzięki czemu mamy coraz więcej powodów do narodowej dumy. Jednym z nich jest organizowane co roku Poznań Game Arena, którego najnowsza odsłona przebiła swoim rozmachem wszystkie poprzednie.
W stosunku do edycji 2014, na którą to bardzo dużo osób narzekało, obecna wypadła zdecydowanie lepiej. Wtedy to pisano i mówiono, że impreza była biedna, mała i nie można było znaleźć na niej nic ciekawego – z czym się osobiście trochę nie zgadzam. Jednakże tegoroczna odsłona powinna zadowolić każdego. Tym razem PGA wraz z trzema wydarzeniami towarzyszącymi, odbywało się na terenie aż 8 hal – poprzednio było ich tylko 5.
Z jednej strony mieliśmy spotkanie tak zwanych YouTuberów zorganizowane pod nazwą „Stars4Fans”, z drugiej zaś bardzo efektowne mistrzostwa w World of Tanks, znane również jako „Continentional Rumble”. Swoje małe święto mieli także miłośnicy niezależnego tworzenia gier wideo, którzy to mogli się co nieco nauczyć od starszych wyjadaczy na GIC - Game Industry Conference (dawniej Zjazd Twórców Gier).
Tradycyjnie całość rozpoczęła się już w piątek, kiedy to drzwi otwarto dla VIP-ów, czyli przedstawicieli mediów, gości specjalnych oraz osób, które były gotowe wyłożyć aż 100 zł na bilet, by móc bez problemów pograć w najnowsze i nadchodzące produkcje. Swoje ciut większe pięć minut zgarnęli wtedy przedstawiciele firmy Dell, którzy to zaprezentowali swoje wersje wprowadzanych właśnie na rynek konsol Steam. Chwalono się ich możliwościami, specyfikacją, a także korzyściami, jakie dają swoim użytkownikom.
Po odsłuchaniu kilku minut z tegoż przemówienia, swe dalsze kroki skierowałem na zamknięty pokaz jednej z najlepiej zapowiadających się polskich gier na 2016 rok – Shadow Warrior 2. W kameralnej salce konferencyjnej para producentów z Flying Wild Hog, starała się przekonać dziennikarzy o tym, że „dwójka” będzie dziełem znacznie lepszym od rebootu serii. Wpierw na naszych oczach rozegrano partyjkę w trybie kooperacji, kiedy do jeden z deweloperów opowiadał o różnych nowościach i rozwiązaniach wdrażanych do drugiej części cyklu.
Dzięki temu wiemy już, że w przeciwieństwie do „jedynki”, Shadow Warrior 2 będzie grą nieco bardziej otwartą. Zamiast liniowych ścieżek prowadzących gracza po sznurku od punktu A do B, otrzymamy kilka opcji zaliczenia danej mapki. Będziemy mogli pójść na wprost i zmierzyć się z kolejną hordą wrogów, bądź na przykład zajdziemy ich od tyłu dzięki kamuflażowi, albo nawet i unikniemy batalii, skacząc po dachach budynków w drugi koniec lokacji.
Ponadto bardzo ciekawym pomysłem wydaje się być swego rodzaju „diablopodobność” dzieła „Dzikich Wieprzy”. Tytuł skonstruowano tak, aby jego replayability było praktycznie niewyczerpalne. Główna fabuła zostanie tu rozłożona na zaledwie 6 godzin, lecz jej ukończenie, to tak naprawdę dopiero początek zabawy. Później czekać na nas będzie aż drugie tyle zadań pobocznych i nieskończona ilość na bieżąco pojawiających się zleceń. Dodatkowym aspektem „a'la Diablo”, jest również losowość generowanych plansz. Cały system polegać będzie na konstruowaniu map w taki sposób, aby każdy gracz miał inne doświadczenia płynące z zabawy.
Jak to wygląda w praktyce? Jeden z Was grając w SW 2 będzie szedł do konkretnej misji przez ładne zadbane świątynie, przy kolorowych drzewkach o poranku. Drugi zaś podążając w to samo miejsce napotka ruiny skąpane wodą uroczego strumyka, odbijającego promienie zachodzącego słońca. Oczywiście ostatnim elementem jest również loot, a konkretnej rzecz ujmując, kryształki mocy i bronie, jakie będą nam wypadać z zabitych wrogów. Do dyspozycji będzie aż 70 rodzajów oręża podzielonego na 3 klasy oraz kilkadziesiąt, jeśli nie więcej, ulepszeń. Na przykład będziemy mogli nosić dwa pistolety naraz, wzmocnimy łuk lodowymi pociskami, bądź ostrzu nadamy właściwości zapalających. Będzie to z kolei miało dobre przełożenie na rozgrywkę i nada jeszcze większego znaczenia kooperacji. Shadow Warrior można opisać zatem jako prawdziwe strzelane Diablo.
Dodatkową niespodzianką ogłoszoną przez ekipę Flying Wild Hog, było zapowiedzenie, iż inna ich produkcja – Hard Reset – już niebawem trafi na PlayStation 4. Tegoż samego dnia miałem również okazję zagrać w najnowszą odsłonę jednej z bardziej popularnych serii na naszym rynku, a mianowicie American Truck Simulator. Moje małe wrażenia wraz z zestawem świeżych informacji, opiszę w osobnym tekście już za parę dni.
Nie próżnując z wielką radością dorwałem się także do This War of Mine: The Little Ones. I tak jak się spodziewałem, 11 bit studios szykuje nam dzieło jeszcze lepsze niż pierwowzór. Podstawowa wersja TwoM chwyta za serce, skłania do przemyśleń i pokazuje wojnę w jej prawdziwym obliczu. Jednakże to dopiero konsolowa edycja pozwoli nam przeżyć to w pełnej, doskonałej formie. Przy grze spędziłem co prawda jedynie kilka minut, lecz tyle wystarczyło, by rozruszać moją wyobraźnię. Krótka rozmowa z młodą dziewczynką, zabawa w „klaskankę” i ta niewinna duszyczka, dla której będziemy walczyć do ostatniego tchu. Oto emocje i wrażenia, jakich troszkę brakowało na PC. Ponadto ekipie należą się gromkie brawa za to, że nie boją się ukazać tak drastycznego i delikatnego tematu w formie gry wideo.
Drugi dzień PGA, a zarazem pierwszy dla szerszej publiczności, również zgodnie z tradycją przyniósł ze sobą długie kolejki, w których trzeba było stać dosłownie wszędzie. Od wejścia, aż po darmowe krówki na niektórych stoiskach wystawców. Tłumy gości rozbiegły się po wszystkich halach korzystając z atrakcji jakie przygotowano dla nich w tym roku. Naszą wycieczkę rozpocznijmy sobie od najspokojniejszego miejsca na całym gamingowym MTP, czyli od konferencji twórców niezależnych.
Jej organizatorzy zadbali o to, by każdy poczuł się tam mile widziany (rozdawano słodkie babeczki) i jeśli był tylko do tego chętny, zgłębił swoją wiedzę na temat procesu deweloperskiego. Podczas GIC dowiedziałem się na przykład dlaczego tak ważne jest to, aby planowanie swojej wizji na dane dzieło rozpocząć praktycznie od wszystkich elementów naraz. Aby doświadczenie płynące z zabawy z naszym tytułem było jak najlepsze, na samym początku nie wolno nam zapomnieć nawet o muzyce.
Jeśli pomyślicie sobie „ah, ścieżkę audio dobiorę sobie dopiero jak będę miał gotowe sceny”, to jesteście w błędzie. Wtedy, przynajmniej zdaniem prelegentów, całość będzie brzmiała jak wsadzona do gry na siłę i zamiast uzupełniając ważną fabularnie kwestię, bądź klimatyczną lokację, zepsuje nam efekt nieadekwatną tonacją bądź rytmiką. Co prawda, brzmi to dość dziwnie, lecz zagłębiając się w to zagadnienie, można się z tym zgodzić. Na przykład wyobraźcie sobie, co by było gdyby w The Last of Us w najważniejszych chwilach nie puszczono dobrze brzmiącej melodii, bądź w Wiedźminie zabrakło pięknie śpiewającej damy? Na innej zaś prelekcji, bazując na danych statystycznych, uczono młodych deweloperów jak skonstruować dobry, nienachalny system mikropłatności.
Gdy bogatszy o świeżą wiedzę wychodziłem już z budynku numer 14, zaczepił mnie jeden z uczestników wydarzenia, który to przemiłym głosem i z uśmiechem na twarzy, zaciągnął mnie w odludny zaułek, gdzie pokazał mi swój skarb. Była nim wizja na całkiem fajną, przyjemną grę dla dzieci oraz casuali, która w całości polegać ma na równym rozdzielaniu pożywienia dla dwóch ras słodkich kosmicznych stworków. Opowiadając mi o swoim pomyśle, zafascynowany nowymi życiowymi wyzwaniami mężczyzna, zaprezentował mi nawet analogowe demo gry. Na podłodze rozłożył wycięte w papierze owoce i dwie kulki plasteliny połączone sznurkiem, imitujące obiekty które będziemy ciąć, wraz z narzędziem, jakim będziemy to czynić. Sądząc po tym, jaki sukces osiągnęło Fruit Ninja, to i na taką konwencję znajdą się jacyś chętni, a takich zapaleńców aż miło czasem posłuchać.
Kolejnym ważnym punktem dnia były również zawody Continentional Rumble, zorganizowane przez ESL, Intela i Wargaming.net w tak zwanej „Sali Ziemi”, czyli chyba największej auli konferencyjnej dostępnej w MTP. Skonstruowano tam naprawdę bardzo widowiskową, profesjonalną scenę, stanowiska komentatorskie i stoliki dla ekspertów dyskutujących na streamach prowadzonych zarówno w języku angielskim jak i rosyjskim. Same rozgrywki prezentowano z wielką pompą i iście telewizyjną jakością, dzięki czemu radość z ich oglądania mogli czerpać dosłownie wszyscy – nawet Ci, którzy nigdy nie mieli okazji zagrać w World of Tanks.
Jednakże najwięcej związanego stricte z grami e-sportowymi działo się w hali 6A, gdzie swoje wydzielone sektory miały najważniejsze instytucje związane z tym rodzajem rozrywki. Wioska LoL-a, sklepik Virtusów, scena Twitch.tv z rozkładem atrakcyjnych pokazów, a także specjalne standy z odpalonym Mortal Kombat X. To zaledwie kilka z wielu stoisk, które czekały na zainteresowanych. Szczególnie ciekawie zapowiadały się show prowadzone przez obecnego lidera rynku strumieniowania - live z Izakiem, czy też mecze Fantasy Expo Challange zebrały na trybunach sporo widzów. Zaś tuż obok wpuszczano ludzi na hucznie promowane w Sieci „Stars4Fans”, gdzie fani mogli zobaczyć się ze swoimi ulubionymi YouTuberami.
Całkiem duża hala zarezerwowana tylko dla internetowych gwiazd i ich wiernych widzów była zapełniona tylko do połowy. Na środku widniała wielka scena z siedziskami do przycupnięcia i porozmawiania jak w rasowym talk-show, a wokoło stały sklepiki sygnowane ksywkami VIP-ów. Za masywną konstrukcją wydzielona została ścieżka odgrodzona od reszty sali metalowymi barierkami, by dzięki niej showmeni mogli we względnym spokoju przejść z punktu A do B. Tak to przynajmniej wyglądało w teorii.
W praktyce poczułem się jak na typowym koncercie jakiejś gwiazdki pokroju Justina Biebera, na widok którego mdleją nastoletnie dziewczynki. Gdy zaciekawiony wystrojem całości spacerowałem przy ogrodzeniu, nagle usłyszałem piski, krzyki i jęki. Odwróciłem zatem wzrok w stronę, z której docierały owe dźwięki i ujrzałem hordę gimnazjalistów biegnących w moim kierunku. Oczyma wyobraźni widziałem już jak leżę zatratowany pod tłumem zaślepionych dzieciaków.
Szczerze powiedziawszy wiedziałem, że ci wszyscy tak zwani YouTuberzy mają dosyć spore grono fanów w młodym wieku, lecz nie sądziłem, że przybrało to aż taką skalę. Z wymieszanymi uczuciami rozbawienia i przerażenia, obserwowałem jak maluchy w wieku od 10 do około 15 lat biegną w stronę ledwo znanego mi faceta, który w swoich filmikach rzuca bluzgami bardziej niż Marek Kondrat w Dniu Świra.
Jednakże wymienione powyżej wydarzenia były tylko dodatkiem do wisienki na torcie, jaką było oczywiście PGA, tradycyjnie odbywające się w „czteropaku”. W połączonych ze sobą halach przede wszystkim pojawiło się trio producentów konsol. Sony niestety rzuciło się tylko kilkoma standami z PlayStation 4, co jest jednak zrozumiałe, gdyż głównym celem firmy w tym miesiącu jest Warsaw Games Week. Główny rywal Japończyków, Xbox, wykonał swoje zadanie jak należy i oddał w nasze ręce spore połacie terenu pełne Xboksów One oraz X360, na których to mogliśmy ograć nadchodzące tytuły.
Zwiedzający mieli okazję na własnych dłoniach przetestować Forzę Motorsport 6, mając przy tym do dyspozycji w pełni wyposażone kierownice, czy też Rise of the Tomb Raider, gdzie pani archeolog w nieprzyjaznych dla życia warunkach, wyginała swe piękne ciało. Całkiem niedaleko z dużym rozmachem polski dystrybutor Nintendo promował Wii U oraz 3DS-y. W celu zrealizowania jakże trudnego zadania przebicia się do głównego nurtu na naszym rynku, Czesi przywieźli ze sobą między innymi Super Mario Maker, Zeldę Tri-Force, czy też Just Dance 2016. Na dedykowanej scenie rozgrywano również małe zawody w Mario Kart 8, Super Smash Bros. (2014), a nawet SMM – do zabawy zapraszano oczywiście widzów chętnych zaprezentować swoje umiejętności.
Swoją własną halę otrzymali także twórcy indie. W strefie gier niezależnych boxów było co niemiara, dzięki czemu fani tego segmentu naszej branży mogli poczuć się jak w raju. Zewsząd wylewały się kreatywność, pasja i solidna jakość prezentowanych tytułów. Tradycyjnie swoje duże show zorganizował Sos Sosowski, u którego goście grali w jego małe i pokręcone dzieła, zaś on sam prowadził turniej polegający na zdobyciu jak największego wyniku w McPixelu.
Spośród wielu indorów z pewnością na wzmiankę zasłużyło kilkoro z nich, wyróżniających się na tle licznej konkurencji. Facebooka i inne portale społecznościowe podbiła ekipa BestToiletGames, która na swoim stoisku zamontowała toaletę, byśmy zgodnie z nazwą na niej testowali ich najnowsze produkcje. Całkiem niedaleko stały również urocze panie przyodziane w stroje drwalek promując równie uroczego Timber Mana. Swoje pięć minut zyskał także Hoolingan Fighters - projekt wykorzystujący fenomen walk chuliganów. I o ile od strony ideowej wszystko wygląda cacy, to już od technicznej prezentuje się dość biednie. Bardzo intrygującą metodę promocji miało studio, u którego zamiast tradycyjnego pada, do gry używano trzech bananów.
W innym sektorze dosyć dużą i ładnie zaprojektowaną konstrukcję miało Ghost of Memories, będące połączeniem koncepcji Monument Valley ze stylizacją Podróży. Trzeba przyznać, że odpowiedzialna tę za fajną mieszankę ekipa, przyłożyła się do swojej pracy i przygotowała tytuł wart swej ceny i polecenia. Jeśli już mowa o efektywnych prezentacjach, to jak zwykle nie zawiedli się fani Symulatora Farmy, którego stanowisko ozdobione było pięknym, nowoczesnym traktorem oraz równie interesującymi hostessami. Naprawdę świetnym zabiegiem marketingowym popisał się zaś Roccat. Producent zestawów dla profesjonalnych graczy wynajął trzy zgrabne modelki, którym wręczył spodenki, z nadrukowanymi na ich tylnej części adresami jego profili na portalach społecznościowych.
Jak na każdym porządnym konwencie, tak i tutaj, po terenie Międzynarodowych Targów Poznańskim spacerowały dziesiątki przebierańców. Bohaterowie League of Legends, Szturmowcy z Gwiezdnych Wojen, Asasynki, Harley, Joker, Mokujin, Jin Kazama, czy też Adam Jensen uświetnili tegoroczną edycję Poznań Game Arena swoją obecnością. Zwiedzający z przygotowanym na tę okoliczność portfelem, mogli przepuścić ciężko zarobione pieniądze na kubeczki, koszulki, pluszaki, gry, gadżety, bądź losy na loterie. Oczywiście odbyła się również niezliczona ilość konkursów z ciekawymi fantami do zgarnięcia.
Znamienici goście, setki wystawców i ponad 66 tysięcy zwiedzających sprawiły, że PGA 2015 na długo zapisze się na kartach historii, jako ta najlepsza odsłona imprezy. Dzięki takiej mnogości atrakcji, każdy znalazł tu coś dla siebie. Maluch poszukujący prostej wesołej zabawy, nastolatek zapatrzony w swych idoli, a nawet stary wyjadacz, przed którym elektroniczna rozrywkowa nie ma żadnych tajemnic, wyszli z hal MTP obładowani zdobyczami i w pełni zadowoleni ze spędzonego tam czasu.
Galeria
Przeczytaj również
Komentarze (28)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych